Na razie obejrzałam pary i solistów, z resztą jestem w trakcie więc to później.
Uwaga ogólna, w obu dyscyplinach bardzo wyraźnie widać skrócenie programów dowolnych o pół minuty. U par pozbyto się sekwencji kroków i programy stały się przez to takie posiekane, najazd-element-najazd-element bez oddechu i płynności. Z kolei u panów usunięto tylko jeden skok, więc reszta elementów pozostaje zbita w te cztery minuty, nie ma czasu na intepretację, a chłopcy nie wytrzymują kondycyjnie. No i RIP sekwencja choreo, chyba tylko Brezina miał taką trwającą więcej niż 5 sekund i trzy kroki na krzyż... Jedyny plus taki, że niektórzy zostali zmuszeni do zmniejszenia ilości quadów, bo nie mają już czasu na najazd do każdego przez całą taflę
Konstrukcja programów leży i kwiczy, niestety.
Tarasova/Morozov - zacznę od plusów. Programy są nieżenujące, i chyba najlepsze jakie mieli w karierze (poprzeczka leży nisko ale jednak). Ten wyluzowany, zabawny styl nadal im kompletnie nie podchodzi, ale po pierwsze tym razem jest to tylko SP więc musimy cierpieć tylko niecałe 3 minuty, a po drugie żadnych żółtych kropek, a Żenia w obu programach wygląda ślicznie. Tyle plusów. Poza tym, nadal nie ma ciekawej choreografii (ok, doceniam to że jest znośna, ale tę parę naprawdę byłoby stać na więcej), a najciekawszym elementem ich występów jest Maxim Trankov. Chemia na poziomie zero, praktycznie się ignorują na lodzie, rozumiem że niedawno zerwali ale… no jeżeli nawet Trankov nie jest w stanie tknąć w nich nieco życia albo dramy to już chyba nic nie pomoże.
Efimova/Korovin - podczas ich występu myślałam tylko o tym, że rosyjskie pary juniorskie są o wiele lepsze … Niedobrana para, on ją musi wiecznie ciągnąć za sobą, juniorskie programy, bałagan i błędy w najprostszych elementach. BYW przez cały ich SP do “Human” czekałam na pozę końcową nawiązującą do człowieka witruwiańskiego, chyba im prześlę tę sugestię :D
Cain/LeDuc - nadal jeżdżą jak dwójka solistów, a elementy parowe są jakieś takie ledwo wymuszone. (I nie chodzi mi tu kwestie wyglądowo-siłowe, tylko techniczne.) Do tego są bardzo niespójni stylistycznie, on sobie jedzie na luzie jak taki jajcarz, a ona udaje zimną diwę. Ale jako jedyna amerykańska para, która trzyma w miarę pozytywny kierunek rozwoju, należy im się ten medal.
Scimeca Knierim/Knierim - wkład Aljony widoczny w SP, w którym Alexa wypada świetnie, ma to zacięcie, a Chris wypada nieco głupkowato (przepraszam, ale takie sprawia wrażenie, zwłaszcza na początku). Dowolny to już niestety typowy dla nich słodziuchny ciągut, aż chce się powiedzieć: ok już wszyscy wiedzą że strasznie się kochacie, ileż można? Technicznie kompletne poplątanie, ale trudno powiedzieć na ile jest to spowodowane trenerską zawieruchą.
Hase/Seegert - jestem naprawdę pod wrażeniem postępów jakie dokonali, jeszcze kilka miesięcy temu byli dużo słabsi niż H/B. SP śliczny, taki miękki, ale nie przesłodzony. Jeszcze sporo brakuje do przyzwoitego poziomu, ale mają szansę się wyrobić.
Digerness/Neudecker - przyzwoicie, ale ekstremalne stężenie cukru jest niestrawne. Mają fajną energię i są doskonale dopasowani pod względem mechaniki ruchu, więc jeżeli zostaną razem dłużej niż przeciętna amerykańska para (tzn. dłużej niż sezon :P ) to mogą stworzyć coś ciekawego. Na razie się nie przywiązuję
Hocke/Blommaert - w zeszłym sezonie wydawało się, że zapowiada się naprawdę interesująca para, dziewczęcość i entuzjazm Anniki wyrównywały dojrzałość Rubena bez bycia creepy (jak Hao Zhang z partnerkami), ale tu się coś złego dzieje. Niedotrenowani, potykają się o własne nogi i siebie nawzajem, a do tego programy w klimacie zbyt ciężkie dla niej, a on za przeproszeniem lekko zdziadział
Walsh/Michaud - staram się znaleźć coś pozytywnego do powiedzenia, i niestety się poddaję. RIP kanadyjskie pary.
Nathan Chen - nareszcie, skończył się sezon olimpijski i związane z nim oczekiwania, chłopak wrzucił na luz i w SP widać przebłyski młodego Nathana z czasów juniorskich, kiedy bawił się łyżwiarstwem. Fajnie jeszcze, gdyby poza ruchami ciała i rąk pojawiło się więcej łyżwiarstwa łyżwami
, ale w porównaniu do poprzednich dwóch sezonów to niebo a ziemia. W FS już tradycyjnie więcej jazdy w kółko, a szkoda, bo jak już odpuścił quady to mógłby wrzucić coś ciekawego między skoki, a wiadomo, że jak by chciał to potrafi.
Michal Brezina - jaka emerytura? Wreszcie ma trochę uwagi trenera (chociaż przyznam, że po tym jak Raf ich traktował to się dziwię, że Michal i Eliska jeszcze tam siedzą...), wreszcie dobre programy, wreszcie zlikwidował tego ananasa z głowy i jest cud malina. Najlepsza sekwencja kroków i choreo wieczoru, a i komponenty powinny być wyższe od Chena - bo tak jak Michal nóg nie prowadzi prawie nikt.
Sergei Voronov - kolejny reprezentant geriatrii
naprawdę szacun, że mu się chce i próbuje tego 4Lo. Muszę powiedzieć, że przekonuję się do tego dowolnego - nie spodziewam się, że Sergei nagle zmieni się w artystę, a ten surowy, niepokojący klimat i zarysowana tylko, jakby niedokończona choreografia pasuje i do stylu jazdy Sergeia, i jest adekwatnym hołdem dla Denisa.
Matteo Rizzo - lubię Matteo, jest uroczy i ma fajne wybicie do skoków “znikąd” ale jednak spodziewałam się więcej? Programy kropka w kropkę jak poprzednie (chociaż za The Rolling Stones w oryginale bardzo szanuję), technicznie też postępu nie ma bo tego quada-widmo pomijam… Ogólnie niby fajnie i brawo za dobre miejsce, ale czegoś brakuje, bardzo nieśmiały ten debiut.
Vincent Zhou - będą ostra. Strasznie pretensjonalnie. Serio, jazda do powolnej muzyki i robienie natchnionych min nie czynią artysty. Programy tak puste, że hula wiatr, a od tych patrzenia na te pseudo-quady bolą mnie kolana, tak złej techniki skoków, z megaprerotacją i notorycznymi niedokrętkami to dawno nie widziałam. A sam Vincent i jego trenerzy teraz jęczą w internetach, że sędziowie go skrzywdzili. No cóż, ode mnie za całokształt idzie karny jeżyk.
Nam Nguyen - niby urósł, niby wydoroślał, a problemy wciąż te same. Plus za to, że w końcu ma strawne programy, ale i tak szkoda jego możliwości. W ogóle Nam to książkowy obraz ofiary okresu dojrzewania #nietylkorosjanki
Julian Zhi Jie Yee - szkoda wielka, że tak spaprał dowolny, ale taki ładny debiut w GP! Wiem, że Julian ma duże braki, ale na tle innych solistów z niełyżwiarskich krajów bardzo się wyróżnia od dawna i to nie tylko skokowo - bo Julian urodził się i wychował w Malezji, i tam zaczął jeździć w galerii handlowej, więc szacun się należy.
Moris Kvitelashvili - do Morisa miałam chwilę przypływu ciepłych uczuć, gdy parę lat temu miał ciekawe programy z tzw. jajem i wyglądał jakby przebywanie na tafli sprawiało mu przyjemność. Ponieważ już dawno nie ma ani jednego, ani drugiego, to nie ma co oglądać, meh.
Alexei Bychenko - pewnie nie taki był jego zamiar, ale moja wizja jest taka: z jednej strony Requiem for a dream i skazana na przegraną desperacka walka z własnymi słabościami, z drugiej horror na lodzie do Draculi w okrwawionej koszuli. Przyznajcie, że przekaz mocny, i dosłowna interpretacja treści filmów godna podziwu. Ja tam miałam ciary.
Romain Ponsart - ja nie wiem, jak można założyć TAKI kostium i TAK w nim wyglądać, po czym jechać do Carmen tak jakby chciał a nie mógł i w ogóle totalnie bezpłciowo. Mam dysonans poznawczy.
Kevin Reynolds - tu nie wiem, podziwiać determinację czy się martwić tym co tam się dzieje. Ups.
Jimmy Ma - Jimmy się super sprawdza jako showman i rozkręca imprezę na lodzie jak nikt inny, ale niestety bardzo brakuje umiejętności. O ile SP oglądało się fajnie choć bardziej jako show a nie jako program (elementy techniczne mu raczej zawadzają), to ten Rachmaninow to jednak był smutny.
Po solistkach nadal się nie pozbierałam (w pozytywnym i negatywnym sensie), tańce mam przed sobą bo najlepsze na koniec
[ Dodano: 2018-10-22, 14:52 ]
Co do Guignard/Fabbri to dodam tylko, że to nie Charlene taka wysoka, a raczej Marco taki niewysoki...