Muzyka/piosenka jaką chcielibyście usłyszeć do programu
Moderatorzy: Hortensja, kasik8222, LittleLotte, Haley452, Kathiea, Poice
No doubt i super wybór na jakąś galę. To było tyle lat temu a Gwen nadal jest piękna i czas się jej nie ima.
a tu power większy od oryginału
Szkoda że Ten chłopak gdzieś przepadł, mam jego płytę. Chyba jest za miękki do showbizu. Może ta wersja spodobałaby się Weirowi
Na jego płycie są takie perełki
a tu power większy od oryginału
Szkoda że Ten chłopak gdzieś przepadł, mam jego płytę. Chyba jest za miękki do showbizu. Może ta wersja spodobałaby się Weirowi
Na jego płycie są takie perełki
- LittleLotte
- Posty: 1522
- Rejestracja: 10 lat temu
- Lokalizacja: Opole
- Kontakt:
Mnie się marzą musicale, na przykład Wildhorna:
1)"Dracula". Takie "Loving you keeps me alive", może i sentymentalne, ale ja uwielbiam.
Albo "Deep in the darkest night"
Może Tani i Maksowi przypadłoby to do gustu... :12:
2) Napisałabym "Jekyll&Hyde", ale to jest dość popularne ("This is the moment" chyba już słyszałam, a "Once upon a dream" to był jeden z programów na galę Kim Yuna)
3)"Rudolf - the last kiss - tudzież "Rudolf - affaire Mayerling". Ogólnie rzecz biorąc, musical jest znacznie częściej wystawiany i znacznie bardziej znany w wersjach: austriackiej i węgierskiej, ale po angielsku też ma cudowne fragmenty, jak choćby takie, jak "It's only love":
albo "I was born for you":
czy nieco bardziej dynamiczne"Writing on the wall":
Wierzcie lub nie, ale po niemiecku też brzmi pięknie :P
4) "Camille Claudel": kojarzę tylko "Gold" też z jednego z programów Yuny. Można by z tym zrobić coś w stylu "Rodina" G&G, zwłaszcza że byłoby to na temat :medit:
1)"Dracula". Takie "Loving you keeps me alive", może i sentymentalne, ale ja uwielbiam.
Albo "Deep in the darkest night"
Może Tani i Maksowi przypadłoby to do gustu... :12:
2) Napisałabym "Jekyll&Hyde", ale to jest dość popularne ("This is the moment" chyba już słyszałam, a "Once upon a dream" to był jeden z programów na galę Kim Yuna)
3)"Rudolf - the last kiss - tudzież "Rudolf - affaire Mayerling". Ogólnie rzecz biorąc, musical jest znacznie częściej wystawiany i znacznie bardziej znany w wersjach: austriackiej i węgierskiej, ale po angielsku też ma cudowne fragmenty, jak choćby takie, jak "It's only love":
albo "I was born for you":
czy nieco bardziej dynamiczne"Writing on the wall":
Wierzcie lub nie, ale po niemiecku też brzmi pięknie :P
4) "Camille Claudel": kojarzę tylko "Gold" też z jednego z programów Yuny. Można by z tym zrobić coś w stylu "Rodina" G&G, zwłaszcza że byłoby to na temat :medit:
Mówimy, jak zawsze, różnymi językami [...]. Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegną od tego zmianie, prawda? (Michaił Bułhakow)
- LittleLotte
- Posty: 1522
- Rejestracja: 10 lat temu
- Lokalizacja: Opole
- Kontakt:
Czy to "My Funny Valentine" ma coś wspólnego z "My Funny Valentine" z "Babes in arms"?oraz My Funny Valentine Miles'a Davisa
A co do jazzowych kawałków, to ostatnio przesłuchiwałam nasz rodzimy "Nóż w wodzie" (z oczywistych powodów jedna z niewielu naszych jazzowych ścieżek dźwiękowych, autorstwa nieodżałowanego Komedy) i w ucho wpadło mi "Cherry":
Mówimy, jak zawsze, różnymi językami [...]. Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegną od tego zmianie, prawda? (Michaił Bułhakow)
- LittleLotte
- Posty: 1522
- Rejestracja: 10 lat temu
- Lokalizacja: Opole
- Kontakt:
Faktycznie świetne. Zdolna bestia. Tylko polska piosenka jak zwykle cierpi na niedobór dobrych tekstów Ale chyba musimy poczekać na jakiegoś odnoszącego sukcesy Polaka. Nie chcę być złośliwa, ale chyba sobie poczekamy xDNa jego płycie są takie perełki
Kojarzycie może panią, która śpiewała piosenki w oryginalnej wersji "Mulan", "Mulan II", i partię Jasminy w "Aladynie"? Nazywa się Lea Salonga. Jakby komuś przyszło do głowy, że jej talent na tym się skończył:
1) jeden z najpiękniejszych duetów w świecie musicalu:
Last night of the world z "Miss Saigon"
2)I'd Give My Life For You z tego samego musicalu:
3)Too Much For One Heart - bodajże ją wycięto, ale też z "Miss Saigon". Mój absolutny number one, jeśli chodzi o ten musical:
Wyobrażam to sobie, na przykład w wykonaniu Caroliny Kostner.
4) Nikt w całej historii "Nędzników" nie zaśpiewał tego tak, jak ona:
ani tego:
A tak poza tym skojarzył mi się mój ulubiony męski duet:
- Lily's eyes z "Tajemniczego ogrodu".
Może Pang/Tong daliby radę?
Mówimy, jak zawsze, różnymi językami [...]. Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegną od tego zmianie, prawda? (Michaił Bułhakow)
Mnie piosenka z "Miss Saigon" kojarzy się z tym co zobaczyłam mając 10 lat :lol: Nancy kojarzy mi się głównie z tymi programami (plus jej LP z Lillehammer oczywiście)
Nancy musiała kochać tę piosenkę z "Miss Saigon". Wykonywała do niej program na zawodach profesjonalistów również w 1996 roku będąc już we wczesnej ciąży :17:
Nancy musiała kochać tę piosenkę z "Miss Saigon". Wykonywała do niej program na zawodach profesjonalistów również w 1996 roku będąc już we wczesnej ciąży :17:
- LittleLotte
- Posty: 1522
- Rejestracja: 10 lat temu
- Lokalizacja: Opole
- Kontakt:
Co do "I'd give my life for you" (drugi, a także trzeci filmik) to nie zgodziłabym się z peanami komentatora. Dla mnie Nancy jest najlepszym przykładem łyżwiarki, która interpretuje swoją muzykę z urokiem drewnianego blatu :P
Obie piosenki niosą duży ładunek emocji, wydaje mi się, że to materiał dla naprawdę niezłego aktora. Carolina albo Yuna, może Leonova (myślę, że Leonova sprzedałaby nawet "Córkę rybaka"). Albo Daisuke.
Ech... Wyobraź sobie "Last night..." (piosenka z pierwszego filmiku) w wykonaniu Tani i Maksima...
Obie piosenki niosą duży ładunek emocji, wydaje mi się, że to materiał dla naprawdę niezłego aktora. Carolina albo Yuna, może Leonova (myślę, że Leonova sprzedałaby nawet "Córkę rybaka"). Albo Daisuke.
Ech... Wyobraź sobie "Last night..." (piosenka z pierwszego filmiku) w wykonaniu Tani i Maksima...
Mówimy, jak zawsze, różnymi językami [...]. Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegną od tego zmianie, prawda? (Michaił Bułhakow)
Jak już wspomniałam w innym wątku, nawet musicale, które widziałam na żywo, nie wzbudziły we mnie jakiejś super euforii.
Również wolę, jeśli łyżwiarze jeżdżą do innej muzyki, niż do musicali.
Natomiast z tego co Kasik przesłała, zainteresowało mnie, że zdarzyło się Nancy jeździć nie jako solistka. To profesjonalne łyżwiarstwo to rzeczywiście ciekawa sprawa była, soliści jeździli w parach, "parowicze" solo
Również wolę, jeśli łyżwiarze jeżdżą do innej muzyki, niż do musicali.
Natomiast z tego co Kasik przesłała, zainteresowało mnie, że zdarzyło się Nancy jeździć nie jako solistka. To profesjonalne łyżwiarstwo to rzeczywiście ciekawa sprawa była, soliści jeździli w parach, "parowicze" solo
Nancy i Paul przyjaźnią się do tej pory, a swój duet do tej piosenki z gali ZIO 92 wałkowali nawet kilkanaście lat później na różnych wspólnych pokazach. Byłam dzieciakiem, ale ten ich wyrzucany skok zrobił na mnie wrażenie. Pamiętam komentarz pani Gordon-Półtorak do tego ich pokazowego występu: "A więc jednak para sportowa...ale to nie przypadek. Paul Wylie odnosił sukcesy w kategorii juniorów ze swoją partnerką Daną Graham" :lol: (co ja potrafię pamiętać po latach 8-) ) Dla zainteresowanych
- LittleLotte
- Posty: 1522
- Rejestracja: 10 lat temu
- Lokalizacja: Opole
- Kontakt:
Problem większości ludzi (nie mówię, że akurat Twój :oops:) polega na tym, że w życiu widzieli jeden czy dwa musicale, które akurat nie przypadły im do gustu i później uparcie twierdzą, że nie znoszą musicali. Prawda jest taka, że obecnie nie istnieje pojęcie "muzyki musicalowej" (w sensie gatunku muzycznego, tak jak muzyka operowa albo baletowa). To wymysł lat 40., ciągnący się aż do końca lat 60. - wtedy, faktycznie, pod nazwą "musical" kryło się coś bardzo konkretnego, a mianowicie lekka, przyjemna komedia, o ramowej, czasem wręcz szczątkowej fabule i piosenkami bardzo luźno z nią powiązanymi. Praktycznie rzecz biorąc, fabuła stanowiła pretekst do tego, żeby Gene Kelly mógł sobie pohasać po kałużach ("Deszczowa piosenka"), albo Jane Powell pośpiewać o pięknie dnia dzisiejszego ("Siedem narzeczonych dla siedmiu braci").Jak już wspomniałam w innym wątku, nawet musicale, które widziałam na żywo, nie wzbudziły we mnie jakiejś super euforii.
Również wolę, jeśli łyżwiarze jeżdżą do innej muzyki, niż do musicali.
Obecnie dość ryzykownie jest twierdzić, że istnieje coś takiego, jak "muzyka musicalowa". Kompozytorzy wykorzystują przeróżne rytmy i klimaty. tematyki też się imają przeróżnej. Musical na podstawie "Jane Eyre" oddaje więcej niż prawie każda adaptacja, mało tego, zamysł Charlotte Bronte, feministyczne treści zawarte w powieści, które trudno by było upchnąć w filmie, wydają się zupełnie naturalne. Musical o losach cesarzowej Sissi jest znacznie bardziej realistyczny, okrutny i prawdziwy niż adaptacje filmowe jej losów. Powstał musical, który jest adaptacją "Madame Butterfly". Powstał musical, będący adaptacją filmu Bergmana. Powstał musical na podstawie "Dr Jekylla i pana Hyde'a". Jest taki o losach Evy Peron, taki na podstawie wierszy Elliota, taki o westernizacji Japonii i jest adaptacja wybitnego filmu noir "Sunset Boulevard". Żeby było zabawniej, jest też musical na inspirowany farsami Plautusa i taki oparty na komedii Arystofanesa. Jest też musical "Wolverine" xD
Pamiętam, że kiedyś dyskutowałam z kimś, czy "Les Miserables" to opera czy musical. Właściwie "Les Mis" spełniają wszystkie warunki bycia operą, oprócz tego, że nazywa się je musicalem. Podobnie "Upiór w operze".
A tak co do musicali widzianych na żywo - cóż, nie dziwię się że musicale w Polsce nie wzbudziły euforii :roll: Taka ROMA, której najlepsza solistka gra drugoplanowe role...
Mówimy, jak zawsze, różnymi językami [...]. Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegną od tego zmianie, prawda? (Michaił Bułhakow)
- LittleLotte
- Posty: 1522
- Rejestracja: 10 lat temu
- Lokalizacja: Opole
- Kontakt:
Myślę, że jakakolwiek piosenka "typowo" o miłości mogłaby być majstersztykiem w ich wykonaniu. Taki Dracula Wildhorna na przykład...Tania i Max mogliby wybrać coś w tym stylu na przyszły sezon.
A może nie tylko Wildhorna?
To są fragmenty muzyki Johna F. Williamsa do filmu Dracula właśnie. Jeśli ktokolwiek z Was o nim słyszał, to uczyni mnie najszczęśliwszą osobą na świecie :00: Film powstał w 1979, jest więc "rówieśnikiem" Nosferatu wampira i pozostał w jego cieniu. Nakręcił go Johna Badham, główne role zagrali Frank Langella i Kate Nelligan. Moim zdaniem, to najlepsza wersja, jaka kiedykolwiek powstała. Jest zupełnie inna niż wszystkie pozostałe, typowo romantyczna, estetyczna, subtelna, z teatranym urokiem starego kina. Fantastyczna gra aktorska (w mojej bardzo skromne opinii, lepsza niż ta u Coppoli), piękne zdjęcia i do tego ta cudowna muzyka...
No nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zrobić reklamy, skoro mam do tego taką okazję :P
Langella i Nelligan (Langellę możecie kojarzyć z Dziewiątych wrót albo Lolity, a Nelligan z Wilka albo Księcia przypływów) jako hrabia Dracula i Lucy (sic!).
Mówimy, jak zawsze, różnymi językami [...]. Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegną od tego zmianie, prawda? (Michaił Bułhakow)