Strona 1 z 4

: 2015-01-11, 20:24
autor: yenny
Tak, Katarina pojechała do Carmen genialnie. Jadąca kilkanaście minut po niej Debbie Thomas była jak przezroczysta.
Ja do dziś pamiętam ten finał, chyba żadna z olimpiad i zmagań łyżwiarzy nie wzbudziła we mnie tyle emocji co właśnie Calgary. Najpierw piękne otwarcie, świetna piosenka

a potem tyle emocji, Witt, Manle, Ito i Thomas, dwóch Brianów i nasz Grześ - najlepsze miejsce polaków na ZIOL w łf ever, Katia i Sergiej, a do tego jeszcze tańce. Ech, młody człowiek był, ale pamiętam to lepiej niż takie igrzyska w 2006 roku.

No i faktycznie ciężko pojechać do takiej CArmen tak by być zapamiętanym. Udało się to Tessie i Scottowi. I do dziś nie mam pojęcia dlaczego nie wygrali MŚ... No, ale było minęło.

Natomiast w tym roku np. Rika Hongbo swoją Carmen jedzie niemal identycznie z tym jak jechała Witt. Mnie podoba się zeszłoroczny SP Sotnikowej i program Cesario.

: 2015-01-11, 20:42
autor: yenny
ivi pisze:Carmen

Mojsiejewa/Minienkow

Świetne. Z dzisiejszym regulaminem co prawda dobre tylko na pokazy, ale naprawdę ok2

: 2015-01-11, 20:57
autor: kasik8222
A ja zauważyłam, że naprawdę klasowym łyżwiarzom ograna muzyka wcale nie przeszkadza. Taka Mao Asada do najbardziej oklepanej muzyki potrafiła stworzyć łyżwiarską perełkę. Prawdziwi mistrzowie potrafią ze swojej ogranej "Carmen" czy "Łabędzia" wydobyć coś czego jeszcze nie widziano. Za taką muzykę nie powinni się jednak brać debiutanci czy zawodnicy z ogona stawki, bo to za wysokie progi.

: 2015-01-11, 21:07
autor: olcia
Yenny myślę, że to jak zapamiętamy dane igrzyska zależy od tego jak spiszą się na nich nasi idole. Dlatego np. ja średnio kojarzę już np. takie Vancouver które z mojego punktu widzenia były kompletnie nieudane nie wygrał ani jeden z moich faworytów (u solistów jeszcze byłam w stanie przełknąć bo wiadomo było że albo Lizak albo Plusz, a z tych dwóch to już na pewno wolę Evana), poza tym myślałam wtedy tak jak to Plusz ma mieć 2 złota a Yags jedno? Z kolei Turyn to w mojej pamięci pozostanie chyba tylko i wyłącznie rywalizacja pań, moim zdaniem mistrzowie z tych igrzysk w parach (i sportowych i tanecznych) to jedni z najgorszych najbardziej bezpłciowych mistrzów w historii. Salt Lake City to moje pierwsze oglądane na żywo Igrzyska zimowe jakie pamiętam, miałam wtedy niecałe 10 lat, i szczerze powiedziawszy to pamiętam Yagsa i pamiętam że byłam zachwycona. Z kolei uważam że Sochi zapamiętam na zawsze co prawda "tylko" 3 z 4 moich faworytów zdobyło złote medale, to jeśli chodzi o konkurencję dla mnie najważniejszą czyli solistki chociaż Mao nie wygrała, to chociaż Yu-na też nie zdobyła złota to zdobyła je Adel którą naprawdę darzę sympatią. W sumie nie pogniewałabym się gdyby wygrała Carolina to pojechała dwa piękne programy. Ale Sochi zapamiętam przede wszystkim z innego powodu. Naprawdę dużo trzeba aby mnie wzruszyć, rzadko kiedy płaczę na filmach, przy wydarzeniach sportowych popłakałam się tylko dwa razy, i jeden z tych razów to był program dowolny Asady z Sochi, gdzie miałam łzy w oczach od Axla, przez cały program, a potem jeszcze z godzinę.

: 2015-01-11, 21:11
autor: olcia
Kasik zgadzam się z tym co napisałaś w 100%, moje zdanie jest identyczne za muzykę legendarną powinni się brać tylko dobrzy łyżwiarze, już kiedyś chyba pisałam że jeśli pani ledwo rittbergera skacze i bierze się za jezioro to jest nieporozumienie.

Szczerze powiedziawszy ja tam lubię oklepaną muzykę, sezon bez Carmen i Łabędzia uważam za stracony, ale nie lubię czegoś takiego jak w tym roku tzn. co 3 osoba jedzie do upiora, no bez przesady. W sumie można to nazwać ironią losu bo wokal wprowadzono chyba po to aby była większa różnorodność, a tu pierwszy rok wokalu i chyba jedyny taki sezon jaki pamiętam który jest tak zdominowany przez jedno dzieło. Pomysł z wolakem od początku uważałam za idiotyczny i zdania nie zmieniłam wręcz odwrotnie jest dużo gorzej niż się spodziewałam.

: 2015-01-12, 07:02
autor: yenny
kasik8222 pisze:A ja zauważyłam, że naprawdę klasowym łyżwiarzom ograna muzyka wcale nie przeszkadza. Taka Mao Asada do najbardziej oklepanej muzyki potrafiła stworzyć łyżwiarską perełkę. Prawdziwi mistrzowie potrafią ze swojej ogranej "Carmen" czy "Łabędzia" wydobyć coś czego jeszcze nie widziano. Za taką muzykę nie powinni się jednak brać debiutanci czy zawodnicy z ogona stawki, bo to za wysokie progi.
Sporo w tym racji, ale nie do końca się zgadzam. Tzn. zgadzam się, że programy do takiej muzyki nie wychodzą tym z ogona stawki - tak, brak umiejętności bardzo rzutuje na program. Natomiast debiutujący w seniorach uzdolnieni juniorzy/juniorki to inna para kaloszy :)
Oni potrafią stworzyć coś pięknego - jak np. nie przepadam Julką to jej program do Listy Shindlera uważam za piękny.

Podobnie z tymi igrzyskami. ZIO oglądam od Sarajewa. I każde przeżywałam bardzo, bardzo. Bardzo lubię Lillehammer, Nagano. Vancouver. Mniej Sarajewo, Albertwille, SLC czy Soczi. Choc w Soczi wygrali w 99% moi faworyci, podobnie jak w Nagano czy Lillehammer. ale tylko Calgary miało w sobie magię. Coś, co sprawia, że wracam do filmików z tych ZIO z największym sentymentem.

A ;( na zawodach sportowych to beczę często :)

: 2015-01-12, 09:49
autor: kasik8222
Ja kocham Lillehammer pewnie dlatego, że patrzyłam na nie oczami i wrażliwością dzieciaka, a nie, jak to ma miejsce teraz, oczami pani po trzydziestce. Nie odróżniałam wtedy axla od rittbergera, ale może dlatego były to dla mnie magiczne igrzyska. Chłonęłam czyste piękno a nie technikę. Pamiętam Anię Rechnio i jej bezbłędny short, pamiętam zamieszanie z Harding, pamiętam morze kwiatów po występie Nancy i łzy Oksany, pamiętam wypadek niemieckiej pary sportowej. Może było w tym trochę kiczu, skandalu, ale to mnie do tego sportu przyciągnęło na lata. Takie obrazki przyciągają zafascynowanego nowością dzieciaka :mrgreen: .

: 2015-01-12, 09:52
autor: ivi
Zgadzam się, że zawody w Calgary miały magię. Dla mnie objawieniem była Midori Ito. Jeszcze wciąż wtedy byłam dzieckiem, ale pamiętam dobrze, że bardzo rozczarowana byłam tym, ze nie zdobyła medalu. Pamiętam też obu Brianów. Kibicowałam Orserowi, ale Boitano zasłużył na złoto. Kompletnie zaś nie przypominam sobie zawodów par sportowych. Ale na szczęście jest YT:).

Mi najbardziej w pamięci zostały Igrzyska w Lillehammer. Do tej pory uważam, że wyniki wszystkich, ale to wszystkich dyscyplin były wysoce kontrowersyjne! A tego, że Griszczuk/Płatow z tym okropnym rock'n rollem zdobyli złoto, do tej pory nie mogę przeboleć :D. Ale przynajmniej mogłam zobaczyć na lodzie moją ulubioną parę, i to w kapitalnej formie:).

: 2015-01-12, 18:56
autor: Ania
Ja musze przyznac, ze moimi ukochanymi igrzyskami rowniez sa te, ktore odbywaly sie w Norwegii (na walley'u mialysmy nawet caly temat, w calosci poswiecony Lillehammer :)). Jak dzis pamietam, ze ogladalam "Sonate Ksiezycowa" Katii i Sergieja z mama i babcia na czarno-bialym telewizorze i oniemialam z zachwytu, przepadlam z miloscia do lyzwiarstwa na zawsze. :) Mialam wtedy tylko 8 lat, ale do dzisiaj zaden inny program nie zrobil na mnie takiego wrazenia, jak LP Rosjan, chociaz czasami zastanawiam sie, czy ich zwyciestwo bylo zasluzone (w mojej perspektywie - nie podlegalo watpliwosci, co nie zmienia faktu, ze mieli dwa bledy, podczas gdy Miszkuteniok/Dimitriew pojechali praktycznie bezblednie). Zastanawia mnie, jak te dwa programy zostalyby ocenione dzisiaj, w nowym systemie oceniania.
I tez nie moge przebolec, ze Torvill/Dean nie dostali wowczas zlota - byli po prostu fenomenalni! Mozecie krzyczec, ale mnie ich program dowolny z 94r. podobal sie znacznie bardziej niz oslawione "Bolero"; byl az nieprzyzwoicie doskonaly, po prostu kwintesencja tego, co najpiekniejsze w tancach na lodzie. Griszczuk i Platowa tez cenie bardzo, ale moim zdaniem w Lillehammer Brytyjczycy byli po prostu lepsi.
Urmanow to dla mnie do tej pory najbardziej bezplciowy mistrz olimpijski w historii (gorszy nawet niz Lysacek i Kulik), taki meski odpowiednik Sary Hughes.
W solistkach kibicowalam Oksanie Baiul, bo Nancy wzbudzala we mnie wielka antypatie, ktora jeszcze wzrastala z biegiem czasu, ale najlepiej wspominam program dlugi Katariny Witt - majstersztyk! Moglabym go ogladac godzinami i nie znudzilby mi sie nigdy.
Jak wiec slusznie zauwazyly Ivi i Kasik, kontrowersji w Lillehammer bylo co niemiara, i prawdopodobnie takze wszelkiego rodzaju skandalom i niespodziankom zawdzieczam fakt, ze wsiaknelam w te dyscypline sportu na dobre;).

Nagano to dla mnie przede wszystkim tance - to sa dla mnie te jedne, jedyne zawody, na ktorych przyznalabym cztery zlote medale, bo absolutnie nie potrafie powiedziec, ktora z par czolowej czworki zaprezentowala sie wowczas najlepiej. Do dzisiaj wracam czesto do "Riverdance", "Memorial", "Romea i Julii" oraz "Carmen" - kazdy z tych tancow jest w zupelnie innym stylu, ale kazdy z nich jest unikalny i na stale zapisal sie w moim mniemaniu w historii tej konkurencji.
Z Japonii utkwila mi jeszcze w pamieci rewelacyjna Michelle Kwan, ale nie rozpaczalam, ze zloto zdobyla mlodziutka Lipinski - "kupila" mnie swoim short programem i w sumie kibicowalam obu Amerykankom. "Lyra Angelica" takze byla majstersztykiem, ale wtedy moglam jeszcze wierzyc i powtarzac sobie, ze w SLC Michelle odkuje sie za brak olimpijskiego zlota...;) Z solistow podobal mi sie tylko Candeloro (sic!), a jesli chodzi o pary, to nie sposob nie wspomniec o "Barcelonie" Eleny i Antona :00:

SLC to, wiadomo, dla mnie show jednego aktora - fenomenalnego Yagudina. Do tej pory mam ciary, ilekroc ogladam "Winter". Pamietam, ze wtedy juz plakalam razem z Michelle i cala jej rodzina na trybunach - i do tej pory chce mi sie plakac, ilekroc sobie przypomne, ze zlota medalistka tych igrzysk jest Sara Hughes. Wiele osob krytykowalo wtedy "Dwie wieze" Anissiny/Peizerata, ale ja bylam wielka fanka i Francuzow, i tego programu, a z ich zlota bardzo sie ucieszylam. Smrod wokol par sportowych juz zawsze bedzie mi przywodzil na mysl won przepoconych sweterkow Jamie i Davida w "Love story", ale musze sie przyznac (nie bijcie), ze ogladany wowczas, program Kanadajczykow calkiem mi sie nawet podobal.

Turyn wspominam pozytywnie tylko w kontekscie licznych powrotow swietnych par tanecznych, do ktorych zawsze bede miala sentyment (z Litwinami, ktorych skrzywdzono w tamtym sezonie chyba z 3 razy, na czele). Pamietam festiwal upadkow podczas tancow oryginalnych, a ze tamte igrzyska ogladalam na wloskim RaiSporcie, do dzisiaj mam koszmary z Barbara Fusar-Poli w roli glownej ;) (a konkretnie: z jej zabojczym spojrzeniem w kierunku Maurizia). Szczerze mowiac, byly to dla mnie najmniej ciekawe igrzyska.

Vancouver to juz calkiem swieza sprawa, podczas ktorej trzymanie kciukow dzielilam pomiedzy Mao a Tesse i Scotta - i kazdy oczywiscie pamieta, z jakimi rezultatami.;)

Soczi wspominac bede z mieszanymi uczuciami, ze wzgledu na koszmarny sp Mao (z drugiej jednak strony - lp byl przeciez przepiekny) i poczucie, ze w tancach wszystko zostalo juz ustalone, zanim jeszcze zawodnicy wyjechali do sd. Wracac na pewno bede jeszcze do krotkiego programu Volosozhar/Trankov i lp Lipnickiej, bo uwielbiam obydwa, a "czarnym charakterem" tych igrzysk jest dla mnie Plushenko - ze swoim nadeciem, przekretami i nadmierna pewnoscia siebie;)

Przepraszam za :ot: , ale nie moglam sie powstrzymac :12: Wzielo mnie na olimpijskie wspominki. :)

: 2015-01-12, 20:42
autor: ivi
Ania, nie przepraszaj. Ja tez uwielbiam takie wspominki :). I może odniosę się do kilku kwestii, o których wspomniałaś.

1) Miszkuteniok/Dimitriew vs. Gordiejewa Grinkow - ja kibicowałam tym pierwszym, więc byłam mocno rozczarowana wynikiem. Niepojętne dla mnie było zwłaszcza to, że według sędziów G&G wygrali tak wyraźnie. Publiczności tez bardziej podobali się M&D, co podobno bardzo przeżyła Katia.

2) Ja też bardzo lubię Face the Music and Dance T&D (ale jednak Bolero czy też Mack & Mabel wolę bardziej). Jest to kompletnie inny taniec niż Bolero, ale dla mnie pokazuje, jak bardzo wszechstronną parą byli Jayne i Chris. Warto zwrócić uwagę, że przed igrzyskami w Lillehammer federacja łyżwiarska zaleciła powrót tańców "do korzeni", czyli miały one ponownie przypominać taniec towarzyski, znany z parkietów. Stąd też taki wybór tańca dowolnego. A taniec oryginalny, który zatańczyli na igrzyskach, pozostaje dla mnie absolutnie najlepszym OD w historii łyżwiarstwa.
Pewną zagadkę zawsze dla mnie pozostaje, dlaczego w sezonie 1994 federacja rosyjska przerzuciła swoje wsparcie z mistrzów świata Usowej i Żulina na młodych G&P.

3) Jeśli chodzi o występ solistek w Lillehammer, to bardzo nie chciałam, żeby wygrała Kerrigan, darzyłam ją wyjątkową antypatią, a mimo to uważam, że należało się jej złoto. Szczególnie wartość techniczna jej programów była sporo wyższa niż Oksany.
Ania, też bardzo mi się podobał występ Katariny. Oczywiście elementami technicznymi odstawał sporo od najlepszych, ale był piękny, Ja muszę się przyznać, że ten program dowolny podobał mi się znacznie bardziej, niż jej programy dowolne, gdy zdobywała złoto.

4) Również mam duże wątpliwości co do złota Urmanowa.

5) To kontrowersje związane z występem par sportowych w SLC miały bezpośredni wpływ na zmianę systemu sędziowania.

Zgoda, trochę odeszłyśmy od tematu :)

: 2015-01-12, 22:01
autor: olcia
Co do Lillehammer to oczywiście na żywo nie widziałam, ale widziałam po latach i szczerze powiedziawszy zamieniłabym kolejność złoto-srebro we wszystkich kategoriach. Szczególnie w solistkach, fanką Kerrigan nie jestem, wszystko co widziałam o niej i tej całej sytuacji Nancy-Tonya nie wywarło we mnie jakichś szczególnie do niej pozytywnych uczuć, wręcz wydawała mi się arogancka, ale na lodzie prezentowała się świetnie, niezwykle elegancko i w zestawieniu z dosyć nieokrzesaną Baiul wypadała według mnie korzystniej.

: 2015-01-12, 22:33
autor: ivi
szczerze powiedziawszy zamieniłabym kolejność złoto-srebro we wszystkich kategoriach
W tańcach zamieniłabym złoto z brązem. A w pozostałych dyscyplinach, tak jak Ty zloto ze srebrem.

A jeszcze chciałbym dodać, że najsłabiej pamiętam igrzyska z Turynu. To był czas, kiedy odwróciłam się trochę od ŁF, ale igrzyska jak zawsze oglądałam. I igrzyska te mnie mocno rozczarowały, większość programów nie była dla mnie warta zapamiętania. Najlepiej zapamiętałam Barbarę :D.

: 2015-01-12, 22:43
autor: Dzika Róża
Wprawdzie, ze względu na swój wiek nie byłam świadoma tego, co działo się w Albertville czy Lillehammer, ale od czego jest Youtube, by móc twierdzić, że każde igrzyska były dla mnie pasmem rozczarowań :) Mam żal do losu, że pewne osoby nie zaprezentowały się na miarę swoich możliwości, by zdobyć upragnione złoto, ewentualnie medal (a dopuściły się błędów, które przecież przydarzają się każdemu... tylko dlaczego na igrzyskach? Dlaczego?)

Albertville - Wciąż nie mogę przeboleć 3A Midori Ito
Lillehammer- Trzecie miejsce Torvil i Deana - bo nie ma to jak wrócić po latach, prowadzić, pobić taniec życia z Sarajeva i przegrać z tandetnym programem Pashy i Evgeniego (przy okazji - nie pamiętam bardziej denerwującego stroju, jak kurtka Pashy, która sprawiała wrażenie, jakby chciała wrócić do Rosji - baardzo odciągała moją uwagę od programu). Ale Rosjan bardzo cenię - za Nagano :)

Salt Lake City

- Porażka Michelle Kwan w postaci brązowego medalu (co innego brać udział w igrzyskach, liczyć na medal i zdobyć brąz po cudownie pojechanym programie, a - być faworytem, dopuścić się błędów i spaść na najniższy stopień podium). Medal to zawsze medal, ale przykre jest to, że powiedzie się sto razy na treningach, a nie wyjdzie jeden raz na igrzyskach
- Czwarte miejsce Sashy Cohen - (dla mnie idealne podium w SLC TO Kwan, Slutskaya i Cohen). W ogóle cała kariera Sashy jest rozczarowująca, ale to już refleksje do osobnego tematu.
- zamieszanie z systemem sędziowania - i dlaczego bardzo tęsknię za jednym aspektem systemu szóstkowego - jawnym sędziowaniem. Przynajmniej mielibyśmy pewność co do faworyzowania niektórych zawodników przez konkretnych sędziów i byłby nowy temat do dyskusji :)

Turyn-v i oczywiście srebro Sashy Cohen oraz koszmarny upadek Mauricio Margaglio, po którym spadli z Barbarą na szóste miejsce – naprawdę stokroć wolałam ich od Navki i Kostomarova i chciałabym widzieć ich w gronie mistrzów olimpijskich.

Vancouver
- Porażka Aliony i Robina, zdobycie „tylko” brązowego medalu – komentarz zbędny
- Katastrofalny program dowolny Yuko i Sashy, po którym pogrzebali jedyną w swoim życiu szansę na zdobycie olimpijskiego medalu. Takiej okazji nie byłoby w Rosji, a tym bardziej nie będzie w Korei.
- Srebrny medal Mao, choć wspominam to bardziej w kontekście jej odczuć, bo wiem, jak bardzo jej zależało i jak ten wynik przeżyła. Jednak Yu Na była poza zasięgiem.
Sochi – to głównie Niemcy i Mao - komentarz zbędny :(.

: 2015-01-13, 08:20
autor: yenny
Ale się fajny temat zrobił. W domu zrobię jakiś temat „Wspomnień czar” i przekopiuje tam te wspomnienia.
Ech, łezka się w oku kręci.
Moje pierwsze świadomie oglądane igrzyska to Sarajewo. Zainteresowałam się najpierw wilczkiem Vuko. :) A potem była Katarina Witt i Bolero Torwil/Dean – i wsiąkłam na amen. Przyznaję, że nie pamiętam tych igrzysk zbyt dobrze, sporo wspomnień wróciło dopiero po obejrzeniu filmików na yt. Np. Scott Hamilton czy Rosalyn Sumners i jej rozczarowanie, gdy przegrała z Witt.
Potem już oglądałam łf regularnie – co by nie mówić, w tamtych czasach transmisje były. Zaczęłam kibicować K.Witt, lubiłam Rosjanki Kondraszową i Ivanową, lubiłam Tiffany Chin. Nie lubiłam Debbe, bo była zagrożeniem dla Katariny ;) Bardzo przeżyłam przegraną Katariny na MŚ w 1986 roku, tam Katarina zaliczyła upadek w sp i choć w lp była super, na pewno lepsza niż Debbie to niestety strat nie odrobiła.
Pokochałam Katię i Sergieja i bardzo im kibicowałam, lubiłam tańce, choć po Torwil i Dean nikt mnie nie porywał. W panach serce miałam rozdarte, bo lubiłam obu Brianów, kibicowałam też Grzesiowi.
No i nadeszło Calgary. Możecie mi wierzyć lub nie, ale pamiętam je w każdym szczególe. Pamiętam nawet co jadłam na ceremonii otwarcia. Oglądałam wszystko, bardzo przeżywałam każdą konkurencję, jak się ZIO kończyły to było mi tak strasznie żal. Czysta magia, sport i niezapomniane wrażenia.
Na Albertville czekałam jak na zbawienie i bardzo się rozczarowałam. Magii nie było. Byle jakie otwarcie, blado wypadło w porównaniu z Calgary. W paniach kibicowałam Midori Ito i żałowałam, że nie zdobyła złota. Pietrenkę bardzo lubiłam, tu złoto mnie cieszyło. W parach kibicowałam Arturowi i Natalii, w tej kolejności :) Artura uwielbiałam, Natalię jakby mniej. No i brakowało mi Katii i Sergieja. W tańcach kibicowałam Rosjanom, ale gdyby wtedy wygrali Francuzi Duchesnayay to też włosów bym nie rwała. W sumie igrzyska minęły bez większych emocji – jedyne co bolało to dopiero 6te miejsce Browninga.

Lillehammer nadeszło szybko, bo po 2 latach. Oczywiście na długo przed zaczęły się sączyć informacje o wracających starych mistrzach. Torwill i Dean, Katarina Witt, Brian Boitano i Gordiejewa /Grinkow sprzed Albertville i nowsi mistrzowie Wiktor Pietrenko, Miszkutionok i Dymitriew, Kurt Browning.
Zacznę od par – o nich mówiło się najmniej, a najwięcej osiągnęli. Kibicowałam Katii i Sergiejwi i cieszyłam się z ich medalu, ale wiedziałam też, ze skrzywdzono Artura i Natalię. Co prawda program Katii i Sergieja był IMO piękniejszy, ale technicznie kulał – w porównaniu do tego co pokazali Artur z Natalią. W ocenie technicznej powinni byli wygrać, bez dwóch zdań.
Wśród panów sp przyniósł rozczarowanie, wszyscy „starzy” się posypali. I dla mnie Urmanow jest najmniej zapamiętywalnym mistrzem, a jego frędzelki, kryzy i rękawiczki działają mi do dziś na uzębienie. :) podium było rozczarowujące, bo ani Stojko, ani Candelloro (wtedy) za serce nie łapali.
Stojko był bardzo „techniczny”, dla mnie zero finezji.
Za to panie i tańce … oj, działo się działo. To już jak widzę większość pamięta. Też cieszyło zwycięstwo Oksany, ale prawda jest taka, ze to Nancy powinna była wygrać.
I tak, to prawda – program Katariny był przepiękny, dopracowany i w ogóle majstersztyk. Lepszy nawet niż Carmen. (w ogóle temat o programach pań z lat 80tych to temat rzeka, na inną okazję)
pamiętam też jak bardzo cieszyło, ze Ania Rechnio dobrze jedzie. Och, gdyby była Rosjanką a nie Polką... O konflikcie na linii Tonya-Nancy to już tomy napisano, nie będę się powtarzać - wtedy widziałam skrzywdzoną Nancy i złą Tonyę, ale przepadać to za nią nie przepadałam.
Natomiast tańce – tak, zgadzam się z Ivi, Rumba Torvil/Dean z 1994 roku to taniec OD/skrócony wszech czasów. Nie wiem czy znajdzie się taki, który pobije tamten. On porywał, dosłownie porywał. Genialnie pojechane. Byłam pewna, że wygrają, jak na ME. FP też był super. Po ocenach dla G/p nie mogłam uwierzyć w to co się dzieje. Szok. Łatwiej przełknęłabym chyba złoto dla Usowej i Żulina. No i warto jeszcze przyppomniec świetną parę, która na tamtych ZIO zajęła 4te miejsce – Finowie Susana Rakhamo i Petri Kokko. Naprawdę, żel, że dla nich miejsca na podium nie było.
Na Nagano znów przyszło dłużej czekać.
Mogę powtórzyć to co większość napisała. Emocje w paniach – też nie miałam problemu ze złotem dla Tary. Pojechała tak, jak dziś co najmniej połowa pań nie jeździ. Radośnie, lekko i z sercem. Mozę to nie był dojrzały program – taki jak Michelle. Ale IMO – świetny. SP też miała bardzo dobry. Choć nigdy nie byłam jej fanką, szkoda mi Michelle, bo to rewelacyjna zawodniczka – bez złota, gdy taka Hughes je ma :/
W parach to już pisałam o tym, że serce miałam rozdarte – z jednej strony Anton z Eleną, z drugiej Artur z Oksaną. Kij z Oksaną – Artur :serce: ;)
ostatecznie kibicowałam Arturowi i Oksanie, ich programy pamiętam co do sekundy i emocje z nimi związane. Na końcówce FP serce mi tak biło, że aż mi się słabo zrobiło. Ale wygrali. NA pokazach za to Elena z Antonem pojechali genialną Barcelonę.
W panach zakochałam się w Yagsie. Po sp był trzeci i nie mogłam przeboleć, że spadł z podium na 5te miejsce. Złoto i srebro to wspomnienie żółtej żyrafy i skoków Elvisa, natomiast Candelloro powalił na kolana. Dosłownie.
A w tańcach zgadzam się, że tam dałabym 4 złote medale. Z naciskiem na złoto dla Francuzów, bo ich Romeo i Julia to jeden z najpiękniejszych w historii fp. Choć wolę te taneczne, to tamten zachwycił mnie. Na drugim miejscu postawiłabym Kanadyjczyków i ich River dance, jeżuniu, jakie ja miałam ciary jak jechali. Wyłam, że nie zdobyli medalu, ale tak samo wyłabym jakby brązu nie zdobyli Marina i Gwendal. Carmen Andzeliki i Olega też była świetna no i Memorial też. Ja się nie zachwycam nim jakoś specjalnie (może dlatego, że Oksana/pasza działa na mnie jak płachta na byka), ale doceniam kunszt. No i w porównaniu do rockandrolla z 1994 roku to faktycznie był program na złoto.

SLC to tak, nerw za to co się stało u pan. Złoto dla Hughes to porażka. Ok, pojechała dobrze, ale w kontekście tego, że potem nie pokazała właściwie nic to jak wyżej – porażka. Żal Iriny i Michelle. Ale byłam zła wtedy.
W tańcach cieszyło, że wygrali Francuzi, jako ich fanka nie mogłabym inaczej :-) ale ich program do moich ulubionych nie należał. Znów żałowałam, że nie ma medalu dla Bourne Kraatz.
W parach – cóż, Love story podobać się podobało. Ale program Eleny i Antona o wiele bardziej – nawet z błędem. Pozostawiło to straszny niesmak. Który po części łagodzi to co Yags zrobił. Jejku, moje uwielbienie dla tego faceta osiągnęło poziom dla mnie samej niewyobrażalny :)
Do dziś mam łzy w oczach jak oglądam jego programy. Emocje i podskoki Tarasowej.
Cieszyło to tym bardziej, że w 2001 roku i na ME i na MŚ przegrał z Pluszem. Pamiętam do dziś jak denerwowały mnie nagłówki „Jagudion zrobił co mógł, Pluszcenko zrobił co chciał”. Wrrrrrrrrrrr

Turyn – jak dla większości z Was i dla mnie jest najmniej zapamiętywalny. Niefajne podium w tańcach, przegrana Słuckiej, złoto dla Plusa, który wcale mnie nie jarał, złoto dla Totmianinej i Marynina – zasłużone, lubiłam ich, ale jako para byli dla mnie techniczni, coś jak obecnie Megan z Ericem. Tylko stabilniejsi od Kanadyjczyków. Były, minęły i tyle.

Vancouver to wiadomo – mega radość ze złotego medalu Tessy i Scotta. A poza tym – wybór pomiędzy Pluszem i Lizakiem to jak między dżumą a cholerą ;) ani jednego ani drugiego nie lubiłam. Wynik ani ziębił, ani grzał. W parach żal mi było strasznie Niemców. Jak się już nauczyłam ich kochać, to przegrali złoto – z powodu itp błędów :(
W paniach podobnie – mega nerw po sp, gdzie z do dziś z niejasnych dla mnie powodów wygrała Yuna. Mao IMO była w sp lepsza. W FP Yuna, bo Mao miała błędy, ale też rekord Yuny z tamtych zawodów to jakieś nieporozumienie.
No a Soczi to Soczi. Nowa konkurencja, zmiany. Własciwie to się mogę pod słowami Ani dot. Soczi podpisać.

: 2015-01-13, 11:56
autor: Zakręcona
Co [prawda w porównaniu z Wami moje wspomnienia są dosyć skromne bo pierwsze igrzyska jakie pamiętam to Salt Lake City, Miałam wtedy 8 czy 9 lat i techniczne niuanse były dla mnie czarną magią, ale może właśnie dlatego tak zapamiętałam te igrzyska. Podobało mi się prawie wszystko :D to w jaki sposób łyżwiarze się poruszają po tafli ich stroje (no może nie wszystkich ;) )
A tak bardziej szczegółowo to jeśli chodzi o tańce to zakochałam się w Marinie i Gwendalu, bardzo podobał mi się ich tanieć oryginalny.
Jeśli chodzi o pary sportowe to zapamiętałam chyba głównie tą aferę z sędziowaniem (do tej pory nie rozumiem systemu "szóstkowego"). Po obejrzeniu już po jakimś czasie programów Rosjan i Kanadyjczyków muszę jednak przyznać, że występ Rosjan bardziej mi się podobał.
W rywalizacji pań było mi bardzo szkoda Michelle Kwan (bo tylko brąz) i Sashy Cohen (bo bez medalu), a program Hughes chociaż technicznie dobry to ogólnie był jakiś taki bezbarwny i nudny, przynajmniej dla mnie.
Rywalizacja panów, no cóż, mam wrażenie że wspomnienia wszystkich z tej części są dosyć podobne :D Genialny występ Yagudina (Winter do tej pory mogłabym oglądać codziennie :) )
Wiem, że nikt nie powinien się cieszyć z cudzych błędów, ale pamiętam, że cieszyłam się jak głupia z upadku Pluschenki w pierwszym skoku :D

Turyn pamiętam chyba najmniej, ale jak widzę nie jestem odosobniona :)
Pary taneczne jakoś nie przyciągały wtedy mojej uwagi, ale dużo bardziej podobały mi sie występ Belbin/Agosto niż Navki i Kostomarova
W parach sportowych Totmianina i Marinin, zasłużyli na złoto chociaż nigdy za nimi nie
przepadałam, dla mnie zawsze byli trochę jak roboty - idealni technicznie, ale bez emocji.
U pań medal dla Sashy bardzo mnie ucieszył i ... muszę sobie przypomnieć programy Shizuki Arakawy bo kompletnie ich nie pamiętam :D
Emocje w rywalizacji panów towarzyszyły mi tylko podczas występów Lambiela. Uwielbiałam go, ale jego stroju do LP, tej zebry, do końca życia nie zapomnę :)

Vancouver
w rywalizacji panów było mi wszystko jedno kto zdobędzie złoto bo ani Lysacek ani Pluschenko nie wzbudzali we mnie cieplejszych uczuć.
W tańcach radość ze złotego medalu Tessy i Scotta i brązu dla Domniny i Shabalina. taniec obowiązkowy i dowolny Kanadyjczyków moge oglądać codziennie :) a u Rosjan nie podobał mi się tylko taniec oryginalny, a zwłaszcza stroje Aborygenów, były delikatnie mówiąc dziwne.
W parach sportowych było mi szkoda Aliony i Robina, Chińczycy jakos nigdy nie zachwycali mnie swoimi programami.
U pań miałam problem lubiłam i Yune i Mao, nie bardzo rozumiałam tak wysoką notę Yuny za krótki bo dla mnie powinna go wygrać Mao

Soczi
miany w postaci konkursu drużynowego.
W tańcach "tylko" srebro Tessy Scotta, ale muszę przyznać, że Meryl i Charli byli lepsi od Kanadyjczyków.
W parach sportowych Niemcy znowu " tylko brąz" ale bardzo podobał mi się p. dowolny Stolbovej i Klimova.
Co do reszty to mam wrażenie, że mam podobne odczucia do Ani - Pluschenko i to jego kombinowanie żeby w ogóle na tych igrzyskach być itd.