O łyżwiarstwie - ludzie i wydarzenia
Moderatorzy: yenny, Hortensja, kasik8222, LittleLotte, Haley452, Kathiea, Poice
Dla mnie ani Adelina, ani tym bardziej Sarah nikomu nic nie muszą udowadniać. Nie lubię ciągłego opluwania Sarah, jakby co najmniej miała wszystkich za swój medal przepraszać. Sorry, uwielbiam Michelle i płakać mi się chce że nie ma złota, ale jeśli mówimy o obiektywiźmie i nie dawaniu medalu za nazwisko to w tamtym dniu złoto należało się Sarah jak psu kość i każdy inny wynik byłby krzywdzący. Co do podniesionego przez kasik harvardu, to moim zdaniem nie aż tak dużo łyżwiarzy zdobywa dobre wykształcenie i rozwija się w innych dziedzinach niż łyżwiarstwo. W ogóle w jakimkolwiek sporcie, nie rozumiem idei, udowadniania komuś cokolwiek, to ich życie i mogą sobie z nim robić co chcą, jeśli Adel ma dalej startować to tylko, aby sobie coś udowodnić, na pewno nie komuś innemu. Samo zdobycie złota na igrzyskach nie zrobi z ciebie legendy, a można nią być bez niego.
Co do Gedevanishwili coś musi być na rzeczy z tym jej lenistwem, nie tylko ona jest w ciężkiej sytuacji z powodu kasy, federacji i tego typu spraw.
Co do Gedevanishwili coś musi być na rzeczy z tym jej lenistwem, nie tylko ona jest w ciężkiej sytuacji z powodu kasy, federacji i tego typu spraw.
Last edited by olcia 9 lat temu, edited 1 time in total.
Dla mnie Adelina ma ten sezon stracony trochę na własne życzenie, po prostu nie zmobilizowała się w ogóle do tego, aby po ogromnym sukcesie w Soczi na nowo rzucić się w wir treningów. Zamiast tego poszła w show-biz (najlepsza sportmsenka 2014r.- fotki razem z Dimą Bilanem), a potem jakieś kontuzje i sezon z głowy. Do tego jeszcze jakieś buńczuczne zapowiedzi, że postara się dobrze przygotować do mś jak w ogóle nie startowała na mistrzostwach kraju, gdzie naprawdę ma mocne rywalki i wysyłanie jej na mś ,,w ciemno'' byłoby rażącą niesprawiedliwością.
Harwardem Sarah Hughes też mi imponuje. Pewnie, że studia na Harwardzie są dostępne (z powodów finansowych) dla wybranej grupy społeczeństwa, ale tam, żeby się dostać, trzeba się wykazać wiedzą i wynikami (nie to co u nas w prywatnych szkołach działających na zasadzie kup sobie wykształcenie).
Jak o mnie chodzi, to ja nie stawiam na Adelinę że powróci do amatorskiego sportu (zawsze może jednak pozytywnie zaskoczyć), za to chciałabym, aby powróciła Mao, bo po prostu mi jej szkoda.
Harwardem Sarah Hughes też mi imponuje. Pewnie, że studia na Harwardzie są dostępne (z powodów finansowych) dla wybranej grupy społeczeństwa, ale tam, żeby się dostać, trzeba się wykazać wiedzą i wynikami (nie to co u nas w prywatnych szkołach działających na zasadzie kup sobie wykształcenie).
Jak o mnie chodzi, to ja nie stawiam na Adelinę że powróci do amatorskiego sportu (zawsze może jednak pozytywnie zaskoczyć), za to chciałabym, aby powróciła Mao, bo po prostu mi jej szkoda.
joasia
W końcu znalazłam chwilę, więc chciałabym podzielić się szerzej moimi wrażeniami z Kings on Ice Słowem wstępu - pierwszy raz byłam na Stadionie Narodowym i faktycznie robi niesamowite wrażenie Przed bramkami musiałam z przyjaciółką wystać swoje, choć i tak przyszłyśmy na 19- stą Niestety ominął nas występ grupy łyżwiarstwa synchronicznego - szkoda, bo chciałam zobaczyć jak na żywo prezentuje się ta dyscyplina Miejsca miałyśmy rewelacyjne - bardzo blisko lodowiska. Było zimno....ja akurat tego aż tak nie odczułam, bo cały czas klaskałam , ale moja koleżanka mimo dużego zaangażowania strasznie zmarzła Publika była bardzo niemrawa...nawet Polakom nie bili braw. W porównaniu do atmosfery z Barcelony to jednak dziwnie się czułam. Co do występów - Irina faktycznie słabo...kiedyś była moją łyżwiarską ikoną, ale jej występy takie od niechcenia były. Jednak brawa za piruety, bo w ,,takim wieku" były imponujące. Podobał mi się Misha, choć za dużo w jego pokazach pozowania i tańczenia w miejscu, ale trzeba mu oddać, że ruszać to on się potrafi! Podobała mi się polska para taneczna, ale mogli sobie darować rosyjskojęzyczną muzykę... (takie jest moje zdanie). Denerwowała mnie prowadząca....ciągle wrzeszczała i miała okropny akcent. Pod koniec gali miałam już powyżej uszu ciągłego podkreślania, że Nagumanowa i ,,Pietia" mają 12 lat i są kolejnymi talentami, które zdominują łyżwiarski świat. Już tak wielu było okrzykniętymi ,,następcami" Plushenki i nie spełniali pokładanych w nich nadziei, że naprawdę już mogli sobie darować....Lambiel był świetny, choć przyznaję, że nie do końca jestem fanką aż takiego liryzmu. Plushenko ma dobrą prędkość, ale też dziwacznie ,,sztywną" sylwetkę i dość ciężko mi się go oglądało. Mimo to szacun, bo skoczył dwa 3A (przy jednym prawie upadł, no ale...). Chyba najlepiej bawiłam się przy występie akrobatów Programy już wcześniej widziałam na youtube, ale i tak uśmiałam się do łez Generalnie gala miała swoje wady i zalety, ale świetnie się bawiłyśmy i oby więcej takich imprez w naszym kraju!
Ja chciałabym jeszcze zobaczyć Adelinę w zawodach, bo zawsze imponowały mi jej skoki. Jednakże konkurencja w Rosji jest teraz tak duża (zarówno w seniorkach, jak i w juniorkach), że nie wiem czy Adelina zdecyduje się wrócić....Jedyne czego jej nie życzę to wrócić i nawet nie dostać się do reprezentacji na ME czy MŚ.joasia pisze: Jak o mnie chodzi, to ja nie stawiam na Adelinę że powróci do amatorskiego sportu (zawsze może jednak pozytywnie zaskoczyć), za to chciałabym, aby powróciła Mao, bo po prostu mi jej szkoda.
Co do Mao - nie wiem czy jest sens, aby wracała Uwielbiam ją z całego serca, ale od tak wielu lat sędziowie skąpili jej w drugiej ocenie, a teraz czołówka światowa ma arsenał TES, któremu będzie ciężko dorównać...Sama nie wiem
Ja obejrzałam część na TVP Sport i powiem tylko, że Morton wychodzi mi już uszami. Irina rzeczywiście jeździ chyba od święta w przeciwieństwie do takiego Lambiela czy Rochettte. Jej nie najlepsza dyspozycja jest szczególnie widoczna w zawodach profesjonalistów. Rochette, jeżeli się na takich zawodach pojawia, wygrywa je w cuglach, a Irina...no cóż Sobczyński miał rację mówiąc, że ostały jej się tylko dobre piruety.
Nie wiem co musiałoby się stać by łyżwiarstwo stało się w Polsce popularnym sportem. Nawet w czasach medali Doroty i Mariusza był to sport dla większości marginalny. Nawet dziennikarze sportowi oddelegowani do pisania o łyżwiarstwie i robienia wywiadów z Polakami nie odróżniali często par sportowych od tanecznych, nie mówię już nawet o odróżnianiu axla od rittbergera. Z kim nie pogadasz to wyskoczy ci z tekstem, że "łyżwiarstwo to nie sport". Większość jest święcie przekonana, że nadal obowiązuje system "6.0", a każdy łyżwiarz to gej lubujący się w noszeniu koronek. Wielu którzy pofatygowali się na Kings on Ice pewnie traktowało tę galę na zasadzie "Myszka Miki i przyjaciele" i nie miała pojęcia, że na lód wyjechał właśnie mistrz olimpijski.
A chciałam jeszcze napisać w temacie Adeliny.... Kariera sportowa jest krótka, a łyżwiarstwo figurowe to nie tenis. Tu się nie zarabia milionów dolarów. Nie ten sport i nie te złote czasy. Pamiętam jak wielu ludzi oburzało się gdy Piotr Żyła zagrał w reklamie tego czy tamtego. Zagranie w reklamie to zaledwie parę godzin roboty, a fani skoków wypowiadali się tak jakby ta kilkugodzinna fucha zakłóciła Żyle cały system przygotowań do sezonu. Piotrek ma na utrzymaniu rodzinę, żonę, dzieci. Kasa jaką dostał za brąz drużynowego konkursu MŚ to zapewne ułamek tego co zarobił na reklamie. Wiecznie czynnym sportowcem być nie można. W takich sportach nie zarabia się kokosów za medale. Trzeba sobie radzić inaczej. Nie każdy jest Yu Na Kim. Nawet w Rosji nie ma takich pieniędzy i ja się Sotnikovej nie dziwię.
Nie wiem co musiałoby się stać by łyżwiarstwo stało się w Polsce popularnym sportem. Nawet w czasach medali Doroty i Mariusza był to sport dla większości marginalny. Nawet dziennikarze sportowi oddelegowani do pisania o łyżwiarstwie i robienia wywiadów z Polakami nie odróżniali często par sportowych od tanecznych, nie mówię już nawet o odróżnianiu axla od rittbergera. Z kim nie pogadasz to wyskoczy ci z tekstem, że "łyżwiarstwo to nie sport". Większość jest święcie przekonana, że nadal obowiązuje system "6.0", a każdy łyżwiarz to gej lubujący się w noszeniu koronek. Wielu którzy pofatygowali się na Kings on Ice pewnie traktowało tę galę na zasadzie "Myszka Miki i przyjaciele" i nie miała pojęcia, że na lód wyjechał właśnie mistrz olimpijski.
A chciałam jeszcze napisać w temacie Adeliny.... Kariera sportowa jest krótka, a łyżwiarstwo figurowe to nie tenis. Tu się nie zarabia milionów dolarów. Nie ten sport i nie te złote czasy. Pamiętam jak wielu ludzi oburzało się gdy Piotr Żyła zagrał w reklamie tego czy tamtego. Zagranie w reklamie to zaledwie parę godzin roboty, a fani skoków wypowiadali się tak jakby ta kilkugodzinna fucha zakłóciła Żyle cały system przygotowań do sezonu. Piotrek ma na utrzymaniu rodzinę, żonę, dzieci. Kasa jaką dostał za brąz drużynowego konkursu MŚ to zapewne ułamek tego co zarobił na reklamie. Wiecznie czynnym sportowcem być nie można. W takich sportach nie zarabia się kokosów za medale. Trzeba sobie radzić inaczej. Nie każdy jest Yu Na Kim. Nawet w Rosji nie ma takich pieniędzy i ja się Sotnikovej nie dziwię.
A jeszcze mi się przypomniało jak bardzo rozczarowany był Mariusz kiedy nie zostali nominowani do czołowej "10" najlepszych sportowców w corocznym plebiscycie "Przeglądu Sportowego". To był ich najlepszy sezon, a brąz MŚ w 1999 to był pierwszy od lat medal zimowego sportowca w sporcie olimpijskim. To było jeszcze przed erą Małysza. Polak zdobywający medal MŚ w sporcie zimowym to było jak śnieg na Saharze. I co? I nic. To były też inne czasy. Marketingowo ten medal nic polskiej parze nie dał. Nie byli kompletnie rozpoznawalni poza wąską grupą pasjonatów tego sportu. Zaryzykuję, że zagranicą byli znani bardziej niż w Polsce.
Ja zresztą chętnie wracam i do polskiej pary i do tego konkretnego sezonu. Ten medal sprawił mi wiele radości. Dziś wydaje mi się, że to było 100 lat temu. Internet nie był jeszcze tak powszechny, wycinałam informacje o nich z gazet, polowałam na każdą wzmiankę. Każdy wywiad z nimi to było wydarzenie. Siedziałam do późna by obejrzeć "Sportową Niedzielę", bo często tam występowali (np. prezentowali podnoszenia "na sucho"). Dziś w czasach sukcesów skoczków, Kowalczyk, panczenistów, gdy co roku wpada mniej lub więcej medali w zimowym sezonie, możecie tego nie rozumieć. Medal polskiej pary po 10 latach od medalu Filipowskiego, po dziesiątkach lat bez podium na ZIO to był kosmos, coś niemal nieosiągalnego. Dziś, w nowym systemie sędziowania zawodnik z kraju bez tradycji łyżwiarskich ma większe szanse na przebicie się niż Polacy w starym systemie, a jednak się udało.
Ja zresztą chętnie wracam i do polskiej pary i do tego konkretnego sezonu. Ten medal sprawił mi wiele radości. Dziś wydaje mi się, że to było 100 lat temu. Internet nie był jeszcze tak powszechny, wycinałam informacje o nich z gazet, polowałam na każdą wzmiankę. Każdy wywiad z nimi to było wydarzenie. Siedziałam do późna by obejrzeć "Sportową Niedzielę", bo często tam występowali (np. prezentowali podnoszenia "na sucho"). Dziś w czasach sukcesów skoczków, Kowalczyk, panczenistów, gdy co roku wpada mniej lub więcej medali w zimowym sezonie, możecie tego nie rozumieć. Medal polskiej pary po 10 latach od medalu Filipowskiego, po dziesiątkach lat bez podium na ZIO to był kosmos, coś niemal nieosiągalnego. Dziś, w nowym systemie sędziowania zawodnik z kraju bez tradycji łyżwiarskich ma większe szanse na przebicie się niż Polacy w starym systemie, a jednak się udało.
Jejku, ja też te czasy pamiętam, wycinałam z gazety zdjęcia (rzeczpospolita, kolorówki). Jak Dorota z Mariuszem startowali, to od razu podnosiło mi się ciśnienie, skakałam tulupy razem z nimi. Teraz mimo, że są pary, które bardziej lubię, to jednak się nie przeżywa ich startów i emocji nie ma.
Cóż, jak nie będzie ośrodków szkoleniowych, to łyżwiarzy nie będzie. Obiektów sportowych i lodowisk przybywa (np.nowa Kraków Arena jest przygotowana na takie zawody), ale ponieważ nie ma dla kogo tego lodu wylewać i organizować, zamiast lodowiska mamy tenis z Szarapową, Moricone, Stinga czy Festiwal Muzyki Filmowej (całkiem fajnie się zapowiada i wybieram się na niego).
Może kiedyś jakiś zapaleniec z rodzicami u nas się trafi i będziemy mieli swojego Fernandeza, bo jak się ma ,,swojego'' zawodnika w stawce, to ogląda się ten sport inaczej.
Cóż, jak nie będzie ośrodków szkoleniowych, to łyżwiarzy nie będzie. Obiektów sportowych i lodowisk przybywa (np.nowa Kraków Arena jest przygotowana na takie zawody), ale ponieważ nie ma dla kogo tego lodu wylewać i organizować, zamiast lodowiska mamy tenis z Szarapową, Moricone, Stinga czy Festiwal Muzyki Filmowej (całkiem fajnie się zapowiada i wybieram się na niego).
Może kiedyś jakiś zapaleniec z rodzicami u nas się trafi i będziemy mieli swojego Fernandeza, bo jak się ma ,,swojego'' zawodnika w stawce, to ogląda się ten sport inaczej.
joasia
U nas wiele i w każdym niemal sporcie zależy od zapału i finansów rodziców. Taki Kubica czy Janowicz bez rodziców i ich poświęcenia daleko by nie zajechali. Pieniądze się znajdują jak są sukcesy a nie odnosimy sukcesy, bo inwestujemy pieniądze w pracę u podstaw. Wszystko odwrotnie i na "hura". W wakacje byłam w Belgradzie. W sklepach z pamiątkami królował Djokovic. On jest tam Bogiem. Nasz Małysz to marginalny sportowiec w marginalnej dyscyplinie w skali świata. Djokovica znają wszyscy pewnie nawet w Afryce. Nie znam jego biografii, ale pewnie też nie miał różowo. Serbia to nie centrum świata i swoje problemy miała (Belgrad to bez kitu najbrzydsza stolica Europy, nie narzekajcie na Warszawę, serio ), ale wyciskają z tego sukcesu ile się da i pewnie w przyszłości to zaprocentuje.
Oglądając wywiad Rusin z Plushem zgrzytałam zębami. Oklepane, banalne pytania pani, która na łyżwiarstwo rzuci okiem raz na 4 lata przez 4 minuty programu mistrza i tyle.Radwańska mówiła kiedyś jak bardzo wnerwia ją gdy na wywiad z nią przychodzi dziennikarz któremu ona musi tłumaczyć kim jest Justine Henin...Tak to właśnie u nas wygląda i prędko się nie zmieni. Kubica wygrał GP Kanady? "Hura, budujemy tor". Stoch wygrał na Igrzyskach "Hura, skoki na Narodowym" podczas gdy brak małych skoczni dla początkujących dzieciaków Te wszystkie pomysły są często-gęsto z księżyca i na jednarazowe eventy takie jak Kings on Ice. Nikt nie myśli długofalowo.
Oglądając wywiad Rusin z Plushem zgrzytałam zębami. Oklepane, banalne pytania pani, która na łyżwiarstwo rzuci okiem raz na 4 lata przez 4 minuty programu mistrza i tyle.Radwańska mówiła kiedyś jak bardzo wnerwia ją gdy na wywiad z nią przychodzi dziennikarz któremu ona musi tłumaczyć kim jest Justine Henin...Tak to właśnie u nas wygląda i prędko się nie zmieni. Kubica wygrał GP Kanady? "Hura, budujemy tor". Stoch wygrał na Igrzyskach "Hura, skoki na Narodowym" podczas gdy brak małych skoczni dla początkujących dzieciaków Te wszystkie pomysły są często-gęsto z księżyca i na jednarazowe eventy takie jak Kings on Ice. Nikt nie myśli długofalowo.
Tak sobie zaczęłam myśleć o polskich reprezentantach w łyżwiarstwie figurowym. O tym czasie w latach 90-tych i trochę później. Siudkowie, Rechnio, Szwed, Wojtala, Sylwia i Sebastian. Grzesia już zostawię w spokoju , ale często myślę o tym jak zostały poprowadzone ich kariery i przede wszystkim gdzie w tym wszystkim popełniono błędy.
Największy sentyment mam oczywiście do Doroty i Mariusza, ale nigdy nie byłam wobec nich bezkrytyczna. Anka Rechnio... tu problem był prosty czyli psychika, koniec kropka. Z Dorotą i Mariuszem sprawa była bardziej skomplikowana . Oni zaczęli współpracę z psychologiem Janem Blecharzem zanim ten stał się dyżurnym doktorem Małysza, a mało osób o tym pamięta. Na ZIO w Nagano ewidentnie Dorota nie wytrzymała psychicznie. To chyba po tym fatalnym starcie zainwestowali w psychologa. Efekty były widoczne już od następnego sezonu. To był najlepszy sezon w ich karierze, ale też był to sezon poolimpijski gdy wiele sław tej konkurencji jak np. Kazakova/Dmitriev czy Mandy i Ingo zakończyli już karierę i zwolniło miejsce na podium. Potem były MŚ w Nicei i coś zaczęło zgrzytać. Stanęli w miejscu. Abitbol i Bernadis trenowali już wyrzucanego potrójnego axla podczas gdy Polacy nie mieli nawet wtedy w repertuarze rittbergera. Kolejne igrzyska i kolejny słaby występ z błędami. Zajęli 7 miejsce i, między bogiem a prawdą, jadąc bez błędu zajęliby dokładnie takie same. Problemem polskiego duetu było to, że gdy wszyscy najgroźniejsi rywale jechali czysto to oni lądowali na końcu stawki tych najlepszych, za nimi była już tylko grupa pościgowa jak np. Berenkova/Dlabola z Czech czy młodziutka Aljona ze Stasem. Do czasu przeprowadzki do Kanady zgrzytała u nich strona artystyczna. Dorota niemal na każdych zawodach robiła błąd przy axlu solo. Zawsze jak najeżdżali do skoku to patrzyłam na nią, bo wiedziałam, że o Mariusza nie ma się co martwić .
Sylwia i Sebastian... tu mam problem bo na tańcach się nie znam. Dziś przejście od juniorów do seniorów jest płynne i bywa że bezbolesne, ale w czasach ich starów tak nie było. Konkurencja była zabetonowana, swoje trzeba było odstać w kolejce. Nowak i Kolasiński jako aktualni juniorscy mistrzowie świata przechodząc do seniorów wylądowali niemal na końcu tabeli. Co ciekawe za nimi byli chyba tacy Włosi czy Bułgarzy, późniejsi złoci medaliści wielkich imprez. Nawet niedoceniani przez całą karierę Litwini z mało znaczącej federacji coś tam jednak dwa czy trzy razy w karierze wyszarpali, a Polakom się to nie udało. Potem Sylwia zaszła w ciążę, o co ponoć Sebastian miał pretensje, że z nim tego nie skonsultowała (nie wiem ile w tym prawdy), potem Sebastian zaczął bywać w TV jako mąż swojej żony (wierzcie lub nie ale to był głośny romans, szybki ślub i medialna sława o jakiej bardziej utytułowanej parze tj. Dorocie i Mariuszowi nawet się nie śniło, a też mieli swoje love story) i wszystko się rozeszło tj. każde poszło w swoją stronę, a Kolasińskiemu to nawet współczułam problemów osobistych, ale to temat na inną rozmowę.
Największy sentyment mam oczywiście do Doroty i Mariusza, ale nigdy nie byłam wobec nich bezkrytyczna. Anka Rechnio... tu problem był prosty czyli psychika, koniec kropka. Z Dorotą i Mariuszem sprawa była bardziej skomplikowana . Oni zaczęli współpracę z psychologiem Janem Blecharzem zanim ten stał się dyżurnym doktorem Małysza, a mało osób o tym pamięta. Na ZIO w Nagano ewidentnie Dorota nie wytrzymała psychicznie. To chyba po tym fatalnym starcie zainwestowali w psychologa. Efekty były widoczne już od następnego sezonu. To był najlepszy sezon w ich karierze, ale też był to sezon poolimpijski gdy wiele sław tej konkurencji jak np. Kazakova/Dmitriev czy Mandy i Ingo zakończyli już karierę i zwolniło miejsce na podium. Potem były MŚ w Nicei i coś zaczęło zgrzytać. Stanęli w miejscu. Abitbol i Bernadis trenowali już wyrzucanego potrójnego axla podczas gdy Polacy nie mieli nawet wtedy w repertuarze rittbergera. Kolejne igrzyska i kolejny słaby występ z błędami. Zajęli 7 miejsce i, między bogiem a prawdą, jadąc bez błędu zajęliby dokładnie takie same. Problemem polskiego duetu było to, że gdy wszyscy najgroźniejsi rywale jechali czysto to oni lądowali na końcu stawki tych najlepszych, za nimi była już tylko grupa pościgowa jak np. Berenkova/Dlabola z Czech czy młodziutka Aljona ze Stasem. Do czasu przeprowadzki do Kanady zgrzytała u nich strona artystyczna. Dorota niemal na każdych zawodach robiła błąd przy axlu solo. Zawsze jak najeżdżali do skoku to patrzyłam na nią, bo wiedziałam, że o Mariusza nie ma się co martwić .
Sylwia i Sebastian... tu mam problem bo na tańcach się nie znam. Dziś przejście od juniorów do seniorów jest płynne i bywa że bezbolesne, ale w czasach ich starów tak nie było. Konkurencja była zabetonowana, swoje trzeba było odstać w kolejce. Nowak i Kolasiński jako aktualni juniorscy mistrzowie świata przechodząc do seniorów wylądowali niemal na końcu tabeli. Co ciekawe za nimi byli chyba tacy Włosi czy Bułgarzy, późniejsi złoci medaliści wielkich imprez. Nawet niedoceniani przez całą karierę Litwini z mało znaczącej federacji coś tam jednak dwa czy trzy razy w karierze wyszarpali, a Polakom się to nie udało. Potem Sylwia zaszła w ciążę, o co ponoć Sebastian miał pretensje, że z nim tego nie skonsultowała (nie wiem ile w tym prawdy), potem Sebastian zaczął bywać w TV jako mąż swojej żony (wierzcie lub nie ale to był głośny romans, szybki ślub i medialna sława o jakiej bardziej utytułowanej parze tj. Dorocie i Mariuszowi nawet się nie śniło, a też mieli swoje love story) i wszystko się rozeszło tj. każde poszło w swoją stronę, a Kolasińskiemu to nawet współczułam problemów osobistych, ale to temat na inną rozmowę.
kasik8222 - wielkie dzięki za Twoje przemyślenia Ja pamiętam starty Siudków jak przez mgłę. Wiem, że u mnie w domu ogladaliśmy łyżwiarstwo i dopingowaliśmy naszą parę sportową, ale szczerze - to żadnego programu ich nie pamiętam
Chciałabym nawiązać jeszcze do polskiego ,,Fernandeza" - wątpię by do tego doszło, bo akurat w szkolenie Fernandeza zostały zainwestowane kolosalne pieniądze. Wystarczy spojrzeć kto był jego trenerem od praktycznie pierwszych międzynarodowych startów - Morozov i treningi w Rosji na pewno nie należą do najtańszych A pamiętajmy, że wtedy Fernandez był europejskim średniakiem i wątpię w to, że wielu wróżyło mu obecne sukcesy O jego obecnej sytuacji nawet nie ma co mówić - od wielu lat trenuje poza Hiszpanią. U nas niestety też jest potrzebny taki schemat, ale wątpię by ktokolwiek chciał inwestować w tak niszowy sport. Nawet jeżeli nasi reprezentanci nie mają szans na treningi u renomowanych trenerów, to przynajmniej powinny być pieniądze na jakieś seminaria, letnie obozy, konsultacje z choreografami/trenerami na światowym poziomie. Niestety, ale we własnym sosie to nie doczekamy się sukcesów przy obecnym poziomie zawodników/zawodniczek.
Chciałabym nawiązać jeszcze do polskiego ,,Fernandeza" - wątpię by do tego doszło, bo akurat w szkolenie Fernandeza zostały zainwestowane kolosalne pieniądze. Wystarczy spojrzeć kto był jego trenerem od praktycznie pierwszych międzynarodowych startów - Morozov i treningi w Rosji na pewno nie należą do najtańszych A pamiętajmy, że wtedy Fernandez był europejskim średniakiem i wątpię w to, że wielu wróżyło mu obecne sukcesy O jego obecnej sytuacji nawet nie ma co mówić - od wielu lat trenuje poza Hiszpanią. U nas niestety też jest potrzebny taki schemat, ale wątpię by ktokolwiek chciał inwestować w tak niszowy sport. Nawet jeżeli nasi reprezentanci nie mają szans na treningi u renomowanych trenerów, to przynajmniej powinny być pieniądze na jakieś seminaria, letnie obozy, konsultacje z choreografami/trenerami na światowym poziomie. Niestety, ale we własnym sosie to nie doczekamy się sukcesów przy obecnym poziomie zawodników/zawodniczek.
Dziś świat zmienił się o tyle, że nie trzeba mieć na plecach napisane "Russia" by sędziowie sypali dobrymi ocenami. Kiedyś to był warunek konieczny. Umówmy się, że Hiszpania to też nie jest w łyżwiarstwie federacja pokroju Kanady. Bułgaria, Litwa, Kazachstan też nie, a coś tam te kraje zdobyły. Może dożyję czasów gdy doczekamy się "figurowego Małysza", ale to będzie kariera w 100% finansowana i prowadzona drogą ogromnych wyrzeczeń przez mamę i tatę przyszłego mistrza (chyba że wnuki Kulczyka czy Czarneckiego będą miały kaprys i chęci jednocześnie). Przykład Kubicy pokazuje, że Polak nie odniesie spektakularnego sukcesu w drogim sporcie (a łyżwiarstwo jest drogie) jeżeli nie wyjedzie z kraju uczyć się od najlepszych. W Polsce nie ma utytułowanych trenerów. Dorota i Mariusz latami będą pracować na swoje nazwisko. Póki co pracują ze słabeuszami, wielkie nazwiska się do nich nie zgłaszają, na wszystko potrzeba czasu. Mogli pójść na łatwiznę i zostać w Kanadzie. Nie zrobili tego. Chcą pracować tu chociaż łatwo nie jest. Świat jest inny niż w czasach medali Filipowskiego, nie ma już żelaznej kurtyny. Studenci jadą na Erazmusa, łyżwiarze z Hiszpanii trenują z Rosjanami, wolna wola. Wszystko jest kwestią kasy i samozaparcia. Często trzeba odnieść sukces zagranicą "własnym sumptem" by docenili cię w Polsce. Głową muru nie przebijesz, tak jest i już.
Poice, jak tak czytam twojego posta gdy piszesz, że nie pamiętasz programów Siudków to czuję się jak babcia. Niektórzy forumowicze dopiero co się urodzili gdy polska para zdobywała medale. Ja mentalnie chyba jestem dalej w systemie "6.0" chociaż ten nowy jest bardziej sprawiedliwy. Kocham tamte czasy i lata 90-te ( w łyżwiarstwie i w ogóle).
Poice, jak tak czytam twojego posta gdy piszesz, że nie pamiętasz programów Siudków to czuję się jak babcia. Niektórzy forumowicze dopiero co się urodzili gdy polska para zdobywała medale. Ja mentalnie chyba jestem dalej w systemie "6.0" chociaż ten nowy jest bardziej sprawiedliwy. Kocham tamte czasy i lata 90-te ( w łyżwiarstwie i w ogóle).
Sylwia i Sebastian oraz cały ich team często narzekali, że nie dostają not na jakie zasługują, "bo są z Polski". To "bo jesteśmy z Polski" stało się moim zdaniem w pewnym momencie wygodną wymówką polskich łyżwiarzy (nawet Doroty i Mariusza), a zgrzytało tak naprawdę na innych polach. Polscy zawodnicy nie mieli np. tak jak Rosjanie lekcji baletu od małego szkraba. Żaden polski łyżwiarz w tym czasie nie miał natury showmana. Zawsze podziwiałam reprezentację Francji Tobel, Candeloro, Abitbol/Bernadis, Dushesnay, Gusmeroli. Oni zawsze byli ulubieńcami publiczności, potrafili porwać, mieli oryginalne podkłady muzyczne, programy opowiadające historię, kontrowersyjne, zapaające w pamięć stroje. Dorota i Mariusz zawsze byli tylko solidnymi rzemieślnikami, programy podobne do siebie, podnoszenia zawsze super, reszta mniej lub bardziej udana. Dorota do czasu współpracy z Gauthierem jeździła z miną "ile do końca, zabierzcie mnie stąd". Dla Sary i Stephane, dla Tobela czy Candeloro występ był zawsze spotkaniem z publicznością. Programy były pod publikę, niekiedy to było kiczowate i efekciarskie, ale zawsze skuteczne. Wielu polskich sportowców (nie tylko łyżwiarzy) się w tym nie odnajduje. Jesteśmy jacyś tacy zahukani, robimy swoje i tyle, ale więcej w tym stresu niż radości. Może w tym był problem.
I jeszcze sobie przypomniałam co się działo po powrocie Jagny i Sebastiana z Salt Lake City. Panna przeciętnej urody, której fenomenu nie rozumiem do dziś i łyżwiarz średniej klasy (sorry Batory, ale Platov to on nie był) nagle stali się bardzo chodliwym marketingowym towarem. Ludzie nie mający pojęcia o łyżwiarstwie i snowboardzie byli na bieżąco z tym w jakiej sukni Jagna poszła do ślubu, a potem informowani codziennie w "Superexpressie" o szczegółach rozwodowych brudów udostępnianych "tylko u nas przez osobę z bliskiego otoczenia". Masakra piłą mechaniczną. Może dobrze, że Dorota i Mariusz nigdy nie poszli w tę stronę chociaż mogliby.
I jeszcze sobie przypomniałam co się działo po powrocie Jagny i Sebastiana z Salt Lake City. Panna przeciętnej urody, której fenomenu nie rozumiem do dziś i łyżwiarz średniej klasy (sorry Batory, ale Platov to on nie był) nagle stali się bardzo chodliwym marketingowym towarem. Ludzie nie mający pojęcia o łyżwiarstwie i snowboardzie byli na bieżąco z tym w jakiej sukni Jagna poszła do ślubu, a potem informowani codziennie w "Superexpressie" o szczegółach rozwodowych brudów udostępnianych "tylko u nas przez osobę z bliskiego otoczenia". Masakra piłą mechaniczną. Może dobrze, że Dorota i Mariusz nigdy nie poszli w tę stronę chociaż mogliby.
Prawda, mam jeszcze gdzieś ten wywiad, spróbuję go poszukać. Dziennikarz zapytał Sebastiana dlaczego zakończył karierę bez konsultacji z Sylwią, a on na to, że partnerka nie zapytała go o zgodę czy może zajść w ciąże.kasik8222 pisze: Potem Sylwia zaszła w ciążę, o co ponoć Sebastian miał pretensje, że z nim tego nie skonsultowała (nie wiem ile w tym prawdy...
Natomiast jeśli chodzi o trenerów, to był czas gdy w Polsce mieszkał Stanislav Leonovitch i chciał tu trenować. Był trenerem między innymi Dominiki Piątkowskiej i Dmitri Khromin. Para ta miała duże ambicje i marne fundusze. Pamiętam, że Dominika miała straszne pretensje, że nikt ich nie wspiera. Związek tłumaczył, że jak będą wyniki to będą fundusze na treningi. Szkoda było mi było tej sytuacji, frustracja naszej pary była ogromna, Leonovitch miał dużo sukcesów na koncie i doświadczenie, mógłby wytrenować dobrze jakiś młodych zawodników. Nie śledziłam dokładnie dalszej historii, Dominika i Dimitri chcieli reprezentować inny kraj, Leonovitch chyba wyjechał do Francji i tak zakończyła karierę kolejna nasza para.
On był także trenerem Abitbol i Bernadis. Pamiętam też jak na konsultacje do Polski przyjechała Czajkovska. Dorota i Mariusz także konsultowali się z rosyjskimi trenerami, ale przeszli do Gauthiera, bo mieli wrażenie, że szkoleniowcy z Rosji nie przekazują im całej wiedzy, nie angażują się (Polacy rywalizowali przecież z rosyjskimi parami).
Typowe polskie podejście czyli najpierw wynik, potem kasa. W cywilizowanym świecie inwestuje się kasę, by były wyniki.
A jeszcze mi się przypomniało jak Sylwia na jakichś zawodach zaświeciła niechcący gołym biustem Czytałam o tym, nie widziałam tego A jeszcze odnośnie Doroty i Mariusza to nigdy nie rozumiałam dlaczego do czasów treningów w Kanadzie mieli głupi zwyczaj wymieniania co sezon tylko jednego z programów tj. jedziemy nowy short, zeszłoroczny dowolny albo odwrotnie. Inne duety miały co rok dwa nowe programy. Albo uważali, że program dopiero w drugim sezonie pokazuje pełnię krasy albo im się nie chciało szykować czegoś nowego . Dorota i Mariusz trafili też na czas gdy pełnię swoich możliwości zaczęli pokazywać coraz mocniejsi Totmianina/Marinin czy Chińczycy. Te medale z roku 1999 były tak naprawdę szczytem ich rankingowych możliwości, wyżej nie podskoczyliby już nigdy z Gauthierem czy bez niego. Miejsca jakie zajmowali odpowiadały ich możliwościom. Byli solidnymi rzemieślnikami zdobywającymi medale gdy innym się nie powiodło. Zawsze musieli pojechać czysto i liczyć na błędy Rosjan/Niemców/Francuzów/Amerykanów by zdobyć medal. Te wszystkie pary jadące czysto były zwyczajnie od nich lepsze niemal w każdym aspekcie zarówno artystycznym jak i technicznym (z wyjątkiem podnoszeń). Pochodzenie z Polski, kraju bez wielkich łyżwiarskich tradycji, nie miało tu tak naprawdę znaczenia. Może raz, według mnie na ME 2003, zostali ograbieni z medalu. Wszystkie inne miejsca zajmowali takie na jakie po danym występie zasłużyli. W 2003 roku chyba nawet złożyli protest, którym tak naprawdę można się było podetrzeć (przepraszam z góry za dosadność).
Typowe polskie podejście czyli najpierw wynik, potem kasa. W cywilizowanym świecie inwestuje się kasę, by były wyniki.
A jeszcze mi się przypomniało jak Sylwia na jakichś zawodach zaświeciła niechcący gołym biustem Czytałam o tym, nie widziałam tego A jeszcze odnośnie Doroty i Mariusza to nigdy nie rozumiałam dlaczego do czasów treningów w Kanadzie mieli głupi zwyczaj wymieniania co sezon tylko jednego z programów tj. jedziemy nowy short, zeszłoroczny dowolny albo odwrotnie. Inne duety miały co rok dwa nowe programy. Albo uważali, że program dopiero w drugim sezonie pokazuje pełnię krasy albo im się nie chciało szykować czegoś nowego . Dorota i Mariusz trafili też na czas gdy pełnię swoich możliwości zaczęli pokazywać coraz mocniejsi Totmianina/Marinin czy Chińczycy. Te medale z roku 1999 były tak naprawdę szczytem ich rankingowych możliwości, wyżej nie podskoczyliby już nigdy z Gauthierem czy bez niego. Miejsca jakie zajmowali odpowiadały ich możliwościom. Byli solidnymi rzemieślnikami zdobywającymi medale gdy innym się nie powiodło. Zawsze musieli pojechać czysto i liczyć na błędy Rosjan/Niemców/Francuzów/Amerykanów by zdobyć medal. Te wszystkie pary jadące czysto były zwyczajnie od nich lepsze niemal w każdym aspekcie zarówno artystycznym jak i technicznym (z wyjątkiem podnoszeń). Pochodzenie z Polski, kraju bez wielkich łyżwiarskich tradycji, nie miało tu tak naprawdę znaczenia. Może raz, według mnie na ME 2003, zostali ograbieni z medalu. Wszystkie inne miejsca zajmowali takie na jakie po danym występie zasłużyli. W 2003 roku chyba nawet złożyli protest, którym tak naprawdę można się było podetrzeć (przepraszam z góry za dosadność).