Zgadzam się, że Natalia i Artur byli niezwykłą parą. Jej gibkość i elegancja były niepowtarzalne, a na dodatek miała podobną fryzurę do mojej
Ale Xue i Hongbo uwielbiam chyba jeszcze bardziej
Może też dlatego, że to bardziej "moje" czasy. Ale przede wszystkim uwielbiam ich za upór i dyscyplinę, którą sobie narzucili. Macie rację, ich postęp w sensie artystycznym był niezwykły. Tak jak Natalię i Artura bardzo lubię, a Katię i Sergeia podziwiam, tak nigdy jakoś nie wywołali we mnie takich emocji, jak Chińczycy. Już Natalia i Artur bardziej, Katia i Sergei byli dla mnie tak perfekcyjni, że aż nudni. Bez urazy dla ich fanów, to niewątpliwie rewelacyjna para, ale nie doprowadzała mnie do łez. A Shen i Zhao tak. Ich historia - w sumie przede wszystkim historia ich trenera w ogóle jest wręcz nieprawdopodobna, do tego stopnia, że nadaje się na hollywoodzki film.
Chiny, druga połowa XX wieku. W 1976 umiera Mao Zedong, rozpoczyna się słynny proces Bandy Czworga - swojego rodzaju dyskretnie i w świetle prawa przeprowadzony zamach stanu. Na czele państwa stoi Deng Xiaoping, który wkrótce otwiera Chiny na świat - wprowadza gospodarkę wolnorynkową, nie rezygnując jednak z ustroju komunistycznego. Deng, który aktualnie w Chinach uznawany jest za bohatera narodowego, chce wprowadzić Chiny w szereg państw wysoko rozwiniętych gospodarczo, jego zamiarem jest przekonanie całego świata, że Państwo Środka to pełnoprawny partner polityczny. A co jest najlepszym środkiem marketingowym? Oczywiście - sport.
Chińska Republika Ludowa do tej pory pojawiła się na Igrzyskach Olimpijskich raz. W 1952 roku. Aż do 1980 roku, kiedy podjęto decyzję o udziale w Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Lake Placid. Wysłano tam 24 sportowców, zasadniczo dość wielu, z których żaden nie zdobył medalu. W tym zestawieniu znalazło się też dwóch łyżwiarzy: solistka Bao Zhenghua i solista Xu Zhaoxiao. Oboje znaleźli się na ostatnich miejscach.
Rezultat jest, jak widać na załączonym obrazku, dość makabryczny. Cóż robić? Trzeba gonić świat. Wielkimi krokami zbliżają się mistrzostwa świata. Tym razem Chiny wystawiają zawodników w trzech konkurencjach: wśród solistek sił próbuje Liu Zhiying (miejsce 29. na 29), w konkurencji solistów swój kraj reprezentuje Wang Zhili (miejsce 22. na 22), a czerwona flaga podczas występów par sportowych powiewa na cześć Yao Bina i Luan Bo.
On ma 22 lata, ona niedługo kończy 15. Trenują w Harbinie. Nie ma tam specjalnych programów treningowych, tabunu masażystów i ortopedów ani zajęć z umuzykalnienia. Nie ma nawet jednego doświadczonego trenera. Są za to zdjęcia. Z powodu wyjątkowo restrykcyjnej cenzury, nie są im dostępne nawet filmy z zawodów - jedyną rzeczą, jaka pomaga im w treningu to niezliczone fotografie z zawodów. Yao rozwiesza je wszędzie, na ścianach, w każdym wolnym miejscu, jakie może znaleźć. Potem on i Luan Bo usiłują naśladować pozycje, elementy, skoki, nie bardzo mając pojęcie, jak właściwie może to wszytko wyglądać.
Doświadczenia z mistrzostw świata w 1980 roku Yao do dziś gorzko wspomina. Jedynym sukcesem, jaki udaje im się odnieść są salwy śmiechu, które ich występ wzbudził na widowni. Wśród widzów ich występu jest również Irina Rodnina, która mówi później w wywiadzie, że występ Chińczyków był naprawdę bardzo zabawny. Niezrażeni, Yao i Luan biorą udział jeszcze w trzech mistrzostwach świata, za każdym razem zajmując ostatnie miejsce. W 1984 roku nadchodzi następna olimpiada, tym razem w Sarajewie.
Liczba zawodników wystawionych przez Chiny trochę się zwiększa - do 37, i jest to relatywnie spora liczba. Dla porównania - do Sarajewa jedzie 30 Polaków, 19 Rumunów, 13 Holendrów i 32 Francuzów, ale już 107 Amerykanów, 58 Norwegów i 99 mieszkańców ZSRR. I tym razem sukces Chin jest mierny - w dalszym ciągu liczba zdobytych medali jest równa 0, mimo że w czasie zorganizowanych w tym samym roku w Los Angeles igrzysk letnich pozycja Chin jest wcale niezgorsza - 32 medale i 4. miejsce w rankingu.
W stolicy Jugosławii prezentuje się 6 łyżwiarzy figurowych z Państwa Środka - solistka Bao Zhenghua, solista Xu Zhaoxio, para taneczna Xi Hongyan i Zhao Xiaolei oraz para sportowa Yao Bin/Luan Bo. Miejsca też jakby lepsze: pan Xu jest 18. na 23 zawodników, pani Bao 22. na 23 solistki, natomiast obie pary kończą rywalizację ostatnie. Yao i Luan przyjeżdżają na te zawody pełni szacunku dla samych igrzysk olimpijskich, ciężko pracują na każdym treningu, nawet na rozgrzewce dają z siebie wszystko. Te wysiłki dają tylko jeden skutek - kolejne gwizdy i, delikatnie rzecz ujmując, wyrazy dezaprobaty, wśród zgromadzonej widowni.
Poddawanie się nie leży w naturze Chińczyków. Jednak oboje wiedzą, że jako zawodnicy świata nie zwojują. Postanawiają więc chwilowo zawiesić broń, iście po chińsku na moment się wycofać i zająć treningiem nowego pokolenia.
Już dwa lata później Yao Bin zostaje oficjalnym trenerem chińskiej reprezentacji. Na niewiele się to na razie zdaje, bo Chiny przez kilka następnych lat nie wystawiają swojej pary do mistrzostw świata. Dopiero w 1994 r. na światową scenę wkraczają Shen Xue i Zhao Hongbo. Są wtedy parą od około 2 lat, ale udaje im się przebrnąć przez program krótki i zaprezentować dowolny, który pozwolił im przeskoczyć dwie pozycje. Ostatecznie zajęli 21. miejsce. 2 lata później są już na 15., 4 lata później na 4. W 1999 r. Chiny mogą wystawić 2 pary sportowe: im udaje się w końcu zdobyć pierwszy medal, srebro, a Pang Qing i Tong Jian kończą na 14. miejscu.
To, co Shen, Zhao i ich trener osiągnęli w ciągu następnych 12 lat jest nieprawdopodobne. Dzięki determinacji i ciężkiej pracy wypracowali sobie oryginalny styl oraz pewną i świetną technikę. Para na i poza taflą, kiedy w 2010 r. zdobyli mistrzostwo olimpijskie, przerywając wieloletnią dominację Rosjan, w Chinach zyskali sobie status gwiazd. I, koniec końców, to Yao Bin śmiał się ostatni, kiedy w Turynie i ostatecznie w Vancouver stało się jasne dla całego świata, że jeden człowiek stworzył z niczego nieprawdopodobnie silną reprezentację. I dam sobie głowę uciąć, że kiedy w 2003 roku patrzył na reakcję tłumu, przypomniało mu się, jak widownia wyśmiała go 20 lat wcześniej.
Co do
Turandota, to dla mnie to program idealny. Po prostu perfekcyjny. Jej determinacja, żeby wystąpić mimo poważnej kontuzji i na dodatek TAK wystąpić, naprawdę robi wrażenie. Ich relacja na tafli, interpretacja, technika... No boski program. :00: