O łyżwiarstwie - ludzie i wydarzenia
Moderatorzy: yenny, Hortensja, kasik8222, LittleLotte, Haley452, Kathiea, Poice
Mnie nigdy aż tak bardzo pary sportowe nie ekscytowały. Ale teraz zaczyna się to zmieniać, mimo że kilka par się rozpada. Przyszłość zapowiada się ciekawie. Już nie mogę się doczekać rywalizacji V/T z S/K i S/M. I mam prawdziwy orzech do zgryzienia, komu kibicować. Chyba będzie każdorazowo się to zmieniać w zależności, co pokażą na lodzie.
- LittleLotte
- Posty: 1522
- Rejestracja: 10 lat temu
- Lokalizacja: Opole
- Kontakt:
Ja wiem, że to nie najlepsze źródło informacji, ale żadna wersja Wikipedii (ni to angielska, ni rosyjska, ni niemiecka) nawet nie podaje jego nazwiska przy ich biografii. A bio ISU faktycznie, właśnie sprawdziłam. O, trochę poszukałam i dostałam rozwiązanie: SP jest Camerlengo, a FS Wilsona :PSugerowałam się ich oficjalną biografią na stronie ISU, stąd ta pomyłka. W ogóle uważam, że skoro przed każdymi zawodami w relacji telewizyjnej dostajemy informację o tym, do jakiej muzyki jedzie zawodnik i kto go trenuje, to wymienienie nazwiska choreografa też byłoby dobre
To dość zabawne, bo po niemiecku mówi z ukraińskim akcentem :P a w każdym razie jej niemiecki ma ukraińską melodię języka, która jest oczywiście bardziej zbliżona do polskiej niż oryginalna. Dlatego Alionę po niemiecku łatwiej zrozumieć niż Robina, Steuera czy nawet komentatora (nawet jeśli się mówi po niemiecku tak, jak ja )Aliona nawet mówi po rosyjsku z niemieckim akcentem. Właściwie to lekko surżykuje (mówi mieszanką rosyjskiego i ukraińskiego) z niemieckim akcentem Ale niebiesko-żółtą wstążkę na bluzie reprezentacji Niemiec nosiła.
Ależ zauważ, że pisałam głównie o programie dowolnym D/R z tego sezonu. Krótki jest zachwycający, tu się absolutnie zgadzam - oryginalny, interesujący, absolutnie oddający muzykę, zupełnie inny niż cała reszta. Natomiast choreografia ich FS nie spełnia raczej kryteriów, narzuconych przez ISU.Wg mnie w żaden sposób nie są to standardowe elementy, są oryginalne i nie widuję ich u innych par. Wybierałam na chybił-trafił, co mi się przypomniało, można by znaleźć znacznie więcej. Dlatego nie wiem, co rozumiesz poprzez pojęcie 'standardowe'.
Purpose: (Idea, concept, vision, mood) - żadnego celu, żadnej historii, żadnej wizji, przeciętny nastrój. Muzyka w tym programie nie przeszkadza łyżwiarzom, a nie określa nastrój czy wizję przekazu.
Proportion (equal weight of all parts) - tu jest w porządku, jakkolwiek większe nagromadzenie elementów oczywiście w drugiej połowie programu. No, ale to już norma, poza tym mają to akurat rozłożone dość równomiernie.
Unity – purposeful threading of all movements - kolejna rzecz, która "kładzie" ten program. Elementy nie są motywowane muzyką, one są po prostu pomimo muzyki, mniej-więcej w rytmie. Żaden gest nie ma ukrytego sensu, nie dopełnia wizji i żaden fragment nie wydaje się być koniecznie potrzebny całości.
Utilization of Personal and Public Space oraz Pattern and Ice Coverage spełnione akurat w 100% - i wielowymiarowość ruchów, i okrycie tafli.
Phrasing and Form - tutaj też problemy, jakkolwiek drobne. Ta konkretna choreografia to z grubsza rzecz biorąc szereg elementów, następujących bezpośrednio po sobie. Ładnie przechodzą, więc "phrasing" jest jak najbardziej w porządku. Niemniej, kłopoty pojawiają się przy "form" - ISU definiuje ją jako prezentację pomysłu, jego rozwinięcie i rozwiązanie. A temu programowi brakuje pomysłu, więc zwyczajnie nie ma, co rozwijać :P
Originality of Purpose, Movement, and Design - jest i nie jest. Jest, bo zgadzam, się, że pospieszyłam się z tymi "standardowymi elementami. A nie jest, bo ISU zastrzega sobie jeszcze, że kompozycja musi być "inspirowana" muzyką, a "Alicja w Krainie Czarów" jest raczej przezroczysta. Poza tym znowu pojawia się "underlying vision" - a tego programowi brakuje.
Shared Responsibility of Purpose - jak najbardziej osiągnięte.
To wszystko o czym piszesz jest u Juli Marcotte na najwyższym poziomie. Elementy łączące, przejścia - oczywiście, tylko że według kryteriów ISU to nie choreografia. To "Transitions/Linking Footwork & Movement" - czyli osobny komponent. Natomiast jej choreografii jako takiej (tej konkretnej choreografii do "Alicji w Krainie Czarów") brakuje pomysłu i celu. Rozumienie choreografii jako ciągu elementów jednego za drugim przestało mieć chyba sens, bo słowem, które najczęściej pojawia się w kryteriach dotyczących tego elementu jest "purpose". A to główny mankament tego programu - jest po prostu ciągiem elementów. W systemie 6.0 takie choreografie były nagminne, bo - o ile mi wiadomo, system szóstkowy to jednak dla mnie czarna magia i odległa historia - nie istniały tak ściśle wyznaczone kryteria oceniania choreografii.
A wracając do FS Duhamel/Radford, to nawet w porównaniu z SP (nie mówiąc o ich zeszłosezonowym FS) wypada słabo i mało oryginalnie.
Natomiast co do programu krótkiego Stefanii i Ondreja:
Niestety nie jestem informatycznie taka mądra jak Ty, i mogę, co najwyżej powiedzieć, na której minucie włączyć filmik :oops: chyba, że mi zdradzisz tajemnicę, jak to robisz :00:
Za samą choreografię, Berton i Hotarek - para znacznie słabsza niż Meagan i Eric - za koszmarnie pojechany program na ZIO dostali 7,86. Ocena Castelli/Shnapira, którzy pojechali bezbłędnie i byli 2 miejsca wyżej - 7,46. Co trochę bardziej dla mnie niezrozumiałe, fantastyczny program Duhamel/Radforda dostał tylko pół punkta więcej niż Stefanii i Ondreja (tak nawiasem mówiąc, nawet perfekcyjnie pojechany dostał tylko jedną 9 ), ale już mniejsza o to.
00.30-00.40
00.45-00.55 - niezła sekwencja taneczna. Camerlengo umiejętnie podkreśla możliwości taneczne Stefanii
1.06-1.15
1.20-1.35 - pozycja Stefanii w podnoszeniu
1.47-1.53 - głównie zakończenie skoku, umiejętności tanecznych ciąg dalszy i świetnie w muzyce
1.53-2.00 - wejście do spirali śmierci
2.08-2.12 - i wyjście z niej
2.27-2.30 - pozycja piruetu stanego
2.30-2.37 - płynne, naturalne wejście do sekwencji kroków
2.55-3.04
3.10 - zakończenie
Natomiast FS państwa Wende:
Tu mówimy o jeszcze słabszej parze, a odnoszę wrażenie, że ta choreografia podkreśla ich umiejętności, które - jakby na to nie patrzeć - do największych nie należą.
00.15-00.25 - początek programu. Urzekł mnie fakt, że słabsze pary zazwyczaj zaczynają programy od jakiejś wymyślnej pozycji, w stylu "zakładam nogę na żyrandol, a rękę wyrzucę przez okno". Ta jest jednocześnie prosta i efektowna.
00.34-00.37 - wejście do twista. Toż samo co wyżej, wygląda estetycznie, a jest relatywnie łatwe.
00.40-00.45 - prosto przed oczami sędziów
1.05-1.30 - sprytne zatrzymanie programu w miejscu, kiedy muzyka przyspiesza. Sprytne, bo to "wstawka" efektowna i zabawna (pasuje mi tu angielskie "entertaining"), natomiast niezbyt wymagająca i pozwala łyżwiarzom "odpocząć" przed szybszą częścią programu.
2.15-2.36 - a tu znowu spowolnienie tempa i nieco bardziej skomplikowane elementy choreograficzne (oczywiście nie tak skomplikowane jak w SP D/R - myślę, że to byłoby trochę niewykonalne dla W/W)
2.40-2.45 - pomysłowa sekwencja choreograficzna
3.20-3.26 - romantyczne i dopasowane do muzyki wożenie przed wyjściem z podnoszenia
3.40-3.52 - znowu pomysłowa zmiana tempa muzyki, tak żeby było ładnie, i żeby łyżwiarze się nie pomylili
4.20-4.25 - tu bardziej łyżwiarze niż choreografia sensu stricte i Daniel ratujący nie całkiem udaną spiralę śmierci :P
4.50-4.55 - pomysłowe zakończenie
"Your highness" fantastycznie podkreśla ich zalety, a jeszcze lepiej ukrywa ich wady: muzyka nie wymagająca emocjonalnego zaangażowania, kreatywne elementy, nie najtrudniejsze, ale robiące wrażenie, charakter muzyki dopasowany do charakteru łyżwiarzy. Słabsze pary często mają problem ze zmianą tempa - więc Maylin i Daniel fizycznie nie muszą przyspieszyć ani zwolnić, akcja zostaje "zatrzymana" wraz ze zmianą tempa muzyki, więc oni tylko "włączają" się w muzykę, która już gra. Sprytne, opłacalne i efektowne.
Natomiast Marcotte ma większy problem z choreografią dla słabszych par - vide choreografia Purich/Trana. W sumie trzy elementy łączące, sprowadzające się do niskich podnoszeń. Plus elementy, które w założeniu miały być chyba ramą taneczną, ale łyżwiarze widocznie niezbyt sobie radzą z jej wykonaniem (pary sportowe często mają z tym problem, bo nie tańczą walca, poza tym trudno zbudować ramę przy dużej różnicy wzrostu - o ile mi wiadomo, to Volosozhar i Trankov dość usilnie nad tym pracowali). No i pogubili się (głównie kondycyjnie), kiedy muzyka zaczęła przyspieszać.
Albo Denney/Coughlin. To jest akurat ich FS, SP jest jeszcze nudniejszy. Oryginalnych elementów łączących brak, natomiast sporo machania rękami. Plus za ostatnie podnoszenie - elegancka, charakterystyczna pozycja.
Denney/Frazier. Marcotte nie lubi pań o nazwisku Denney. Tutaj już jakieś elementy łączące są, aliści szczątkowe i odniosłam wrażenie, że dostali to, co spadło D/R i czego nie podnieśli C/S. Za to znowu sporo machania rękami bez sensu i rozczapierzania palców bez zawracania sobie łepetyny sensem muzyki.
Same kroki oczywiście bardzo dobre - w różnych kierunkach, wielowymiarowe itd. Jednak takie "oryginalne i niestandardowe" elementy łączące zaprojektowałby im kady inny choreograf.
Natomiast SP Wende:
00.30-00.40 - nie jest to gorsze niż w tych trzech programach wyżej,
00.50-00.55 - patrz wyżej
2.14-2.30 - zgrabne zmiany trzymań (to słowo mi się nie podoba nawet bardziej niż wożenie :P )
Ja nie chcę powiedzieć, że Krylova i Camerlengo to najlepsi choreografowie wszech czasów, a kto uważa inaczej - wara 8-) to choreografowie, których pomysły podobają mi się najbardziej, i których choreografie w całości "kupuję". A Julie Marcotte - jeśli chodzi o FS D/R 2013/14 i programy tych wszystkich słabszych par sportowych - nie bardzo. Meagan i Eric są bardzo zdolni, i technicznie i tanecznie, więc ułożenie im dobrej choreografii to mniejszy problem niż choreografia dla pary z rekordem sezonu 20, 30 punktów niższym. A te - u pani Marcotte - są wszystkie jak od linijki. I tu właśnie są "standardowe" elementy łączące - w stylu "partner podnosi partnerkę, obraca się z nią wokół własnej osi, a później zestawia na ziemię", który pojawia się w każdym prawie programie, dość proste podnoszenia niskie i praca rąk objawiająca się w rzucaniu na prawo i lewo.
Mówimy, jak zawsze, różnymi językami [...]. Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegną od tego zmianie, prawda? (Michaił Bułhakow)
- LittleLotte
- Posty: 1522
- Rejestracja: 10 lat temu
- Lokalizacja: Opole
- Kontakt:
Tak mi się złośliwie skojarzyło, że Aliona może wraca do korzeni? Morozov też miał mniej-więcej tyle wdzięku.Aliona i Bruno na All that skate. Dla mnie Massot to niedźwiedź i pająk w jednym, nie jest to komplement, ale nikogo nie skreślam. Skoro Stolbova i Klimov przekonali mnie do siebie (a baaardzo ich nie lubiłam swego czasu) to znaczy, że każdy może. Dalej nie rozumiem motywów postępowania Aliony i jej niezachwianej wiary w olimpijskie złoto z partnerem tego kalibru, ale już to mówiłam i nie chcę się powtarzać.
Och, no przecież Kentucky Derby. Nawet na Służewcu się takie zdarzają.Ta jakieś dziwactwo
Ojej. Łyżwiarze komentujący Kentucky Derby. Marzenia się spełniają :s: :42: :05: :00: Może na Belmont przyjedzie Michelle Kwan? :P
To ostatnie dopiero za dwa sezony. Na razie V/T będą chyba przede wszystkim rywalizować z S/K, no i D/R, bo tych ostatnich (szczególnie Meagan) zapewne zje ambicja, żeby zdobyć medal w innym kolorze. Obstawiam jeszcze dołączenie Sui/Han do rywalizacji, a zapewne do seniorów przejdą też aktualni mistrzowie świata juniorów Yu Xiaoyu/Jin Yang. Może Bazarova i Deputat też się "wyrobią"? Peng Cheng i Zhang Hao też wyglądają coraz lepiej.Już nie mogę się doczekać rywalizacji V/T z S/K i S/M.
Jeśli już jesteśmy w temacie chińskich sportowców. Szanowni Państwo, czy mogę do Państwa zaapelować o jedną, drobną przysługę? NIE KALECZCIE CHIŃSKICH NAZWISK. Może czytają to jacyś komentatorzy? Kiedy słyszę /jan tong/ to nie wiem - śmiać się czy płakać? Chiński mandaryński ma naprawdę łatwe zasady wymowy.
1) Shen Xue i Zhao Hongbo - ZASADA NR 1: ZH czyta się jak "dż" (dżdżyć), nie "z"(zombie) => /SZEN SIUE/ i /DŻAO HONGBO/
2) Pang Qing i Tong Jian - ZASADA NR 2: Q czyta się jak "ć" (ćwierkać) => /PANG CING/ z naszym "ci" (="ć") i /TONG DZIEN/ ("ian" czyta się jak "ien")
3) Peng Cheng i Zhang Hao - /PENG CZENG/ i /DŻANG HAO/ (miękko, hao, nie ha-o)
4) Sui Wenjing i Han Cong - ZASADA NR 3: UI czyta się jak /łej/; ZASADA NR 4: "w" (wolny) czyta się jak "ł" (łyżwy ) =>/SŁEJ ŁENDZING/ i /HAN CONG/
5) Yu Xiaoyu i Jin Yang - czytanie "u" jest trochę problematyczne, coś pomiędzy "u" a "i", czyli, powiedzmy => /JUJI SIAŁJUJI/ i /DZIN JANG
Notabene, Xiaoyu ma urocze imię. Dosłownie "xiaoyu" oznacza "mżawkę" :mrgreen:
A Wenjing - delikatna i cicha.
Mandaryński ma naprawdę łatwe zasady wymowy. Nie jestem w stanie pojąć, dlaczego komentatorzy nie mogą się ich nauczyć.
Hahahaha, przypomniało mi się, jak któryś z dwójkowych/TVP-sportowych "geniuszy" orzekł, że oto na lodzie pojawiła się "Tessa Wirt" :27:
Mówimy, jak zawsze, różnymi językami [...]. Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegną od tego zmianie, prawda? (Michaił Bułhakow)
LittleLotte - zaczynam wierzyć, że nie ma tematu, w którym nie jesteś obeznana :DLittleLotte pisze: Jeśli już jesteśmy w temacie chińskich sportowców. Szanowni Państwo, czy mogę do Państwa zaapelować o jedną, drobną przysługę? NIE KALECZCIE CHIŃSKICH NAZWISK. Może czytają to jacyś komentatorzy? Kiedy słyszę /jan tong/ to nie wiem - śmiać się czy płakać? Chiński mandaryński ma naprawdę łatwe zasady wymowy.
A tak na poważniej - dla mnie mandaryński (kantoński również) to czarna magia pod względem wymowy. Same znaki (nie wiem jak one w mandaryńskim się nazywają :D w japońskim są to kanji) nie są takie straszne, ale ta wymowa.... Z tego co pamiętam to mandaryński ma cztery sposoby tonacji (akcentowania). Ja akurat nie dziwię się, że komentatorzy sportowi mają problem z prawidłową wymową nazwisk chińskich sportowców. Jednakże wychodzę z założenia, że jeżeli na czymś się nie znasz to nie kombinuj - i tak na przykład, lepiej czytać nazwiska tak jak są napisane (według polskich standardów), a nie wysilać się na jakieś cuda niewidy.
--------------------
Nowy news z obozu Orsera - podobno Shae-Lynn Bourne ma być choreografem Yuzuru w przyszłym sezonie. Nie wiadomo czy chodzi o SP, LP czy o jedno i drugie. Jednak zgaduję, że chodzi o SP, a Wilson będzie odpowiadał za LP. Szkoda, bo czekałam na kolejną współpracę Yuzuru z Jeffrey Buttle .
- LittleLotte
- Posty: 1522
- Rejestracja: 10 lat temu
- Lokalizacja: Opole
- Kontakt:
Och, jest mnóstwo takich tematów. Na przykład wklejanie zdjęć na forum :PLittleLotte - zaczynam wierzyć, że nie ma tematu, w którym nie jesteś obeznana :D
A tak na poważniej - dla mnie mandaryński (kantoński również) to czarna magia pod względem wymowy. Same znaki (nie wiem jak one w mandaryńskim się nazywają :D w japońskim są to kanji) nie są takie straszne, ale ta wymowa.... Z tego co pamiętam to mandaryński ma cztery sposoby tonacji (akcentowania). Ja akurat nie dziwię się, że komentatorzy sportowi mają problem z prawidłową wymową nazwisk chińskich sportowców. Jednakże wychodzę z założenia, że jeżeli na czymś się nie znasz to nie kombinuj - i tak na przykład, lepiej czytać nazwiska tak jak są napisane (według polskich standardów), a nie wysilać się na jakieś cuda niewidy.
Na kantońskim też się nie znam, a chiński mandaryński znam w dość podstawowym stopniu. Natomiast same zasady wymowy pinyinu nie są trudne, wręcz przeciwnie. Pinyin to łacińska transkrypcja chińskich znaczków (Chińczycy je nazywają Hanzi, ale nie przypominam sobie, żebym zbyt często słyszała to określenie - zostańmy przy znaczkach). Wymowa mandaryńskiego jest wyjątkowo łatwa, uczy się jej właściwie przez przypadek (ja nie mówię o tonach, tylko wymowie poszczególnych liter). Każda ma ściśle określony sposób wymawiania, same dźwięki są zbliżone do dźwięków, które mamy w polskim (Chińczyk, który mówi po polsku, włada tym językiem z reguły znacznie lepiej niż Amerykanin). Wymowa "U" jest dość łatwa, tylko trudno ją opisać :D.
Tonów właściwie jest pięć, bo jeszcze może go nie być w ogóle (pierwszy, drugi, trzeci, czwarty i zerowy). Ale nie pisałam o tym, że dziennikarze powinni jej znać - wyszłoby to zapewne dość zabawnie, a i nasze pojęcie o perfekcyjnej wymowie Chińczyków jest trochę przesadzone.
Dziennikarz od tego jest dziennikarzem, za to mu płacą, żeby wiedział jak przeczytać różne dziwne rzeczy :P Zwłaszcza, że nie mówimy o zawodnikach z Sudanu Południowego, rekord sezonu: 50 punktów. Mówimy o zawodnikach z absolutnej światowej czołówki, a wydaje mi się, że chociażby spytanie wujka tłumacza Google o to, jak wymówić nazwisko byłoby pożądane.
Tak samo, jak denerwuje mnie, kiedy angielski komentator mówi /folososar/ zamiast Volosozhar.
Mówimy, jak zawsze, różnymi językami [...]. Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegną od tego zmianie, prawda? (Michaił Bułhakow)
Poice pisze:
Nowy news z obozu Orsera - podobno Shae-Lynn Bourne ma być choreografem Yuzuru w przyszłym sezonie. Nie wiadomo czy chodzi o SP, LP czy o jedno i drugie. Jednak zgaduję, że chodzi o SP, a Wilson będzie odpowiadał za LP. Szkoda, bo czekałam na kolejną współpracę Yuzuru z Jeffrey Buttle .
Podobno LP :mrgreen:
A kojarzy ktoś jakieś ostatnie jej LP dla znanych łyżwiarzy? Ja jedynie pamiętam SP. Musiałabym poszukać :D Zobaczymy co z tego wyjdzie. Yuzuru jest młody i powinien popracować z różnymi choreografami, aby znaleźć odpowiedniego.handomi pisze:
Podobno LP :mrgreen:
Mamy ciąg dalszy telenoweli Wier'a, który ,,zaćwierkał":
Gdzie jest popcorn? :15: Nie mogę znaleźć popcornuMy husband and I have happily reconciled. Please respect our privacy and integrity at this time.
- Dzika Róża
- Posty: 85
- Rejestracja: 11 lat temu
- Lokalizacja: Rzeszów
- Kontakt:
Zastanawia mnie, czy na pasjonatach łyżwiarstwa , którzy płacą za bilety wstępu na takie gale (zapewne niemało) i niejedno już na lodzie widzieli, występy tego typu robią wrażenie? Czy trzeba klaskać za każdym razem, kiedy łyżwiarz oderwie nogi od tafli? Poprawcie mnie jeśli się mylę, bo wiem, że lwia część forum uwielbia pokazy :oops: Ja natomiast nigdy za nimi nie przepadałam, bo wiele programów opiera się właśnie na odgrywaniu scenek, rzucaniu odzieżą i wykonywaniu najprostszych elementów (no dobrze, do dziś mam sentyment do Sex Bomb Plusza ) Oczywiście, są też takie, które uwielbiam. Ale zawsze preferowałam zawody łyżwiarskie, gdzie trzeba się zaprezentować jak najlepiej i pokazać, co naprawdę się umie...
Ja nie przepadam za galami po mistrzostwach. Zdarzają się perełki, które pamiętam przez całe życie, ale większość to takie odbębnienie byle się nie przemęczyć. Wiele tanich chwytów typu solista przebiera się w sukienkę, złapie za krocze, pokaże klatę, pośle całuski Pani w pierwszym rzędzie, a publika szaleje :roll: Natomiast kocham łyżwiarstwo profesjonalne (szczególnie z lat 90-tych), bo to taki mix zawodów i pokazów w jednym. Sex Bomb mi zbrzydł jak tylko Plusz zaczął wałkować ten kawałek na wszelkich możliwych pokazach przez następnych ładnych parę lat. Taki efekciarski program, niezły do obejrzenia "na raz", ale co za dużo to niezdrowo. Wiele zależy od publiczności. Dla wielu takie gale to jedyne spotkanie "na żywo" z łyżwiarzami, bo o bilecie na finał olimpijski mogą sobie pomarzyć. Może dlatego niektórych łatwo zadowolić.
Tak jak pisałam w temacie poświęconym ulubionym programom tego sezonu, SP Berton/Hotarek jest moim ulubionym po Moore-Towers/Moscovitch.
Ale jest to jedyny program autorstwa Camerlengo w parach sportowych, który do tej pory zwróciłby moją uwagę. Pozostałe uważam za przeciętne. Nie złe, przeciętne. Pisałam wcześniej, że myślę, że wciąż brak im doświadczenia. Niech się rozwijają, chętnie popatrzę na efekty, bo właśnie ten SP był obiecujący. Na podstawie jednego programu nie będę się rozpływać w zachwytach nad mistrzostwem fachu.
A tego wyżej podanego też nie lubię, totalnie pospolity.
Twoje zarzuty można zebrać do jednego głównego argumentu: brak idei przewodniej, ukrytego znaczenia.
Dość to abstrakcyjnego kryterium, od którego coraz częściej odchodzi się nawet w sztuce sensu stricte, a co dopiero w sporcie. Chodzi o to, że jeśli zechcesz to taki sens znajdziesz. Tak, jak Ty doszukałaś się w SP małżeństwa Wende (ja tam nic nie znajduję, ale negować nie będę), tak ja doszukałam się w LP D/R
Krótko o umownym znaczeniu gestów: poza otwierająca, kiedy Eric przekłada złożone ręce wzdłuż ciała Megan – jest to wejście, wejście do historii Alicji, razem z nią podążysz do świata psychodeli i fantazji. Gesty takie często oznaczają także przemianę lub naznaczenie, przekazanie. Eric wprowadza Megan-Alicję w przygodę, staje się jej przewodnikiem. Pokazywanie, prezentacja – najazd tyłem (czyli wejście w niespodziewane), obydwoje w pozycji fan spiral, wykonany nogą ruch wskazuje na podobieństwo do ruchów wykonywanych ręką przy prezentacji w trakcie witania, to jest gest zapraszający, pokazujący i otwierający. Wciąż, Eric jest tym, który prowadzi, czyli kontynuacja podjętego na samym początku motywu. Następnie dość charakterystyczne kroki, po których ‘Alicja’ wciąż podąża za swoim przewodnikiem, trzymając się obiema rękami jego ramienia – niepewność, niegotowość. W momencie, kiedy robią crossover jako najazd do elementu i chwytają się obydwoje za ręce ‘otwierają się’ równocześnie: partnerka rozpościera prawą, a parter lewą rękę. Można to uznać stopniowe poddawanie się Alicji chęci przygody, wyrażenie zgody, zwłaszcza, że tuż po tym następuje element, który ze swojego założenia zakłada wirowanie (3Twist), wyrzucona przez swojego przewodnika, wiruje w pewien sposób tracąc kontrolę i jednocześnie okazując mu zaufanie i chęć dalszego podążenia za nim. Skok przy wyjściu ma być wyrazem entuzjazmu, zadowolenia i podniecenia. Teraz już Alicja nie potrzebuje trzymać się kurczowo ramienia partnera, w tym momencie wychodzi na pierwszy plan, zauważ, że teraz podąża przodem, to Eric dogania ją i łapie lekko bujając (bujanie – zabawa, ale też utrzymywanie i stopniowanie uzyskanej już ekscytacji). Powtarzam – zmienił się kierunek jazdy, teraz pierwszą najeżdżającą do elementu jest Megan, wzrasta jej ekscytacja podróżą, małe skoki w trakcie najazdu wskazują na niecierpliwość i podniecenie. Po wykonaniu kolejnego elementu Alicja jest już w pełni gotowa, by przyjąć bez strachu wszystko to, co ma jej do zaoferowania ten nowy, fantastyczny świat. Tutaj następuje bardzo ładny, jednocześnie technicznie trudny, ciekawy i prosty do zinterpretowania moment: partnerka rzuca się głową w dół w stronę partnera, który utworzył ze swoich rąk obręcz. Raz – zaufanie, gotowość do szaleństwa, wejście do nowego, brak obawy o konsekwencje, zapomnienie. Dwa – bezpośredni związek z historią bajkowej Alicji, która za królikiem podążyła do nory. Elementem, który nastąpi zaraz po tym jest podnoszenie, można uznać, że jest to podniesienie w ekscytacji, bądź triumfie (Eric sprawił, że Alicja zaufał mu i oddała się w jego ręce) lub też w celu pokazania świata, do którego bohaterka weszła, kontynuacja rozpoczętej na starcie prezentacji. W końcu Eric jest tu przewodnikiem. Choć w tym momencie można już uznać, że ‘zaledwie’ towarzyszem. Od momentu pozbycia się lęku (wirowanie w twiście) nadal prowadzi Megan. Zaczyna opanowywać ją stopniowe szaleństwo, ale cały czas wygląda to tak, jakby Eric miał jej coś do pokazania, opowiedzenia. Dlatego po kombinacji skoków łapie ją za rękę i otwierając (poprzez rozłożenie rąk) górną część ciała, ‘opowiada’. W piruecie ręce wciąż wykonują gesty o tym samym znaczeniu (tak, jest to dla nabrania prędkości, ale jak pięknie można to interpretować i odczytywać). Wirowanie – piruet, czyli kolejne przejście, zmiana. W tym momencie zmienia nam się także muzyka. Staje się spokojniejsza. Z racji tego, że piruet parowy musi być poprowadzony przez partnera, Eric ponownie wraca na pozycję prowadzącego. W dobrym momencie, w końcu wirowanie miało przynieść zmianę. Tutaj nadal kontynuuje swoją opowieść, to on wyprowadza Megan z piruetu popychając ją za nogę asystującą, zmusza do dalszej podróży, w jego tempie, po to by ukazać kolejny obraz. Znowu następuje otworzenie, partnerzy rozpościerają ręce na wysokości twarzy, rozkładają je, a kiedy Megan staje, Eric objeżdża ją w pozycji spread eagle, która sama w sobie jest otwarta, nachylając się ku niej i rozkładając ręce w geście ukazywania lub... Być może, tak jak w pierwszym geście, roztacza nad nią pewien urok. Tutaj po raz pierwszy od momentu najazdu do twista znowu oboje biorą się za ręce w ten sposób, aby ich rozłożone ręce tworzyły jedną linię. Są otwarci, razem na świat i na siebie. Wykonują zsynchronizowane, identyczne kroki, które świadczą o jedności. Jadą tyłem, oglądając się na boki, co świadczy o tym, że coś (nieznane) wciąż jeszcze na nich czeka. Po raz kolejny to Eric będzie teraz pierwszy najeżdżał do elementów, przejął kontrolę, moment Alicji trwał od jednego wirowania (twist) do drugiego (piruet parowy). Do spirali śmierci najeżdżają bez udziwnień, w pozycji otwartej, spokojnie. Alicja oddaje się swojemu przewodnikowi i partnerowi z pełnym zaufaniem. On ma kontrolę, ona od niego zależy – w końcu to spirala śmierci. Następuje uspokojenie, muzyka łagodnieje. Po wyrzucanym loopie następuje stopniowe przyspieszenie tempa. Zarówno muzyka, jak i partnerzy oraz nasza podróż zbliżają się do momentu kulminacyjnego. Kiedy moment ten się rozpoczyna łyżwiarze podkreślają to rzucając się do biegu. Następuje ciekawa sekwencja choreograficzna, w czasie której Eric niby to prowadzi, niby stara się wstrzymać Alicję. Po raz kolejny ekscytacja wyrażona jest za pomocą małych skoków, tym razem jednak, po wyjściu ze spirali, w której Ericowi nie udało się jednak powstrzymać partnerki, każde z nich jest już oddzielną częścią tego szaleństwa. Ich drogi się rozchodzą, nie ma już synchronizacji i jedności ruchów, jak wtedy, gdy po spirali śmierci trzymając się za ręce wykonywali te same kroki. Każde z nich oddzielnie wykonuje inny element, Eric spiralę tyłem, Megan pistolet przodem. Dynamicznymi wymachami rąk podkreślają muzykę i nastrój. Alicja jako, bądź co bądź, główna bohaterka tego programu znowu rzuca się przodem, do ostatniego elementu najeżdża jako pierwsza. A ostatnim elementem jest oczywiście piruet – wirowanie. Oddawali się już temu wirowaniu na różne sposoby, dla przełamania (twist), dla ponownego przejęcia kontroli i uspokojenia (piruet parowy), wspólnie dla jedności (spirala śmierci). Teraz po rozłączeniu każde ma dla siebie swoją wolność, swobodę i swoje szaleństwo, każde będzie wirować osobno. Choć w pewien sposób razem, są to w końcu piruety synchroniczne. Pozycja finałowa to Alicja złapana w pół, kiedy próbuje po raz kolejny wskoczyć w obręcz („norę”), bądź dla ucieczki, bądź dla ostatniego szalonego kroku, poddania się temu szaleństwu, które Eric jej objawił. W każdym razie staje się zdobyczą Erica, który łapie ją w pół drogi. Wyraz twarzy wskazuje na obłąkanie.
I w pracach innych choreografów dla par sportowych naprawdę nie widzę takiej dbałości o szczegóły i każdy aspekt choreografii (nie mówię o pojedynczych tworach, ale przekroju ich prac). To nie jest po prostu ślepe upieranie się przy swoim, tak bo tak, choć i tak wiem, że żadna z nas tej drugiej nie przekona, każda ma własne zdanie :P
Chodzi o to, że jeśli rozpatrzeć te programy pod kątem mega uproszczonego zapisu kinetograficznego w oparciu o najbardziej podstawową notację Labana (ciało, wysiłek, kształt, przestrzeń), to Marcotte wypada rewelacyjnie. Ta metoda ma zastosowanie od baletu przez taniec współczesny aż do sportu. Ba, dla ćwiczeń ogólnorozwojowych także
To na co staram się zwracać uwagę, w dość szczątkowy sposób, pokazane było na playliście, którą umieściłam w poprzednim poście. Tak jak mówiłam, patrzymy na to z innych perspektyw, szukamy czego innego i nie zgodzimy się chyba w tym temacie. Ponadto ciągłe dodawania 'wg mnie', 'moim zdanie' sprawi, że nasza dyskusja będzie wyglądała jak ta: :P
Dlatego pozostańmy przy tym co mamy
LittleLotte, ogromne dzięki za umieszczenie krótkiego przewodnika po chińskich nazwiskach! Bardzo ciekawią mnie takie rzeczy, a niestety, chiński to dla mnie czarna magia.
Swoją drogą, urzekają mnie imiona o konkretnym znaczeniu, jak 'mżawka' czy 'delikatna' :mrgreen:
Ale jest to jedyny program autorstwa Camerlengo w parach sportowych, który do tej pory zwróciłby moją uwagę. Pozostałe uważam za przeciętne. Nie złe, przeciętne. Pisałam wcześniej, że myślę, że wciąż brak im doświadczenia. Niech się rozwijają, chętnie popatrzę na efekty, bo właśnie ten SP był obiecujący. Na podstawie jednego programu nie będę się rozpływać w zachwytach nad mistrzostwem fachu.
Ocenianie całej twórczości choreografa, który współpracuje od kilku lat z różnymi parami na podstawie zaledwie jednego programu, to wg mnie trochę za mało.Ależ zauważ, że pisałam głównie o programie dowolnym D/R z tego sezonu
Pełna zgoda. Ale pisałam to w odpowiedzi na Twój komentarz o braku oryginalnych elementów. Poza tym, jakkolwiek jest to osobny komponent, tak jest on częścią choreografii. A sam w sobie, jako TR także zależy w dużej części od choreografa.Elementy łączące, przejścia - oczywiście, tylko że według kryteriów ISU to nie choreografia. To "Transitions/Linking Footwork & Movement" - czyli osobny komponent.
To ciekawe, bo zwolennicy systemu szóstkowego bardzo często odnoszą się do tego, że w dzisiejszych programach nie ma przekazu, „duszy”, a właśnie same elementy techniczne. Jednak, podobnie jak i dla Ciebie, dla mnie tamten system pozostaje także czarną magią. Co więcej, nie mam nawet ochoty wracać do większości programów, bo są one dla nie zbyt mało wymagające technicznie. Nie bijcie :PW systemie 6.0 takie choreografie były nagminne, bo - o ile mi wiadomo, system szóstkowy to jednak dla mnie czarna magia i odległa historia - nie istniały tak ściśle wyznaczone kryteria oceniania choreografii.
Pod filmikiem opcja ‘udostępnij’, następnie po prawej ‘rozpocznij od:’ i link do skopiowania gotowy po lewejNiestety nie jestem informatycznie taka mądra jak Ty, i mogę, co najwyżej powiedzieć, na której minucie włączyć filmik chyba, że mi zdradzisz tajemnicę, jak to robisz
To chyba dowód na to, jak niewiarygodnym źródłem jest wikipedia i same biografie isu także (wzrost zawodników nie zmienia się tam nigdy :P). D/C byli u Marcotte za choreografią, ale nie pojechali żadnego z tych programów, które dostali, bo byli kontuzjowani i nie zdążyli się należycie przygotować. Marcotte ułożyła im programy ‘Anastasia’ i ‘Casablanca’.Albo Denney/Coughlin.
A tego wyżej podanego też nie lubię, totalnie pospolity.
Serio?Natomiast choreografia ich FS nie spełnia raczej kryteriów, narzuconych przez ISU.
Twoje zarzuty można zebrać do jednego głównego argumentu: brak idei przewodniej, ukrytego znaczenia.
Dość to abstrakcyjnego kryterium, od którego coraz częściej odchodzi się nawet w sztuce sensu stricte, a co dopiero w sporcie. Chodzi o to, że jeśli zechcesz to taki sens znajdziesz. Tak, jak Ty doszukałaś się w SP małżeństwa Wende (ja tam nic nie znajduję, ale negować nie będę), tak ja doszukałam się w LP D/R
Krótko o umownym znaczeniu gestów: poza otwierająca, kiedy Eric przekłada złożone ręce wzdłuż ciała Megan – jest to wejście, wejście do historii Alicji, razem z nią podążysz do świata psychodeli i fantazji. Gesty takie często oznaczają także przemianę lub naznaczenie, przekazanie. Eric wprowadza Megan-Alicję w przygodę, staje się jej przewodnikiem. Pokazywanie, prezentacja – najazd tyłem (czyli wejście w niespodziewane), obydwoje w pozycji fan spiral, wykonany nogą ruch wskazuje na podobieństwo do ruchów wykonywanych ręką przy prezentacji w trakcie witania, to jest gest zapraszający, pokazujący i otwierający. Wciąż, Eric jest tym, który prowadzi, czyli kontynuacja podjętego na samym początku motywu. Następnie dość charakterystyczne kroki, po których ‘Alicja’ wciąż podąża za swoim przewodnikiem, trzymając się obiema rękami jego ramienia – niepewność, niegotowość. W momencie, kiedy robią crossover jako najazd do elementu i chwytają się obydwoje za ręce ‘otwierają się’ równocześnie: partnerka rozpościera prawą, a parter lewą rękę. Można to uznać stopniowe poddawanie się Alicji chęci przygody, wyrażenie zgody, zwłaszcza, że tuż po tym następuje element, który ze swojego założenia zakłada wirowanie (3Twist), wyrzucona przez swojego przewodnika, wiruje w pewien sposób tracąc kontrolę i jednocześnie okazując mu zaufanie i chęć dalszego podążenia za nim. Skok przy wyjściu ma być wyrazem entuzjazmu, zadowolenia i podniecenia. Teraz już Alicja nie potrzebuje trzymać się kurczowo ramienia partnera, w tym momencie wychodzi na pierwszy plan, zauważ, że teraz podąża przodem, to Eric dogania ją i łapie lekko bujając (bujanie – zabawa, ale też utrzymywanie i stopniowanie uzyskanej już ekscytacji). Powtarzam – zmienił się kierunek jazdy, teraz pierwszą najeżdżającą do elementu jest Megan, wzrasta jej ekscytacja podróżą, małe skoki w trakcie najazdu wskazują na niecierpliwość i podniecenie. Po wykonaniu kolejnego elementu Alicja jest już w pełni gotowa, by przyjąć bez strachu wszystko to, co ma jej do zaoferowania ten nowy, fantastyczny świat. Tutaj następuje bardzo ładny, jednocześnie technicznie trudny, ciekawy i prosty do zinterpretowania moment: partnerka rzuca się głową w dół w stronę partnera, który utworzył ze swoich rąk obręcz. Raz – zaufanie, gotowość do szaleństwa, wejście do nowego, brak obawy o konsekwencje, zapomnienie. Dwa – bezpośredni związek z historią bajkowej Alicji, która za królikiem podążyła do nory. Elementem, który nastąpi zaraz po tym jest podnoszenie, można uznać, że jest to podniesienie w ekscytacji, bądź triumfie (Eric sprawił, że Alicja zaufał mu i oddała się w jego ręce) lub też w celu pokazania świata, do którego bohaterka weszła, kontynuacja rozpoczętej na starcie prezentacji. W końcu Eric jest tu przewodnikiem. Choć w tym momencie można już uznać, że ‘zaledwie’ towarzyszem. Od momentu pozbycia się lęku (wirowanie w twiście) nadal prowadzi Megan. Zaczyna opanowywać ją stopniowe szaleństwo, ale cały czas wygląda to tak, jakby Eric miał jej coś do pokazania, opowiedzenia. Dlatego po kombinacji skoków łapie ją za rękę i otwierając (poprzez rozłożenie rąk) górną część ciała, ‘opowiada’. W piruecie ręce wciąż wykonują gesty o tym samym znaczeniu (tak, jest to dla nabrania prędkości, ale jak pięknie można to interpretować i odczytywać). Wirowanie – piruet, czyli kolejne przejście, zmiana. W tym momencie zmienia nam się także muzyka. Staje się spokojniejsza. Z racji tego, że piruet parowy musi być poprowadzony przez partnera, Eric ponownie wraca na pozycję prowadzącego. W dobrym momencie, w końcu wirowanie miało przynieść zmianę. Tutaj nadal kontynuuje swoją opowieść, to on wyprowadza Megan z piruetu popychając ją za nogę asystującą, zmusza do dalszej podróży, w jego tempie, po to by ukazać kolejny obraz. Znowu następuje otworzenie, partnerzy rozpościerają ręce na wysokości twarzy, rozkładają je, a kiedy Megan staje, Eric objeżdża ją w pozycji spread eagle, która sama w sobie jest otwarta, nachylając się ku niej i rozkładając ręce w geście ukazywania lub... Być może, tak jak w pierwszym geście, roztacza nad nią pewien urok. Tutaj po raz pierwszy od momentu najazdu do twista znowu oboje biorą się za ręce w ten sposób, aby ich rozłożone ręce tworzyły jedną linię. Są otwarci, razem na świat i na siebie. Wykonują zsynchronizowane, identyczne kroki, które świadczą o jedności. Jadą tyłem, oglądając się na boki, co świadczy o tym, że coś (nieznane) wciąż jeszcze na nich czeka. Po raz kolejny to Eric będzie teraz pierwszy najeżdżał do elementów, przejął kontrolę, moment Alicji trwał od jednego wirowania (twist) do drugiego (piruet parowy). Do spirali śmierci najeżdżają bez udziwnień, w pozycji otwartej, spokojnie. Alicja oddaje się swojemu przewodnikowi i partnerowi z pełnym zaufaniem. On ma kontrolę, ona od niego zależy – w końcu to spirala śmierci. Następuje uspokojenie, muzyka łagodnieje. Po wyrzucanym loopie następuje stopniowe przyspieszenie tempa. Zarówno muzyka, jak i partnerzy oraz nasza podróż zbliżają się do momentu kulminacyjnego. Kiedy moment ten się rozpoczyna łyżwiarze podkreślają to rzucając się do biegu. Następuje ciekawa sekwencja choreograficzna, w czasie której Eric niby to prowadzi, niby stara się wstrzymać Alicję. Po raz kolejny ekscytacja wyrażona jest za pomocą małych skoków, tym razem jednak, po wyjściu ze spirali, w której Ericowi nie udało się jednak powstrzymać partnerki, każde z nich jest już oddzielną częścią tego szaleństwa. Ich drogi się rozchodzą, nie ma już synchronizacji i jedności ruchów, jak wtedy, gdy po spirali śmierci trzymając się za ręce wykonywali te same kroki. Każde z nich oddzielnie wykonuje inny element, Eric spiralę tyłem, Megan pistolet przodem. Dynamicznymi wymachami rąk podkreślają muzykę i nastrój. Alicja jako, bądź co bądź, główna bohaterka tego programu znowu rzuca się przodem, do ostatniego elementu najeżdża jako pierwsza. A ostatnim elementem jest oczywiście piruet – wirowanie. Oddawali się już temu wirowaniu na różne sposoby, dla przełamania (twist), dla ponownego przejęcia kontroli i uspokojenia (piruet parowy), wspólnie dla jedności (spirala śmierci). Teraz po rozłączeniu każde ma dla siebie swoją wolność, swobodę i swoje szaleństwo, każde będzie wirować osobno. Choć w pewien sposób razem, są to w końcu piruety synchroniczne. Pozycja finałowa to Alicja złapana w pół, kiedy próbuje po raz kolejny wskoczyć w obręcz („norę”), bądź dla ucieczki, bądź dla ostatniego szalonego kroku, poddania się temu szaleństwu, które Eric jej objawił. W każdym razie staje się zdobyczą Erica, który łapie ją w pół drogi. Wyraz twarzy wskazuje na obłąkanie.
Właśnie wg mnie nie. Marcotte poświęcona jest pracy wyłącznie z parami sportowymi i widać, że to jej dziedzina.Same kroki oczywiście bardzo dobre - w różnych kierunkach, wielowymiarowe itd. Jednak takie "oryginalne i niestandardowe" elementy łączące zaprojektowałby im kady inny choreograf.
I w pracach innych choreografów dla par sportowych naprawdę nie widzę takiej dbałości o szczegóły i każdy aspekt choreografii (nie mówię o pojedynczych tworach, ale przekroju ich prac). To nie jest po prostu ślepe upieranie się przy swoim, tak bo tak, choć i tak wiem, że żadna z nas tej drugiej nie przekona, każda ma własne zdanie :P
Chodzi o to, że jeśli rozpatrzeć te programy pod kątem mega uproszczonego zapisu kinetograficznego w oparciu o najbardziej podstawową notację Labana (ciało, wysiłek, kształt, przestrzeń), to Marcotte wypada rewelacyjnie. Ta metoda ma zastosowanie od baletu przez taniec współczesny aż do sportu. Ba, dla ćwiczeń ogólnorozwojowych także
To na co staram się zwracać uwagę, w dość szczątkowy sposób, pokazane było na playliście, którą umieściłam w poprzednim poście. Tak jak mówiłam, patrzymy na to z innych perspektyw, szukamy czego innego i nie zgodzimy się chyba w tym temacie. Ponadto ciągłe dodawania 'wg mnie', 'moim zdanie' sprawi, że nasza dyskusja będzie wyglądała jak ta: :P
Dlatego pozostańmy przy tym co mamy
LittleLotte, ogromne dzięki za umieszczenie krótkiego przewodnika po chińskich nazwiskach! Bardzo ciekawią mnie takie rzeczy, a niestety, chiński to dla mnie czarna magia.
Swoją drogą, urzekają mnie imiona o konkretnym znaczeniu, jak 'mżawka' czy 'delikatna' :mrgreen:
Last edited by rzepecha 10 lat temu, edited 1 time in total.
Akiko Suzuki 2010Poice pisze:A kojarzy ktoś jakieś ostatnie jej LP dla znanych łyżwiarzy? Ja jedynie pamiętam SP. Musiałabym poszukać Zobaczymy co z tego wyjdzie. Yuzuru jest młody i powinien popracować z różnymi choreografami, aby znaleźć odpowiedniego.
Pang/Tong 2010 (współpraca z Wilsonem)
Daisuke Takahashi 2013
Krótkich ma też kilka bardzo dobrych na koncie W tym przede wszystkim mój ulubiony A day in The Life Abbotta.
Tutaj mało ciekawy, ale zawsze, wywiad z wicemistrzem Polski, Krzysztofem Gałą: http://igrzyska24.pl/umiejetnosci-ktore ... ofem-gala/
- LittleLotte
- Posty: 1522
- Rejestracja: 10 lat temu
- Lokalizacja: Opole
- Kontakt:
Zaraz mnie zapewne ktoś pobije, ale nie jestem w stanie za bardzo znaleźć "duszy" w tych "starych" programach. Jak już pisałam wcześniej, gdybym nie przeczytała o zamiarach Zujewej w "Moonlight Sonata" G/G, to w życiu bym nie wpadła, że to hołd dla kobiety jako matki ludzkości. I absolutnie jestem zdania, że łyżwiarstwo tylko zyskało na zmianie systemu oceniania - w większości aspektów. Z choreografią włącznie.To ciekawe, bo zwolennicy systemu szóstkowego bardzo często odnoszą się do tego, że w dzisiejszych programach nie ma przekazu, „duszy”, a właśnie same elementy techniczne. Jednak, podobnie jak i dla Ciebie, dla mnie tamten system pozostaje także czarną magią. Co więcej, nie mam nawet ochoty wracać do większości programów, bo są one dla nie zbyt mało wymagające technicznie. Nie bijcie :P
Oceniam to, do czego mam największy dostęp, co widziałam najczęściej i co najlepiej pamiętam. I wypowiadałam się na temat 6 programów, nie jednego.Ocenianie całej twórczości choreografa, który współpracuje od kilku lat z różnymi parami na podstawie zaledwie jednego programu, to wg mnie trochę za mało.
Oczywiście, że zależy. Natomiast nie jest oceniane jako działka "choreografia" zresztą doniosłam się do tego niżej.Poza tym, jakkolwiek jest to osobny komponent, tak jest on częścią choreografii. A sam w sobie, jako TR także zależy w dużej części od choreografa.
Podziwiam :05: jednak myślę, że to wszystko, co piszesz, jest wyjątkowo piękne i podziwiam wyobraźnię (chyba wszystko zależy od nastawienia wobec programu :P ), ale niezupełnie... odnosi się do rzeczywistości. To znaczy nie neguję interpretacji, jest absolutnie fantastyczna, ale...Serio?
Twoje zarzuty można zebrać do jednego głównego argumentu: brak idei przewodniej, ukrytego znaczenia.
Dość to abstrakcyjnego kryterium, od którego coraz częściej odchodzi się nawet w sztuce sensu stricte, a co dopiero w sporcie. Chodzi o to, że jeśli zechcesz to taki sens znajdziesz. Tak, jak Ty doszukałaś się w SP małżeństwa Wende (ja tam nic nie znajduję, ale negować nie będę), tak ja doszukałam się w LP D/R
Kiedyś na forum filmowym napisałam, że dobry film jest zrozumiały na wielu poziomach. Na przykład "Lśnienie" Kubricka chętnie obejrzy głodny horroru gimnazjalista, ale zachwyci się nim też wytrawny kinoman, odnajdując Bóg jeden wie jakie podteksty (włącznie z apelem o poszanowanie losów Indian). Albo "Dziecko Rosemary" Polańskiego - podoba się Kowalskiemu, krytykom filmowym ze wszystkich stron świata, nawet specjalistom od kolorów. Natomiast "Fausta" Sokurowa docenią przede wszystkim krewni i znajomi królika, ewentualnie ludzie o bardzo specyficznym poczuciu estetyki. Arcydziełem nie jest film, który zachwyca bandę snobów ("Faust" to tylko przykład, przepraszam, jeśli jest tu ktoś, komu się ten film faktycznie podobał). Film powinien być "zdatny" do szczegółowej, efektywnej analizy - ale przede wszystkim powinien mieć coś, co do tej analizy, a więc powrotu do filmu, zachęca.
I podobnie jest z programami. Sędziowie nie mogą rozważać każdego elementu, jeśli na pierwszy rzut oka nie tworzy on logicznej, kreatywnej całości. Jeśli trafimy na komplet sędziów, którzy - będąc w nastroju odpowiednim do analizowania występu - polubią program, to może się na to pokuszą. Ale to wyjątkowo idealistyczne warunki, a ten program nie nasuwa wrażenia głębszego sensu (przynajmniej mnie, a zakładam, że istnieją jednak sędziowie, którzy myślą, jak ja ) Dlatego pisałam takie peany na temat "Jesus Christ Superstar" - oglądając ten program od razu widzę zwartą całość, którą w ramach odpowiedniego nastroju można by zanalizować. Natomiast tego nie jestem w stanie zauważyć w "Alice in Wonderland', podobnie, jak nie widzę w "Fauście" Sokurowa.
Jaka kochana :00: Dziękuję :02:Pod filmikiem opcja ‘udostępnij’, następnie po prawej ‘rozpocznij od:’ i link do skopiowania gotowy po lewej
A to już nie z wiki, uczę się na błędach :mrgreen: Wzięłam to ze strony ISU. Gdzieś tam przeczytałam, że ułożyła im właśnie "Anastazję" i "Casablancę", natomiast stwierdziłam, że co jak co, ale bio ISU powinny być aktualne i wiarygodne. I nie bazować na tym, co "być mogło". :razz:To chyba dowód na to, jak niewiarygodnym źródłem jest wikipedia i same biografie isu także (wzrost zawodników nie zmienia się tam nigdy :P ). D/C byli u Marcotte za choreografią, ale nie pojechali żadnego z tych programów, które dostali, bo byli kontuzjowani i nie zdążyli się należycie przygotować. Marcotte ułożyła im programy ‘Anastasia’ i ‘Casablanca’.
A tego wyżej podanego też nie lubię, totalnie pospolity.
Przecież ja pisałam o elementach łączących w programie Denney i Fraziera, nie w ogóle. Napisałam wcześniej, że na przykład SP D/R (C/S też) są wyjątkowo oryginalne.Właśnie wg mnie nie. Marcotte poświęcona jest pracy wyłącznie z parami sportowymi i widać, że to jej dziedzina.
I w pracach innych choreografów dla par sportowych naprawdę nie widzę takiej dbałości o szczegóły i każdy aspekt choreografii (nie mówię o pojedynczych tworach, ale przekroju ich prac). To nie jest po prostu ślepe upieranie się przy swoim, tak bo tak, choć i tak wiem, że żadna z nas tej drugiej nie przekona, każda ma własne zdanie :P
Natomaist ja widzę dbałość o szczegóły przede wszystkim w programach dla lepszych par - Duhamel/Radford, Castelli/Shnapir, Takahashi/Tran. Już u Purich/Trana jest znacznie słabiej, mam wrażenie, że wręcz nieprzemyślanie (ta nieszczęsna rama, dość niefortunna przyspieszenia, elementy łączące to też pozorowane działania jak dla kogoś, kto zaprojektował tak programy jak na przykład "La boheme". Dlatego jestem zachwycona tym, co Camerlengo zrobił z Maylin i Danielem - dobrze pojechany program krótki robi wrażenie, jakby nie było pojechali przecież szósty FS w Budapeszcie, mimo błędów w kombinacji i we flipie.
Zresztą, Camerlengo i Krylova też zaliczają niesamowity postęp - zwróć uwagę, jak bardzo to, co prezentują teraz różni się od tego, co prezentowali jeszcze parę sezonów temu - na przykład za czasów "Adagio" Berton i Hotarka.
Zgadzam się :mrgreen: każda z nas szuka w dobrej choreografii czegoś innego :P wracając do punktu wyjścia, idźmy na kompromis - niech SP Sui/Han układa Camerlengo, a FS Marcotte. A za dwa sezony na odwrót :32:To na co staram się zwracać uwagę, w dość szczątkowy sposób, pokazane było na playliście, którą umieściłam w poprzednim poście. Tak jak mówiłam, patrzymy na to z innych perspektyw, szukamy czego innego i nie zgodzimy się chyba w tym temacie.
Nie ma za co. Jeśli Ci się podoba - Qing (imię Pang Qing) znaczy "czysty, przezroczysty", "jasny, przejrzysty", ale też "opłacać'. Xue (imię Shen Xue) znaczy "śnieg". Oczywiście te wszystkie wyrazy znaczą to, co napisałam o ile są zapisane w taki sposób, jak w ich imionach. Na przykład "xue" (inny znaczek i inny ton) może też znaczyć "uczyć się, studiować", a także "krew"LittleLotte, ogromne dzięki za umieszczenie krótkiego przewodnika po chińskich nazwiskach! Bardzo ciekawią mnie takie rzeczy, a niestety, chiński to dla mnie czarna magia.
Swoją drogą, urzekają mnie imiona o konkretnym znaczeniu, jak 'mżawka' czy 'delikatna'
Mówimy, jak zawsze, różnymi językami [...]. Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegną od tego zmianie, prawda? (Michaił Bułhakow)