Filmy i kinematografia w ogóle, czyli co oglądacie?
Moderatorzy: Hortensja, kasik8222, LittleLotte, Haley452, Kathiea, Poice
- LittleLotte
- Posty: 1522
- Rejestracja: 10 lat temu
- Lokalizacja: Opole
- Kontakt:
- LittleLotte
- Posty: 1522
- Rejestracja: 10 lat temu
- Lokalizacja: Opole
- Kontakt:
"Polecam" wywiad z Barbarą Białowąs, reżyserką filmu Big Love. Dzisiaj uczestniczyłam w dyskusji, do której rzeczona pani została zaproszona jako "ekspert". Rychło wyszły na jaw jej świeżość myślenia oraz ogrom wiedzy. Dyskusja tyczyła się tematu "czy twórcy filmowi mogą modyfikować historię, aby ich dzieło było przystępniejsze dla widza?". Wedle pani Basi - owszem, mogą. Mogą dobierać fakty wedle własnego uznania, powinni szanować osoby, o których film tworzą, mogą dowolnie fakty interpretować, ale z drugiej strony winni pamiętać o dydaktyce. Ja akurat o tej "wolności artystycznej" reżyserów mam swoje, dość określone, zdanie, ale mniejsza o to. Rozbawił mnie do łez fakt, że "filmoznawczyni" stwierdziła, iż "z drugiej strony powstawały filmy propagandowe, które nie były dobre". Zapewne Riefenstahl albo Eisentein ucieszyli się niezmiernie z tej konstatacji.
Oto przed Państwem Barbara Białowąs - Katarzyna Michalak polskiego kina w rozmowie z krytykiem Michałem Walkiewiczem:
Część pierwsza
Część druga
Oto przed Państwem Barbara Białowąs - Katarzyna Michalak polskiego kina w rozmowie z krytykiem Michałem Walkiewiczem:
Część pierwsza
Część druga
Mówimy, jak zawsze, różnymi językami [...]. Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegną od tego zmianie, prawda? (Michaił Bułhakow)
Widziałam to już kiedyś. Sam film "Big Love" uważam za żenadę, którą jarają się tylko przeżywający pierwsze miłostki gimnazjaliści. Sam temat może i ciekawy (podobno inspiracją była historia zamordowanej córki piosenkarki Eleni), ale wykonanie i gra aktorska poniżej zera (co mnie dziwi, bo Pawlicki beztalenciem nie jest, ale tu się nie popisał).
- LittleLotte
- Posty: 1522
- Rejestracja: 10 lat temu
- Lokalizacja: Opole
- Kontakt:
Dzisiaj byłam w kinie na filmie Miasto 44. Ech, niech będą to luźne spostrzeżenia, bo podobnego poziomu żenady nie uświadczyłam dawno.
:shock: zapewne to, o czym wszyscy już słyszeli: dubstep, sceny jak z horrorów, świecące źrenice, pocałunki wśród kul. Ja się pytam: po co to? Komasa twierdzi chyba, że to takie ekstatyczne wizje bohaterów. Dziwne trochę, że w nie uciekają, skoro tak jakby posłuchać mogli sobie raczej Bodo niż Skrillexa. Ale nawet jako środek czysto artystyczny, to się po prostu nie sprawdza. Nijak nie pasuje do akcji "przed" i "po", zaburza ciągłość, linearność filmu, jednocześnie go spowalniając. To taka najprostsza technika slowmo (trochę jak spowalnianie ujęć, kiedy łyżwiarze siedzą w K&C, absolutnie "techniczna" i źle wmontowana w film). Poza tym nijak się mają te sceny do klimatu filmu, budowania napięcia - pokazywanie ekstatycznych scen w slowmo między równie ekstatycznymi scenami w normalnym tempie - czy nawet elementarnej kreacji bohaterów, którzy wydają się infantylni.
:shock: kreacja bohaterów w ogóle. Najogólniej ich gra aktorska polega na przesyłaniu sobie długich niczym Wielki Mur i znaczących niczym truskawka na mojej koszuli nocnej spojrzeń. Ale nie tylko o grę mi chodzi, nawet nie przede wszystkim, aktorzy są bowiem w przytłaczającej większości młodzi i nieopierzeni, i niestety nie byli w stanie własnym jestestwem przykryć dziur logicznych scenariusza. Jaka rola, takie wykonanie.
Główny bohater - Stefan - jest nieśmiertelny jak Chuck Norris i wymowny jak Arnold Schwarzenegger. Wszyscy próbują go zgładzić przez cały okres Powstania. Stosują w tym celu najróżniejsze środki - a to strzelanina, a to bomba jedna, a to bomba druga, a to Niemiec face to face ze Stefankiem. Ale na próżno - Stefan broni kraju. Szkoda, że przez radio nie podawali jego personaliów, a Niemcy nie wysłali specjalnego oddziału komandosów pod nazwą Stefan-Suche (w skrócie SS, naturalnie dopiero później przemianowali się na Schutzstaffel). Przez większość swojego udziału w powstaniu Stefan wypowiada jakieś 5 zdań, jako że przez 2/3 filmu jest niemy z powodu wojennego szoku. Co nawet byłoby ciekawe, gdyby nie fakt, że aktor wyraźnie nie dawał sobie rady z pokazaniem jakichkolwiek emocji. Ma też nasz protagonista ukochaną, która mogłaby być całkiem ciekawą postacią, gdyby podarowano jej więcej czasu ekranowego. Już myślałam, że Komasa chce się zagłębić w wątek a'la Mingella, ambiwalencję oddania dla Ojczyzny, ale koniec końców Biedronka też dzielnie walczy i dzielnie miłuje (Stefan w ramach swojej niewiarygodnej szlachetności opuścił ją po tym, jak 3 razy uratowała mu życie, narażając przy tym własne, a potem powiedziała, że chce z nim uciec z miasta).
:shock: następny punt jest o tym, co właściwie sprawia, że ten film jest tak słaby. Całkowita, absolutna klapa na linii "narracja filmowa". Początkowo - w porządnie zrobionej pierwszej połowie filmu obserwujemy klasyk klasyków: narrację z punktu widzenia bohatera. Opiekuje się matką i bratem, razem z nim podążamy do pracy, na spotkanie z przyjaciółmi, wzruszająco (tutaj bez sarkazmu) żegnamy się z braciszkiem - a co potem? Ciemno, głucho i bez sensu, bo Stefan doznając szoku wojennego znika nam z ekranu. Więź z aktorem licho bierze, ale na tym fragmencie nadal byłam pełna optymizmu, bo mamy bohaterkę - interesującą, dzielną, sympatyczną, ładną, zakochaną - no rasową protagonistkę. Ale nic z tego, guzik z pętelką, bo Biedronka przeminęła z wiatrem po kilku scenach, a zamiast niej pojawił się Stefan Norris. Ale to też nic, bo reżyser wpadł na świetny pomysł pociągnięcia kilku wątków na raz, na zasadzie "dobra, 15 minut do końca, musimy wszystko skończyć". Z teledyskowym entuzjazmem przebijają się na ekranie różni ludzie w różnych miejscach, którzy w co bardziej krwawy sposób giną. Stefcio włóczy się w tle, a jest na tyle irytujący, że było mi najzupełniej obojętne - czy zginie, jak zginie i za co zginie - byle szybciej. Linearność filmu, związki przyczynowo skutkowe, subiektywizm kamery - wszystkie porzucono.
:shock: zapewne to, o czym wszyscy już słyszeli: dubstep, sceny jak z horrorów, świecące źrenice, pocałunki wśród kul. Ja się pytam: po co to? Komasa twierdzi chyba, że to takie ekstatyczne wizje bohaterów. Dziwne trochę, że w nie uciekają, skoro tak jakby posłuchać mogli sobie raczej Bodo niż Skrillexa. Ale nawet jako środek czysto artystyczny, to się po prostu nie sprawdza. Nijak nie pasuje do akcji "przed" i "po", zaburza ciągłość, linearność filmu, jednocześnie go spowalniając. To taka najprostsza technika slowmo (trochę jak spowalnianie ujęć, kiedy łyżwiarze siedzą w K&C, absolutnie "techniczna" i źle wmontowana w film). Poza tym nijak się mają te sceny do klimatu filmu, budowania napięcia - pokazywanie ekstatycznych scen w slowmo między równie ekstatycznymi scenami w normalnym tempie - czy nawet elementarnej kreacji bohaterów, którzy wydają się infantylni.
:shock: kreacja bohaterów w ogóle. Najogólniej ich gra aktorska polega na przesyłaniu sobie długich niczym Wielki Mur i znaczących niczym truskawka na mojej koszuli nocnej spojrzeń. Ale nie tylko o grę mi chodzi, nawet nie przede wszystkim, aktorzy są bowiem w przytłaczającej większości młodzi i nieopierzeni, i niestety nie byli w stanie własnym jestestwem przykryć dziur logicznych scenariusza. Jaka rola, takie wykonanie.
Główny bohater - Stefan - jest nieśmiertelny jak Chuck Norris i wymowny jak Arnold Schwarzenegger. Wszyscy próbują go zgładzić przez cały okres Powstania. Stosują w tym celu najróżniejsze środki - a to strzelanina, a to bomba jedna, a to bomba druga, a to Niemiec face to face ze Stefankiem. Ale na próżno - Stefan broni kraju. Szkoda, że przez radio nie podawali jego personaliów, a Niemcy nie wysłali specjalnego oddziału komandosów pod nazwą Stefan-Suche (w skrócie SS, naturalnie dopiero później przemianowali się na Schutzstaffel). Przez większość swojego udziału w powstaniu Stefan wypowiada jakieś 5 zdań, jako że przez 2/3 filmu jest niemy z powodu wojennego szoku. Co nawet byłoby ciekawe, gdyby nie fakt, że aktor wyraźnie nie dawał sobie rady z pokazaniem jakichkolwiek emocji. Ma też nasz protagonista ukochaną, która mogłaby być całkiem ciekawą postacią, gdyby podarowano jej więcej czasu ekranowego. Już myślałam, że Komasa chce się zagłębić w wątek a'la Mingella, ambiwalencję oddania dla Ojczyzny, ale koniec końców Biedronka też dzielnie walczy i dzielnie miłuje (Stefan w ramach swojej niewiarygodnej szlachetności opuścił ją po tym, jak 3 razy uratowała mu życie, narażając przy tym własne, a potem powiedziała, że chce z nim uciec z miasta).
:shock: następny punt jest o tym, co właściwie sprawia, że ten film jest tak słaby. Całkowita, absolutna klapa na linii "narracja filmowa". Początkowo - w porządnie zrobionej pierwszej połowie filmu obserwujemy klasyk klasyków: narrację z punktu widzenia bohatera. Opiekuje się matką i bratem, razem z nim podążamy do pracy, na spotkanie z przyjaciółmi, wzruszająco (tutaj bez sarkazmu) żegnamy się z braciszkiem - a co potem? Ciemno, głucho i bez sensu, bo Stefan doznając szoku wojennego znika nam z ekranu. Więź z aktorem licho bierze, ale na tym fragmencie nadal byłam pełna optymizmu, bo mamy bohaterkę - interesującą, dzielną, sympatyczną, ładną, zakochaną - no rasową protagonistkę. Ale nic z tego, guzik z pętelką, bo Biedronka przeminęła z wiatrem po kilku scenach, a zamiast niej pojawił się Stefan Norris. Ale to też nic, bo reżyser wpadł na świetny pomysł pociągnięcia kilku wątków na raz, na zasadzie "dobra, 15 minut do końca, musimy wszystko skończyć". Z teledyskowym entuzjazmem przebijają się na ekranie różni ludzie w różnych miejscach, którzy w co bardziej krwawy sposób giną. Stefcio włóczy się w tle, a jest na tyle irytujący, że było mi najzupełniej obojętne - czy zginie, jak zginie i za co zginie - byle szybciej. Linearność filmu, związki przyczynowo skutkowe, subiektywizm kamery - wszystkie porzucono.
Last edited by LittleLotte 10 lat temu, edited 1 time in total.
Mówimy, jak zawsze, różnymi językami [...]. Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegną od tego zmianie, prawda? (Michaił Bułhakow)
Byłam na "Polowaniu" w kinie jak to grali i polecam jak najbardziej. Pamiętam, że przeżywałam długo ten film. Ostatnio obejrzałam sobie jeszcze raz na Canal+. Dobra rola Mikkelsena.
Na "Miasto 44" się wybieram, choć nie powiem, żebym jakoś specjalnie się tam spieszyła. Pójdę bardziej z obowiązku, bo wiąże się to z moim wykształceniem, ogólnie interesuje mnie temat powstania, miałam okazję rozmawiać z jego uczestnikami ale wiem czego się mogę spodziewać. I czuję, że mogę mieć takie odczucia jak LL. Niestety, to jest chyba film skierowany do gimnazjalistów. Ehhh.... szkoda trochę.
Na "Miasto 44" się wybieram, choć nie powiem, żebym jakoś specjalnie się tam spieszyła. Pójdę bardziej z obowiązku, bo wiąże się to z moim wykształceniem, ogólnie interesuje mnie temat powstania, miałam okazję rozmawiać z jego uczestnikami ale wiem czego się mogę spodziewać. I czuję, że mogę mieć takie odczucia jak LL. Niestety, to jest chyba film skierowany do gimnazjalistów. Ehhh.... szkoda trochę.
- LittleLotte
- Posty: 1522
- Rejestracja: 10 lat temu
- Lokalizacja: Opole
- Kontakt:
Ze świetnych filmów przypomniała mi się jeszcze Pani Soffel z młodziutkim Melem Gibsonem. Piękny film, z cudowną grą świateł, o romantycznej miłości przekraczającej klasowe i wiekowe ograniczenia. Wiem, brzmi banalnie, ale film naprawdę nie jest pretensjonalny.
Krótko o fabule: tytułowa Kate Soffel (Diane Keaton) jest żoną dyrektora więzienia. Ma trzydzieści kilka lat - jest zbyt stara, aby ktokolwiek zauważył jej urodę i inteligencję, ale zbyt młoda, żeby stanowić autorytet dla dzieci i partnerkę dla męża. Postanawia więc sprawować duchową opiekę nad skazanymi - czyta im Biblię. Pewnego dnia do więzienia trafiają bracia Jack i Ed Biddle (Matthew Modine i Mel Gibson). W oczach Eda Kate staje się wręcz bohaterką - jednocześnie piękną, młodą i dzielną. W zimową noc pani Soffel postanawia pomóc braciom uciec.
Dość często emitują go w telewizji, na jakichś Filmboxach i pochodnych. Naprawdę warto poświęcić te dwie godziny
Krótko o fabule: tytułowa Kate Soffel (Diane Keaton) jest żoną dyrektora więzienia. Ma trzydzieści kilka lat - jest zbyt stara, aby ktokolwiek zauważył jej urodę i inteligencję, ale zbyt młoda, żeby stanowić autorytet dla dzieci i partnerkę dla męża. Postanawia więc sprawować duchową opiekę nad skazanymi - czyta im Biblię. Pewnego dnia do więzienia trafiają bracia Jack i Ed Biddle (Matthew Modine i Mel Gibson). W oczach Eda Kate staje się wręcz bohaterką - jednocześnie piękną, młodą i dzielną. W zimową noc pani Soffel postanawia pomóc braciom uciec.
Dość często emitują go w telewizji, na jakichś Filmboxach i pochodnych. Naprawdę warto poświęcić te dwie godziny
Mówimy, jak zawsze, różnymi językami [...]. Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegną od tego zmianie, prawda? (Michaił Bułhakow)
Poszłam na Miasto 44 i ..... niestety, tak jak się spodziewałam straszna KLAPA. Mogę się podpisać rekami, nogami, czymkolwiek pod tym, co napisała LL. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek chciała wyjść przed końcem filmu z kina a teraz miałam taką ochotę, nie mogłam już tego wytrzymać po prostu. KATASTROFA. Stefan wstępuje do konspiracji właściwie dzień przed wybuchem powstania, a okazuje się najlepszym, najdzielniejszym, najodważniejszym, najlepiej strzelającym z całego oddziału, no nadczłowiek normalnie. No i faktycznie - przez całe powstanie to nie wypowiada chyba żadnego zdania. Fabuła - nie ma tam czegoś takiego, gry aktorskiej również. Nie no, pisać o tym nie mogę. Zmarnowany taki temat. Szkoda.
Ale żeby nie było, że nic mi się nie podoba...
Byłam także na filmie Bogowie - dla mnie REWELACJA. Polecam. Świetny film, świetna rola Kota, fajne role drugoplanowe najbliższych współpracowników Religi. Film momentami śmieszy, momentami wzrusza, nie przechodzi się obok niego obojętnie, mi jeszcze kilka dni po obejrzeniu kołatał się po głowie.
Ale żeby nie było, że nic mi się nie podoba...
Byłam także na filmie Bogowie - dla mnie REWELACJA. Polecam. Świetny film, świetna rola Kota, fajne role drugoplanowe najbliższych współpracowników Religi. Film momentami śmieszy, momentami wzrusza, nie przechodzi się obok niego obojętnie, mi jeszcze kilka dni po obejrzeniu kołatał się po głowie.
Widzialam, ze w Polsce wchodzi teraz do kin zdobywca tegorocznej Zlotej Palmy- "Zimowy Sen". Jesli kogos nie przeraza perspektywa spedzenia 3 godzin w sali kinowej i lubi kino w starym, europejskim stylu to goraco polecam! Pejzaz zimowej Kapadocji jest zachwycajacy, grana w kolko Sonata Schuberta wprowadza niesamowity, refleksyjny nastroj, ale przede wszystkim bogactwo a jednoczesnie prostota watkow, postaci, problemow, dlugie dluuugie dialogi tworza niepowtarzalny obraz.
"Can you argue with those placements? Of course. This is figure skating. Arguing is the best part."
- LittleLotte
- Posty: 1522
- Rejestracja: 10 lat temu
- Lokalizacja: Opole
- Kontakt:
Ostatnio przypomniałam sobie Dziewczyny z wyższych sfer. Nic specjalnie ambitnego, ale zakończenie wzrusza mnie za każdym razem, a sam film jest bardzo przyjemny.
Poza tym, widział ktoś Nędzników? W sensie, tę najnowszą wersję, adaptację musicalu. Ja mam dość ambiwalentne odczucia względem tego filmu. Z jednej strony zakochałam się po uszy, z drugiej zmieniłabym pół obsady :P
Poza tym, widział ktoś Nędzników? W sensie, tę najnowszą wersję, adaptację musicalu. Ja mam dość ambiwalentne odczucia względem tego filmu. Z jednej strony zakochałam się po uszy, z drugiej zmieniłabym pół obsady :P
Mówimy, jak zawsze, różnymi językami [...]. Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegną od tego zmianie, prawda? (Michaił Bułhakow)
- LittleLotte
- Posty: 1522
- Rejestracja: 10 lat temu
- Lokalizacja: Opole
- Kontakt:
Niestety, Zimowy Sen nie ma już nawet cienia szans na nominację do Oscara, nie ma go na "krótkiej liście". Dla niewtajemniczonych: "krótka lista" to taki rodzaj wstępnej selekcji, której dokonują komisje Akademii (cała Akademia głosuje dopiero później). Ze zgłoszonych w tym roku 83 filmów ostało się 9, w tym Ida. Szanse na nominację oczywiście ma, ale jako faworyta do Oscara widziałabym raczej Lewiatana Andrieja Zwiagincewa.Widzialam, ze w Polsce wchodzi teraz do kin zdobywca tegorocznej Zlotej Palmy- "Zimowy Sen". Jesli kogos nie przeraza perspektywa spedzenia 3 godzin w sali kinowej i lubi kino w starym, europejskim stylu to goraco polecam! Pejzaz zimowej Kapadocji jest zachwycajacy, grana w kolko Sonata Schuberta wprowadza niesamowity, refleksyjny nastroj, ale przede wszystkim bogactwo a jednoczesnie prostota watkow, postaci, problemow, dlugie dluuugie dialogi tworza niepowtarzalny obraz.
Mówimy, jak zawsze, różnymi językami [...]. Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegną od tego zmianie, prawda? (Michaił Bułhakow)
Kasik, uwielbiam Holiday, chociaż może ze względu na sentyment do Kate Winslet i Juda Law. W ogóle generalnie lubię te kiczowate świąteczne filmy, z Love, actually na czele :P Wychowałam się oczywiście na Kevinie ale też na Gremlinach :mrgreen: Natomiast w Listach do M. podobają mi się może ze dwa wątki.
"Perfection is not just about control. It's also about letting go."
- LittleLotte
- Posty: 1522
- Rejestracja: 10 lat temu
- Lokalizacja: Opole
- Kontakt:
Annie! Tej najnowszej wersji jeszcze nie widziałam (premiera niby w 1. dzień świąt, ale wyciekł wcześniej do sieci) ubóstwiam tę z 1999 r. Przeuroczy film, w sam raz na święta.
Mówimy, jak zawsze, różnymi językami [...]. Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegną od tego zmianie, prawda? (Michaił Bułhakow)