Bruce's nie zainspirowało samo Święto Zmarłych w naszej wersji, tylko przede wszystkim jego latynoamerykanska wersja, przedchrześcijańskie wierzenia wplecione w liturgię Kościoła (na tych podstawach opiera się zresztą lwia część południowoamerykańskiego katolicyzmu). Uczty zmarłych, biesiadowania na grobach, tworzenie cukrowych czaszek czy szkieletów z paper mache i generalnie ta niezwykła atmosfera "święta śmierci" - pogański mistycyzm wpleciony w ramy obcej religii. Zresztą to tylko jedna z jego licznych inspiracji. Zafascynował go na przykład jeszcze jeden z najbardziej prymitywnych rytuałów, polegający na jedzeniu zupy ze sproszkowanym ciałem krewnego albo boliwijski taniec w maskach. Nie mówiąc już w współczesnych, politycznych inspiracjąch, czytaj Victor Jara i spotkanie z wdową po nim.
Plus, skoro północnoamerykański rytuał Ghost Dance tłumaczy się po prostu na Taniec Ducha, to analogicznie Ghost Dances to będą Tańce Ducha. W przypadku tłumaczeń zanurzania się w drugie, trzecie i dziesiąte znaczenie jest już tyle, że to, co da się przetłumaczyć dosłownie, nie tracąc znaczenia ani klimatu, zostawia się w spokoju.
Oczywiście można tłumaczyć dosłownie ale czasem tytuł mniej literalny oddaje lepiej sens całego dzieła i czasem trzeba się zdecydować czy bardziej odnosić się do języka, na który się tłumaczy (czyli duch/dusza) czy j. oryginału
Najprościej rzecz biorąc, kiedyś to pierwsze, teraz to drugie. Ale w zasadzie to bardziej skomplikowana kwestia - w tłumaczeniach literackich odnosi się zazwyczaj do oryginału, dostosowując oryginał do reguł języka (a czasem i kultury) adresata. Ale w przypadku tytułu, który nie ma w sobie ani gry słownej ani jakiegoś szczególnego odniesienia kulturowego, a który da się przetłumaczyć dosłownie bez utraty wydźwięku i sensu, po prostu nie opłaca się kombinować. Chyba, że jesteś dystrybutorem filmu i musisz zgarnąć jak największe zyski, więc wrzucasz najbardziej komercyjny z możliwych tytułów
Świetnym przykładem tytułu bardzo trudnego do przetłumaczenia jest tytuł bodaj najsłynniejszej powieści Pamuka
Benim adım kırmızı, który został przełożony na
Nazywam się czerwień. Problem polega na tym, że "bohater" (cudzysłów jak z Gdańska do Opola, nie będę spojlerować) wcale nie nazywa się Czerwień
bo czerwień (jak w zdaniu: moja bluzka jest czerwona) to po turecku al. Żeby było zabawnie, kırmızı to też czerwień, ale niosąca po polsku takie skojarzenia jak, powiedzmy, szkarlat. Na dodatek etymologicznie to słowo jest spokrewnione z angielskim crimson, co nadaje tytułów pewien specyficzny wydźwięk, którego po prostu nie da się przetłumaczyć na polski (Nazywam się zbrodniczy szkarlat?).
Tak a propos święta zmarłych i tłumaczeń, niezmiennie zastanawia mnie, czemu chińskie "wszystkich świętych" to po polsku Święto Sprzątania Grobów, skoro w oryginale to Qingmingjie, czyli Święto Jasności i Czystości (czystości w sensie purity).
Mówimy, jak zawsze, różnymi językami [...]. Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegną od tego zmianie, prawda? (Michaił Bułhakow)