: 2014-04-30, 22:43
Zabrzmi głupio, ale Chińczycy tak właśnie mają. Reprezentując swój kraj, czują się jego własnością, a życie prywatne odsuwają na bok. Ma to wiele wspólnego z filozofią, która przez wiele lat rządziła, i to dosłownie ich krajem. Oczywiście możemy sobie wmawiać, że konfucjański sposób patrzenia na świat to bujda na resorach, tak jak wmawiamy sobie, że nasza kultura rozwinęłaby się tak samo bez chrześcijaństwa. Chińczycy tysiące lat temu wypracowali pewne specyficzne cechy ich narodowego charakteru, a parędziesiąt lat wolnego rynku nie mogło ich wyplenić. Mówię, na przykład, o ich przywiązaniu do pozycji społecznych, określonym sposobie zachowania w zależności od niej - Europejczyk czy Amerykanin uzna, że trener ma go trenować, a to co robi po zejściu z lodu - jego sprawa, natomiast przeciętny Chińczyk stwierdzi, że trener ma prawo pytać o cokolwiek mu się żywnie spodoba. Młodszy ma słuchać starszego, uczeń nauczyciela - konkretnie rzecz biorąc: nauczyciel (czyli trener w naszym przypadku) ma tak decydować, żeby nie skrzywdzić zawodnika, ale w zamian zawodnik nie powinien mu się przeciwstawić, nawet jeśli uważa, że trener działa w niewłaściwy sposób. To byłoby "niezgodne z planem" (według konfucjanizmu, plan sugerowany jest przez Niebo, taki rodzaj zbiorowego ducha przodków, a człowiek powinien go odczytać). Nie mówię, oczywiście, że wszyscy chińscy zawodnicy rozważają filozofię Konfucjusza - tak jak my nie rozważamy Biblii, ale myślimy - chcąc nie chcąc - w oparciu o nią i o kulturę w jakiej żyjemy.Nigdy nie skumam jakim prawem w Chinach tak daleko posunięte jest ingerowanie w prywatne życie zawodników, tak jakby sportowiec był własnością państwa
Chińczycy z zasady nie odrzucają poleceń jakiejkolwiek władzy