Internationaux de France
Yuna jest rewelacyjna, lubiłam ją jako juniorkę ale nie sądziłam że jest aż tak dobra. (I przez przypadek prawie ją staranowalam, jest malutka, nie sięga nawet do ramienia :mrgreen: )
Jestem absolutnie wymeczona i obolała, ale mimo wszystko szczęśliwa, mogłabym to robić w życiu, jeździć sobie po świecie na zawody i robić zdjęcia. Tylko kto by za to płacił :P
Mam tyle do napisania, ale że obecnie trzymam pion chyba tylko siłą woli, to chyba Jeddah jednak nie dzisiaj, przydałoby się najpierw, nie wiem, zjeść coś, pójść spać, czy zrobić inne nudne rzeczy które robią normalni ludzie :tired:
Ale mam autograf Guillaume i Natalia wzięła moją pandę do k&c, mogę umierać :06:
Jestem absolutnie wymeczona i obolała, ale mimo wszystko szczęśliwa, mogłabym to robić w życiu, jeździć sobie po świecie na zawody i robić zdjęcia. Tylko kto by za to płacił :P
Mam tyle do napisania, ale że obecnie trzymam pion chyba tylko siłą woli, to chyba Jeddah jednak nie dzisiaj, przydałoby się najpierw, nie wiem, zjeść coś, pójść spać, czy zrobić inne nudne rzeczy które robią normalni ludzie :tired:
Ale mam autograf Guillaume i Natalia wzięła moją pandę do k&c, mogę umierać :06:
To tak jak ja, może nie absolutnie, ale poza tym dokładnie TAK. Mam masę autografów, zdjęć, zdjęć z łyżwiarzami i w ogóle jestem dziś najszczęśliwszą kobietą na ziemi! :00: Jutro napiszę wrażenia z Warsaw Cup i ponadrabiam Grenoble.holloko pisze:
Jestem absolutnie wymeczona i obolała, ale mimo wszystko szczęśliwa, mogłabym to robić w życiu, jeździć sobie po świecie na zawody i robić zdjęcia. Tylko kto by za to płacił :P
(...)
Ale mam autograf Guillaume i Natalia wzięła moją pandę do k&c, mogę umierać :06:
Kathiea, dziewczyno moja kochana, jak się cieszę, że jesteś!
Nie dyskutuj z debilem. Najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu - potem pokona doświadczeniem .
- LittleLotte
- Posty: 1522
- Rejestracja: 10 lat temu
- Lokalizacja: Opole
- Kontakt:
Alinka wygrała :00:
Jest cudowna. Dla mnie to absolutne objawienie wśród pań. W przyszłym roku do seniorek przejdzie jeszcze Dasza i wtedy będę miała już zupełnie rozdarte serce.
Jest cudowna. Dla mnie to absolutne objawienie wśród pań. W przyszłym roku do seniorek przejdzie jeszcze Dasza i wtedy będę miała już zupełnie rozdarte serce.
Mówimy, jak zawsze, różnymi językami [...]. Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegną od tego zmianie, prawda? (Michaił Bułhakow)
Fajnie, że przeżyłyście taką super przygodę!! ja nigdy nie widziałam zawodów na żywo, może jeszcze za chwilę jak dziewczynki trochę podrosną, zbiorę je na zawody.
Lotte, o jaką Alinkę Ci chodzi? Zagitwą? Czy jeszcze jest ktoś w zanadrzu?
Ja sobie coś niecoś pooglądałam z Grenoble i wielka szkoda, że na podium nie ma Japonek, podobała mi i Mai, i Yuna, a tych dwóch to bardziej Yuna i kurcze, szkoda. Jeszcze nie przekonały sędziów do podium (albo sędziowie byli ostrożniejsi) ale kto wie, jak będzie następnym razem. Bardzo bym chciała Japonkę na podium igrzysk i mistrzostw świata. Dziewczyny mają dużą wrażliwość muzyczną, spore umiejętności a dodatkowo piękne kostiumy i wybierają ciekawsze tematy muzyczne (duży punkt dla Yuny za Obrazki z wystawy Musorgskiego). Szkoda, że tylko 2 Japonki na igrzyskach. Wakaba, Mai, Yuna i Marin Honda, nie wiadomo, kogo wystawią.
W każdym bądź razie Japonki mnie kupiły. Jak będziecie kiedyś w Krakowie, to polecam Muzeum Sztuki Japońskiej Mnhghaa i interaktywną wystawę ,,Japońska układanka".http://manggha.pl/exhibition/109
Mangha to super miejsce na mapie naszego miasta.
Lotte, o jaką Alinkę Ci chodzi? Zagitwą? Czy jeszcze jest ktoś w zanadrzu?
Ja sobie coś niecoś pooglądałam z Grenoble i wielka szkoda, że na podium nie ma Japonek, podobała mi i Mai, i Yuna, a tych dwóch to bardziej Yuna i kurcze, szkoda. Jeszcze nie przekonały sędziów do podium (albo sędziowie byli ostrożniejsi) ale kto wie, jak będzie następnym razem. Bardzo bym chciała Japonkę na podium igrzysk i mistrzostw świata. Dziewczyny mają dużą wrażliwość muzyczną, spore umiejętności a dodatkowo piękne kostiumy i wybierają ciekawsze tematy muzyczne (duży punkt dla Yuny za Obrazki z wystawy Musorgskiego). Szkoda, że tylko 2 Japonki na igrzyskach. Wakaba, Mai, Yuna i Marin Honda, nie wiadomo, kogo wystawią.
W każdym bądź razie Japonki mnie kupiły. Jak będziecie kiedyś w Krakowie, to polecam Muzeum Sztuki Japońskiej Mnhghaa i interaktywną wystawę ,,Japońska układanka".http://manggha.pl/exhibition/109
Mangha to super miejsce na mapie naszego miasta.
joasia
Na razie udało mi się nadrobić tylko panow. Misha mnie zachwycił. Javi i Shoma słabo, no, ale i programy trudniejsze. Ale z kolejnej strony - problemy mieli nie tylko z poczwórnymi skokami... W każdym razie poziom nie powalał.
[ Dodano: 2017-11-20, 16:21 ]
Tańce za mną. Gabi i Guliame nie mieli konkurencji. 20 pkt różnicy to kosmos. Ed dalej mi nie pasuje do latino, ale taniec coraz bardziej zyskuje. FD piękny, jednak dalej mnie nie zachwyca tak jak zachwycał Mozart. Rażą głownie te proste podnoszenia. Kaitlyn i Andrew przełożyłabym przez kolano i zlała po tyłkach. Tak zawalić short?
Mad i Evan u mnie już chyba nigdy nie zapunktują, Stiepanową i Bukina lubię, ale drażni mnie, że Aleksandra coraz bardziej odstaje od Stiepana.
Włochów lubię, coraz bardziej mi się podobają.
Natalia i Maks pojechali nienajgorzej, ale ich propozycje na ten rok mnie osobiście się nie podobają. W sd drażni mnie muzyka, a poza tym w tym roku jadą tak jakoś ciężko. Nie ma takiego poslizgu, energii jak w zeszłym sezonie. Nie wiem, czy to kwestia ich problemów zdrowotnych, czy zły dobór programów. Ale trzymam kiucki za jak najlepsze wyniki, no i są przemiłymi osobami :00:
[ Dodano: 2017-11-20, 16:21 ]
Tańce za mną. Gabi i Guliame nie mieli konkurencji. 20 pkt różnicy to kosmos. Ed dalej mi nie pasuje do latino, ale taniec coraz bardziej zyskuje. FD piękny, jednak dalej mnie nie zachwyca tak jak zachwycał Mozart. Rażą głownie te proste podnoszenia. Kaitlyn i Andrew przełożyłabym przez kolano i zlała po tyłkach. Tak zawalić short?
Mad i Evan u mnie już chyba nigdy nie zapunktują, Stiepanową i Bukina lubię, ale drażni mnie, że Aleksandra coraz bardziej odstaje od Stiepana.
Włochów lubię, coraz bardziej mi się podobają.
Natalia i Maks pojechali nienajgorzej, ale ich propozycje na ten rok mnie osobiście się nie podobają. W sd drażni mnie muzyka, a poza tym w tym roku jadą tak jakoś ciężko. Nie ma takiego poslizgu, energii jak w zeszłym sezonie. Nie wiem, czy to kwestia ich problemów zdrowotnych, czy zły dobór programów. Ale trzymam kiucki za jak najlepsze wyniki, no i są przemiłymi osobami :00:
Nie dyskutuj z debilem. Najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu - potem pokona doświadczeniem .
Yenny, Weaver/Poje mają kontuzje (oboje) i prawie się wycofali. Do tego on na rozgrzewce przed SD dość spektakularnie wjechał w bandę. Kaetlyn ma zbite żebra i ja nawet nie ogarniam jak w takim razie wykonują podnoszenia. W każdym razie, są dość obolali i bez lania tak czy siak szkoda że znowu mieli pecha
Efforts will lie, but will never be in vain.
- LittleLotte
- Posty: 1522
- Rejestracja: 10 lat temu
- Lokalizacja: Opole
- Kontakt:
Oczywiście, że Zagitovą. Kostorną też zresztą lubię. Yuna jest urocza, ale w porównaniu z Alinką, jej pracą ramion i postawą nieco jakby blednie.Lotte, o jaką Alinkę Ci chodzi? Zagitwą? Czy jeszcze jest ktoś w zanadrzu?
Generalnie z Japonek zachwyca mnie tylko Wakaba. Lubię jeszcze Rikę, głównie dlatego, że jest zupełnie inna niz cała reszta żeńskiej reprezentacji tego kraju i zazwyczaj ma zdecydowanie najciekawsze choreo.
Mówimy, jak zawsze, różnymi językami [...]. Ale rzeczy, o których mówimy, nie ulegną od tego zmianie, prawda? (Michaił Bułhakow)
No tozwracam honor i nie będę lać. Ale pecha mają, oj tak, mają. :sad:holloko pisze:Yenny, Weaver/Poje mają kontuzje (oboje) i prawie się wycofali. Do tego on na rozgrzewce przed SD dość spektakularnie wjechał w bandę. Kaetlyn ma zbite żebra i ja nawet nie ogarniam jak w takim razie wykonują podnoszenia. W każdym razie, są dość obolali i bez lania tak czy siak szkoda że znowu mieli pecha
Nie dyskutuj z debilem. Najpierw sprowadzi cię do swojego poziomu - potem pokona doświadczeniem .
Czas na mój esej wspomnieniowo-poradnikowy. Przepraszam, pewnie wyjdzie długo ale ja nie umiem się streszczać :x
Do końca nie wiedziałam, czy w ogóle pojadę, a jak już pojechałam - to czy uda mi się tyle wysiedzieć, ostatecznie spędziłam cudowne dwa dni naszpikowana lekami po kokardę, a teraz dochodzę do siebie. Warto było. Jestem zombie. Szczęśliwym zombie.
Nie mam nawet słów ile sama obecność na zawodach daje mi radości, na zobaczenie twarzy ludzi których podziwiam od lat, na spotkanie fanów którzy są jeszcze większymi wariatami niż ja i np. przychodzą na zawody z całą torbą flag każdego możliwego kraju z których większość jest podpisana przez łyżwiarzy, na zobaczenie jak to wszystko działa od środka.
Dla mnie wrażenia są o tyle zwielokrotnione, że - czego może nie widać po moich elaboratach na forum - jestem wręcz patologicznie nieśmiała i potrafię np. czaić się 15 minut w bezpiecznej odległości od Robina Szolkowy i analizować jak bardzo dużym nietaktem byłoby przerwanie mu jedzenia kanapki :D Tak, beznadziejny ze mnie przypadek :D I dlatego każdy autograf, każda najmniejsza interakcja jest dla mnie zwycięstwem nie tylko jako fanki. I pewnie z moim charakterem dojście do poziomu sensownych rozmów z zawodnikami i jakiekolwiek “wejście” w środowisko zajmie mi całe lata, noale. Zawsze można próbować :P
(Nawiasem mówiąc, Robin wtedy wciągnął trzy kanapki i paczkę czipsów w jakieś 20 minut. Nadal mi głupio, że to obserwowałam, ale jego zaangażowanie było fascynujące. Nina Mozer chyba go głodzi :D )
Nie mam dużego porównania bo dotychczas byłam tylko na mistrzostwach świata (jeżeli pięć dni po kilkanaście godzin niesamowitych emocji można określić słowem “tylko”) ale same zawody ujęły mnie taką większą kameralnością i mniejszą barierą na linii fani - zawodnicy, nikt się aż tak nigdzie nie śpieszył, mniejsza ekspozycja medialna (i mniej zawracania gitary przez reporterów) a co tym idzie nieporównywalnie mniejszy stres i napięcie.
Niestety organizacyjne zgrzyty były, oj były. O tragicznym przygotowaniu tafli już chyba napomknęłam, chwilami w rogach dosłownie stały kałuże wody i nie dość, że wypacza to przebieg zawodów (short solistek prawie zamienił się w konkurs nurkowania) to zwyczajnie stwarza potencjalne niebezpieczeństwo dla zawodników. Inna sprawa to ceremonie medalowe, jeżeli w ogóle można je tak nazwać, bo zamiast medali rozdawano kolorowe plastikowe gwiazdki. Niby chodzi tylko o symbol ale w połączeniu z podium na którym pary ledwo się mieściły, brakiem flag, kiss&cry do którego wchodziło się po wąskich stromych schodkach (dobrze, że nikt kostki nie skręcił) no i notorycznym przekręcaniu nazwisk zawodników - nazwisko Mishy Ge czytano na pięć różnych sposobów (tak, liczyłam) a to są kurczę dwie literki! a to tylko wierzchołek góry lodowej - trochę nie halo. Ja rozumiem potrzebę cięć budżetowych, ale nie kosztem zawodników, to jest kwestia elementarnego szacunku i bezpieczeństwa zawodników na było nie było dość prestiżowych zawodach. Poza tym, na tandetną maskotkę zawodów oraz żenującego wodzireja, który nawoływał do tańczenia z ową maskotką jakoś kasa się znalazła.
W ogóle miałam wrażenie jakby w organizację zawodów nie zaangażowano nawet jednej osoby choćby luźno związanej z szeroko pojętym marketingiem, w całym mieście widziałam dosłownie jeden plakat, nie reklamowano żadnym znanym nazwiskiem, podczas zawodów nie przeprowadzono ani jednego wywiadu, nie podawano ciekawostek o zawodnikach, nie wspomniano o cyklu Grand Prix, klasyfikacji czy finale, Skate America, olimpiadzie, kompletnie nic, to dało odczucie takiego oderwania? Zaściankowości? Nie wiem czy rozumiecie o czym mówię, ale mam wrażenie że hipotetyczny przypadkowy przechodzień nie miałby pojęcia co to za zawody i o co w nich chodzi. Zawzięcie reklamowano za to lokalną szkółkę łyzwiarską i rozdawano mapki Grenoble. No wow. I to się przekłada na kwestię zysków, jakby na plakacie umieścili choćby zdjęcie P/C albo postawili gdzieś stanowisko gdzie można kupić zdjęcia i plakaty, to by znalazły się pieniądze na te kilka zestawów medali i pewnie dużo więcej, przy minimalnym wysiłku. Ale to tak na marginesie.
Lekko mnie też zawiodła publiczność, która dawała większe owacje francuskim sędziom niż mniej znanym zawodnikom. Dobra, koniec narzekania, bo mi nikt nie uwierzy że się dobrze bawiłam :D Gerenalnie mi te kwestie średnio przeszkadzają, ale mnie burzy jak godzą w samych łyżwiarzy.
Napiszę trochę o logistyce i samej podróży, bo chyba panuje przekonanie, że wyjazd na zawody za granicę jest megaprzedsięwzięciem a tymczasem podsumowując koszty wyjazdu stwierdzam, że na same bilety wydałam więcej niż na transport i zakwaterowanie łącznie. (A jak już pisałam, spokojnie można było kupić najtańsze bilety na balkon, bo lodowisko w Grenoble jest wyjątkowo małe)
Leciałam do Lyonu easyjetem którego absolutnie nikomu nie polecam, w jedną stronę miał 2h opóźnienia a w drugą ponad 6 i żadnej informacji, bo Francuzi nawet na lotnisku nie ogarniają angielskiego ostatecznie wylądowałam o porze w której nie ma już pociągów i przedzierając się autobusami nocnymi do domu dotarłam o 6 rano. W sumie mogłam prosto do pracy jechać :tired: No ale tanie loty są dobre bo są dobre i tanie. Bagaż rejestrowany niepotrzebny, bo na 3 dni podręczny to aż nadto, ja musiałam trochę pobawić się w bagażowy tetris bo wciskałam też laptopa i sprzęt foto ale dało radę. Do Grenoble dojechałam autobusem, na który bilet kupiłam jakoś dawno temu przez internety. Zwykle na tego typu autobusy bilety są na konkretną godzinę, więc warto zwrócić uwagę czy pozwolą skorzystać o innej porze w razie opóźnienia lotu. Z zakwaterowaniem miałam szczęście bo znalazłam pokój 40 minut spacerem od lodowiska, wielkości przeciętnej łazienki w bloku i mogło by być cieplej, ale do przeżycia. No i mogłam sobie gotować, co w zasadzie rozwiązało problem kosztów wyżywienia. Rezerwowałam jeszcze w lipcu więc było tanio i mogłam odwołać z miesięcznym wyprzedzeniem. Ogólnie to polecam hostele, jeżeli komuś nie przeszkadza spanie w tym samym pokoju z nieznajomymi osobami to naprawdę warto. W Helsinkach spałam w 16-osobowym pokoju ale prawie wszyscy pozostali też przyjechali na MŚ, więc było z kim wieczorem podzielić się wrażeniami
Generalnie warto zorientować się gdzie znajduje się najbliższe źródło pożywienia, bo na lodowisku nawet jeżeli jest jedzenie to drogie i z kolejkami. W Grenoble akurat jest wielka galeria handlowa z największym Carrefourem w naszej części galaktyki (oraz makdonaldem, w którym można obserwować, jak Ivan Bukin po zawodach z lubością opycha się hamburgerami w nagrodę :lol: ) Jeżeli nie pozwalają wnosić napojów to dobrym patentem jest noszenie pustej butelki lub bidonu i napełnianie z kranu (robię tak od lat również na lotniskach). (Tu akurat napoje pozwalano wnosić ale przy wejściu zabierano nakrętki od butelek, więc ostatecznie rozlana woda z butelek spływała z trybun kaskadami. Nadal jestem pod wrażeniem tej myśli organizacyjnej)
Ogólnie jakby ktoś potrzebował porad na tanie podróżowanie (nie tylko na zawody) to się polecam, mam wieloletnie doświadczenie w temacie :P
W ogóle same zawody wymagają trochę planowania pod względem jedzenia, toalet i rozprostowywania kości, zwłaszcza jeżeli nie chcemy obejrzeć wszystko to te zadania przypadają na przerwy kiedy akurat sporo innych ludzi ma ten sam pomysł Jedzenie polecam brać ze sobą zawsze, bo przy tych kolejkach na kupne można się nie załapać. Kolejki do toalet są najkrótsze na początku pierwszej rozgrzewki po czyszczeniu lodu. Jak ktoś tak jak ja nie może zbyt długo siedzieć to można upatrzeć sobie miejsce stojące gdzieś z tyłu, najlepiej za operatorami kamer albo za trybuną z mediami, przy okazji można poobserwować jak pracują Oni zawsze mają dobry widok na lód, tylko najlepiej siedzieć cicho bo z jakiegoś powodu nie przepadają jak im się patrzy przez ramię
Znane twarze najlepiej łapać...no w sumie wszędzie, trzeba dużo łazić i mieć oczy dookoła głowy. To jest w ogóle strasznie fajne, że mimo atmosfery zawodów i konkurencji to jest jednak grupa dobrych znajomych, którzy kibicują kolegom i koleżankom z trybun a w przerwach nadrabiają towarzyskie zaległości. Warto też się zorientować gdzie się znajduje zaplecze medialne, bo tam odbywają się konferencje prasowe, losowanie kolejności startowej itp. i prędzej czy później każdy musi tam pójść. W Helsinkach były takie jedne magiczne drzwi przez które przeszli absolutnie wszyscy wielcy w ciągu mniej więcej pół godziny Każdy się śpieszył więc nawiązanie kontaktu było utrudnione, ale i tak :09:
W ogóle samo Grenoble jest śliczne, zwłaszcza o tej porze roku, i gorąco polecam jeśli ktoś szuka miejsca na oderwanie się od rzeczywistości na kilka dni. Bardzo żałuję, że zdrowie nie pozwoliło mi na wybranie się w góry, ale samo miasto jest absolutnie urocze (nawet jeżeli trzeba spacerować z całym dobytkiem, bo po co na dworcu przechowalnia bagażu) no i rozdawane na zawodach mapki były całkiem przydatne
No i z całkiem innej paki - totalnie wkręciłam się w fotografię sportową! Mimo tego, że nie byłam przygotowana ani sprzętowo, ani umiejętnościowo (na codzień dłubię głównie w artystycznej, krajobrazowej i okazyjnie podróżniczej, więc pod względem technicznym dość odległa sprawa) no i pod tym względem miałam dość kijowe miejsca bo co chwilę mi coś w kadr wchodziło - absolutna rewelacja, narobiłam prawie dwa tysiące zdjęć w dwa dni i nawet nie wszystkie są beznadziejne! Mam cel zebrać na jakieś sensowne obiektywy do następnych zawodów. Nie wiem czy ktokolwiek byłby zainteresowany - w końcu w internetach można znaleźć miliony lepszych zdjęć niż moje - ale jak już się przez to przedrę i odfiltruję, to mogę gdzieś wstawić i się podzielić.
I tak oto napisałam powieść i nawet nie doszłam do wrażeń z samych zawodów, przepraszam [czd]
Więc najważniejsze opiszę później, bo przydałoby się chociaż poudawać że pracuję :mrgreen:
Do końca nie wiedziałam, czy w ogóle pojadę, a jak już pojechałam - to czy uda mi się tyle wysiedzieć, ostatecznie spędziłam cudowne dwa dni naszpikowana lekami po kokardę, a teraz dochodzę do siebie. Warto było. Jestem zombie. Szczęśliwym zombie.
Nie mam nawet słów ile sama obecność na zawodach daje mi radości, na zobaczenie twarzy ludzi których podziwiam od lat, na spotkanie fanów którzy są jeszcze większymi wariatami niż ja i np. przychodzą na zawody z całą torbą flag każdego możliwego kraju z których większość jest podpisana przez łyżwiarzy, na zobaczenie jak to wszystko działa od środka.
Dla mnie wrażenia są o tyle zwielokrotnione, że - czego może nie widać po moich elaboratach na forum - jestem wręcz patologicznie nieśmiała i potrafię np. czaić się 15 minut w bezpiecznej odległości od Robina Szolkowy i analizować jak bardzo dużym nietaktem byłoby przerwanie mu jedzenia kanapki :D Tak, beznadziejny ze mnie przypadek :D I dlatego każdy autograf, każda najmniejsza interakcja jest dla mnie zwycięstwem nie tylko jako fanki. I pewnie z moim charakterem dojście do poziomu sensownych rozmów z zawodnikami i jakiekolwiek “wejście” w środowisko zajmie mi całe lata, noale. Zawsze można próbować :P
(Nawiasem mówiąc, Robin wtedy wciągnął trzy kanapki i paczkę czipsów w jakieś 20 minut. Nadal mi głupio, że to obserwowałam, ale jego zaangażowanie było fascynujące. Nina Mozer chyba go głodzi :D )
Nie mam dużego porównania bo dotychczas byłam tylko na mistrzostwach świata (jeżeli pięć dni po kilkanaście godzin niesamowitych emocji można określić słowem “tylko”) ale same zawody ujęły mnie taką większą kameralnością i mniejszą barierą na linii fani - zawodnicy, nikt się aż tak nigdzie nie śpieszył, mniejsza ekspozycja medialna (i mniej zawracania gitary przez reporterów) a co tym idzie nieporównywalnie mniejszy stres i napięcie.
Niestety organizacyjne zgrzyty były, oj były. O tragicznym przygotowaniu tafli już chyba napomknęłam, chwilami w rogach dosłownie stały kałuże wody i nie dość, że wypacza to przebieg zawodów (short solistek prawie zamienił się w konkurs nurkowania) to zwyczajnie stwarza potencjalne niebezpieczeństwo dla zawodników. Inna sprawa to ceremonie medalowe, jeżeli w ogóle można je tak nazwać, bo zamiast medali rozdawano kolorowe plastikowe gwiazdki. Niby chodzi tylko o symbol ale w połączeniu z podium na którym pary ledwo się mieściły, brakiem flag, kiss&cry do którego wchodziło się po wąskich stromych schodkach (dobrze, że nikt kostki nie skręcił) no i notorycznym przekręcaniu nazwisk zawodników - nazwisko Mishy Ge czytano na pięć różnych sposobów (tak, liczyłam) a to są kurczę dwie literki! a to tylko wierzchołek góry lodowej - trochę nie halo. Ja rozumiem potrzebę cięć budżetowych, ale nie kosztem zawodników, to jest kwestia elementarnego szacunku i bezpieczeństwa zawodników na było nie było dość prestiżowych zawodach. Poza tym, na tandetną maskotkę zawodów oraz żenującego wodzireja, który nawoływał do tańczenia z ową maskotką jakoś kasa się znalazła.
W ogóle miałam wrażenie jakby w organizację zawodów nie zaangażowano nawet jednej osoby choćby luźno związanej z szeroko pojętym marketingiem, w całym mieście widziałam dosłownie jeden plakat, nie reklamowano żadnym znanym nazwiskiem, podczas zawodów nie przeprowadzono ani jednego wywiadu, nie podawano ciekawostek o zawodnikach, nie wspomniano o cyklu Grand Prix, klasyfikacji czy finale, Skate America, olimpiadzie, kompletnie nic, to dało odczucie takiego oderwania? Zaściankowości? Nie wiem czy rozumiecie o czym mówię, ale mam wrażenie że hipotetyczny przypadkowy przechodzień nie miałby pojęcia co to za zawody i o co w nich chodzi. Zawzięcie reklamowano za to lokalną szkółkę łyzwiarską i rozdawano mapki Grenoble. No wow. I to się przekłada na kwestię zysków, jakby na plakacie umieścili choćby zdjęcie P/C albo postawili gdzieś stanowisko gdzie można kupić zdjęcia i plakaty, to by znalazły się pieniądze na te kilka zestawów medali i pewnie dużo więcej, przy minimalnym wysiłku. Ale to tak na marginesie.
Lekko mnie też zawiodła publiczność, która dawała większe owacje francuskim sędziom niż mniej znanym zawodnikom. Dobra, koniec narzekania, bo mi nikt nie uwierzy że się dobrze bawiłam :D Gerenalnie mi te kwestie średnio przeszkadzają, ale mnie burzy jak godzą w samych łyżwiarzy.
Napiszę trochę o logistyce i samej podróży, bo chyba panuje przekonanie, że wyjazd na zawody za granicę jest megaprzedsięwzięciem a tymczasem podsumowując koszty wyjazdu stwierdzam, że na same bilety wydałam więcej niż na transport i zakwaterowanie łącznie. (A jak już pisałam, spokojnie można było kupić najtańsze bilety na balkon, bo lodowisko w Grenoble jest wyjątkowo małe)
Leciałam do Lyonu easyjetem którego absolutnie nikomu nie polecam, w jedną stronę miał 2h opóźnienia a w drugą ponad 6 i żadnej informacji, bo Francuzi nawet na lotnisku nie ogarniają angielskiego ostatecznie wylądowałam o porze w której nie ma już pociągów i przedzierając się autobusami nocnymi do domu dotarłam o 6 rano. W sumie mogłam prosto do pracy jechać :tired: No ale tanie loty są dobre bo są dobre i tanie. Bagaż rejestrowany niepotrzebny, bo na 3 dni podręczny to aż nadto, ja musiałam trochę pobawić się w bagażowy tetris bo wciskałam też laptopa i sprzęt foto ale dało radę. Do Grenoble dojechałam autobusem, na który bilet kupiłam jakoś dawno temu przez internety. Zwykle na tego typu autobusy bilety są na konkretną godzinę, więc warto zwrócić uwagę czy pozwolą skorzystać o innej porze w razie opóźnienia lotu. Z zakwaterowaniem miałam szczęście bo znalazłam pokój 40 minut spacerem od lodowiska, wielkości przeciętnej łazienki w bloku i mogło by być cieplej, ale do przeżycia. No i mogłam sobie gotować, co w zasadzie rozwiązało problem kosztów wyżywienia. Rezerwowałam jeszcze w lipcu więc było tanio i mogłam odwołać z miesięcznym wyprzedzeniem. Ogólnie to polecam hostele, jeżeli komuś nie przeszkadza spanie w tym samym pokoju z nieznajomymi osobami to naprawdę warto. W Helsinkach spałam w 16-osobowym pokoju ale prawie wszyscy pozostali też przyjechali na MŚ, więc było z kim wieczorem podzielić się wrażeniami
Generalnie warto zorientować się gdzie znajduje się najbliższe źródło pożywienia, bo na lodowisku nawet jeżeli jest jedzenie to drogie i z kolejkami. W Grenoble akurat jest wielka galeria handlowa z największym Carrefourem w naszej części galaktyki (oraz makdonaldem, w którym można obserwować, jak Ivan Bukin po zawodach z lubością opycha się hamburgerami w nagrodę :lol: ) Jeżeli nie pozwalają wnosić napojów to dobrym patentem jest noszenie pustej butelki lub bidonu i napełnianie z kranu (robię tak od lat również na lotniskach). (Tu akurat napoje pozwalano wnosić ale przy wejściu zabierano nakrętki od butelek, więc ostatecznie rozlana woda z butelek spływała z trybun kaskadami. Nadal jestem pod wrażeniem tej myśli organizacyjnej)
Ogólnie jakby ktoś potrzebował porad na tanie podróżowanie (nie tylko na zawody) to się polecam, mam wieloletnie doświadczenie w temacie :P
W ogóle same zawody wymagają trochę planowania pod względem jedzenia, toalet i rozprostowywania kości, zwłaszcza jeżeli nie chcemy obejrzeć wszystko to te zadania przypadają na przerwy kiedy akurat sporo innych ludzi ma ten sam pomysł Jedzenie polecam brać ze sobą zawsze, bo przy tych kolejkach na kupne można się nie załapać. Kolejki do toalet są najkrótsze na początku pierwszej rozgrzewki po czyszczeniu lodu. Jak ktoś tak jak ja nie może zbyt długo siedzieć to można upatrzeć sobie miejsce stojące gdzieś z tyłu, najlepiej za operatorami kamer albo za trybuną z mediami, przy okazji można poobserwować jak pracują Oni zawsze mają dobry widok na lód, tylko najlepiej siedzieć cicho bo z jakiegoś powodu nie przepadają jak im się patrzy przez ramię
Znane twarze najlepiej łapać...no w sumie wszędzie, trzeba dużo łazić i mieć oczy dookoła głowy. To jest w ogóle strasznie fajne, że mimo atmosfery zawodów i konkurencji to jest jednak grupa dobrych znajomych, którzy kibicują kolegom i koleżankom z trybun a w przerwach nadrabiają towarzyskie zaległości. Warto też się zorientować gdzie się znajduje zaplecze medialne, bo tam odbywają się konferencje prasowe, losowanie kolejności startowej itp. i prędzej czy później każdy musi tam pójść. W Helsinkach były takie jedne magiczne drzwi przez które przeszli absolutnie wszyscy wielcy w ciągu mniej więcej pół godziny Każdy się śpieszył więc nawiązanie kontaktu było utrudnione, ale i tak :09:
W ogóle samo Grenoble jest śliczne, zwłaszcza o tej porze roku, i gorąco polecam jeśli ktoś szuka miejsca na oderwanie się od rzeczywistości na kilka dni. Bardzo żałuję, że zdrowie nie pozwoliło mi na wybranie się w góry, ale samo miasto jest absolutnie urocze (nawet jeżeli trzeba spacerować z całym dobytkiem, bo po co na dworcu przechowalnia bagażu) no i rozdawane na zawodach mapki były całkiem przydatne
No i z całkiem innej paki - totalnie wkręciłam się w fotografię sportową! Mimo tego, że nie byłam przygotowana ani sprzętowo, ani umiejętnościowo (na codzień dłubię głównie w artystycznej, krajobrazowej i okazyjnie podróżniczej, więc pod względem technicznym dość odległa sprawa) no i pod tym względem miałam dość kijowe miejsca bo co chwilę mi coś w kadr wchodziło - absolutna rewelacja, narobiłam prawie dwa tysiące zdjęć w dwa dni i nawet nie wszystkie są beznadziejne! Mam cel zebrać na jakieś sensowne obiektywy do następnych zawodów. Nie wiem czy ktokolwiek byłby zainteresowany - w końcu w internetach można znaleźć miliony lepszych zdjęć niż moje - ale jak już się przez to przedrę i odfiltruję, to mogę gdzieś wstawić i się podzielić.
I tak oto napisałam powieść i nawet nie doszłam do wrażeń z samych zawodów, przepraszam [czd]
Więc najważniejsze opiszę później, bo przydałoby się chociaż poudawać że pracuję :mrgreen:
Niestety takie zarzuty się powtarzają ostatnio po każdych zawodach zorganizowanych we Francji- już rok temu na GP i finale GP w Marsylii też mówiono, że tafla w złym stanie, a medale jak dla dzieci. Nie wspomnę już o ptaku latającym na zeszłorocznym GP nad głowami łyżwiarzy, który zrobił furorę w internecie. Może czas na zmiany- niech europejskie GP będzie rotacyjne i każdorazowo organizowane w innym kraju. Nikt mi też nie powie, że Francja jest taką potęgą w łyżwiarstwie, jak np. Rosja czy Kanada i zasługuje na stałe GP- P/C i M/C jeszcze nie czynią tradycji. Inne kraje europejskie też miały i mają osiągnięcia i moim zdaniem sprawiedliwiej byłoby dać szansę każdemu, tym bardziej, że kraje, których na ogół nie kojarzymy z łyżwiarstwem mogą zrobić naprawdę fajne zawody- vide finał GP w Barcelonie- oczywiście teraz Barcelona odpada ze względu na to co się tam dzieje, ale np. ME w Ostravie czy Bratysławie były fajne- dajmy im szansę na GP.Niestety organizacyjne zgrzyty były, oj były. O tragicznym przygotowaniu tafli już chyba napomknęłam, chwilami w rogach dosłownie stały kałuże wody i nie dość, że wypacza to przebieg zawodów (short solistek prawie zamienił się w konkurs nurkowania) to zwyczajnie stwarza potencjalne niebezpieczeństwo dla zawodników. Inna sprawa to ceremonie medalowe, jeżeli w ogóle można je tak nazwać, bo zamiast medali rozdawano kolorowe plastikowe gwiazdki.
Ahahah Le Pidgeon Bercy <3
Ja tam jestem za tym, żeby Fin Trophy dostało uptade to GP a Francję w ogóle wyoutować z kalendarza, bo w ostatnich latach TEB, TDF IdFP czy jak to tam zwać, to jakaś porażka.
Oj tam długo
Ważnie, że przyjemnie się czyta. Nie mogę się doczekać na wrażenia z samych zawodów.
Ja tam jestem za tym, żeby Fin Trophy dostało uptade to GP a Francję w ogóle wyoutować z kalendarza, bo w ostatnich latach TEB, TDF IdFP czy jak to tam zwać, to jakaś porażka.
Oj tam długo
Ważnie, że przyjemnie się czyta. Nie mogę się doczekać na wrażenia z samych zawodów.
Francja może nie jest potęgą taką jak Kanada, USA i Rosja w sensie bilansu medalowego en globe, biorąc pod uwagę medale MŚ i olimpijskie ale już na gruncie europejskim ma jednak znaczenie na tle całej historii ŁF, wziąwszy ogólny bilans sukcesów we wszystkich konkurencjach na przestrzeni lat. Wiadomo, że w pewnych okresach historii ŁF różne kraje europejskie bywały „potęgą” w poszczególnych konkurencjach np. solistycznych – Austriacy, Szwedzi, Niemcy. W tańcach w latach 50-60. jeszcze zanim Rosjanie zainteresowali się tą konkurencją, rządzili głównie Brytyjczycy. Czesi ogólnie też mieli kiedyś sporo osiągnięć. Ale czy w związku z tym Austria, Niemcy, Szwecja, Czechy czy Wielka Brytania bardziej zasługują na organizowanie obecnie zawodów z cyklu Grand Prix. Poza tym, a może przede wszystkim jest to kwestia chęci na organizowanie takiej imprezy i tradycji w jej organizowaniu. Nie wiem czy inne Związki Łyżwiarskie się to tego tak palą. Francuskie Grand Prix ma swoją długą tradycję i również dobre lata. Trwa od 1987 r. najpierw jako Grand Prix International de Paris, a później jako Trophee Lalique, następnie Trophee Eric Bompard – wraz z pozyskaniem znanych marek jako głównych sponsorów - czyli luksusowej firmy produkującej biżuterię i firmy produkującej wyroby z kaszmiru było przez lata bardzo rozpoznawalne. Oczywiście głównym organizatorem jest zawsze Francuski Związek ŁF. W ostatnich czterech latach stopniowo pojawiały się problemy. Najpierw konieczność przeniesienia na dwa lata imprezy z Paryża do Bordeaux z powodu remontu hali Bercy. A w Bordeaux ponoć nie przygotowano dobrze lodowiska ( Sam fakt, że Grand Prix odbywało się w stolicy Francji było dużą atrakcją dla wielu łyżwiarzy i dodawało splendoru). Następnie doszły problemy finansowe Francuskiego Związku, mówi się o złym zarządzaniu. Ale przysłowiowym gwoździem do trumny były zamachy we Francji w 2015 r. zawody trzeba było przerwać w trakcie trwania. Wówczas doszło do konfliktu Francuskiego Związku z głównym sponsorem czyli z firmą Eric Bompard. Mimo odwołania imprezy Związek nie zwrócił części zainwestowanych przez sponsora pieniędzy bo ponoć nie miał z czego, a firmy ubezpieczeniowe nie pokrywają strat wynikających np. z zamachów. W 2016 r. Eric Bompard wycofał się z firmowania i sponsorowania imprezy i do dziś Francuski Związek nie znalazł sponsora, a sam bardzo cienko przędzie, dlatego to tak marnie wygląda. Myślę, że dla tych, którzy pamiętają jeszcze La Trophee Lalique i piękną nagrodę ze szkła tym bardziej przykry jest widok żółtej plastikowej gwiazdy.blue cat pisze: Niestety takie zarzuty się powtarzają ostatnio po każdych zawodach zorganizowanych we Francji- już rok temu na GP i finale GP w Marsylii też mówiono, że tafla w złym stanie, a medale jak dla dzieci. Nie wspomnę już o ptaku latającym na zeszłorocznym GP nad głowami łyżwiarzy, który zrobił furorę w internecie. Może czas na zmiany- niech europejskie GP będzie rotacyjne i każdorazowo organizowane w innym kraju. Nikt mi też nie powie, że Francja jest taką potęgą w łyżwiarstwie, jak np. Rosja czy Kanada i zasługuje na stałe GP- P/C i M/C jeszcze nie czynią tradycji.
Można też wspomnieć, że Francuski Związek ŁF ma swoje chlubne momenty np. Francja uratowała MŚ w 2000 roku gdy na dwa miesiące przed rozpoczęciem imprezy z jej organizacji wycofało się australijskie Brisbane. Francuzi w ekspresowym tempie zorganizowali bardzo dobre zawody, podobnie jak jeszcze te w Nicei w 2012. Pomysł z „obwoźnym” Grand Prix – nie wiem, może do tego dojdzie, choć brzmi to trochę egzotycznie, no jest w poprzek oryginalnej idei tych imprez, które były wzorowane trochę na wzór wielkich szlemów w tenisie.(oczywiście zachowując odpowiednie proporcje tego porównania.)
Last edited by asunta 7 lat temu, edited 2 times in total.