Strona 1 z 4

Podróże małe i duże

: 2014-01-10, 15:15
autor: eastern_star
Na pewno są wśród nas miłośnicy podróży bliższych i dalszych. Ten temat powstaje więc z myślą o wszystkich, którzy chcieliby podzielić się wrażeniami z jakiejś eskapady, czy polecić jakieś miejsce godne odwiedzenia.

Ja musze przyznać, że pasję podróżniczą wyniosłem niejako z domu. Moja mama jest zapaloną podróżniczką, więc od najmłodszych lat chcąc, nie chcąc (chcąc!) towarzyszyłem jej w prawie wszystkich wyprawach. Do tego dochodziły jeszcze stosunkowo częste przeprowadzki, które też chcąc, nie chcąc (nie chcąc!) sprzyjały poznawaniu nowych miast.

Aktualnie, lista odwiedzonych przeze mnie krajów zatrzymała się na liczbie 24 i przedstawia się tak:

Obrazek
+ Kanada i USA

Nie jest źle, ale pozostało jeszcze sporo białych plam do wypełnienia. Dwie z nich na szczęście znikną już niebawem. W maju 2014 pierwszy raz odwiedzę Bułgarię, a w roku 2015 Szkocję. Ambitny plan zawiera jeszcze wakacyjny wypad do Finlandii we wrześniu, ale to mocno uzależnione jest od czynników czasowo-finansowych. Jeśli się uda - będzie wspaniale, choć trochę przeraża mnie liczba znajomych, których chciałbym odwiedzić podczas pobytu w Finlandii :P

****

Jeśli chodzi o przygody podróżnicze, to na szczęście obyło się bez większych dramatów, ale kilka - z perspektywy czasu - zabawnych historii mi się przytrafiło. Wymienię tu trzy - żeby było zabawniej, każda miała miejsce na innym kontynencie.

Pierwsza to powrót z dwutygodniowego pobytu z koleżanką i jej rodzicami w Górach Skalistych na trasie Bozeman - Denver - Chicago. Pobyt w parku narodowym Yellowstone był dla mnie wyjątkowy nie tylko dlatego, że pierwszy raz w życiu widziałem bizona i niedźwiedzia, ale także dlatego, że właśnie tam udało mi się skompletować kolekcję "ćwiartek" (monet ćwierćdolarowych, na rewersie których znajdowało się zdjęcie i motto jednego ze stanów). Po powrocie, jak najszybciej chciałem podzielić się ze wszystkimi moją kolekcją. Po otwarciu torby podróznej znalazłem w niej jednak liścik od odpowiednich służb z informacją, że mój bagaż był sprawdzony. Niestety, służbom najwyraźniej się spieszyło, bo bałagan, jaki zrobili, pakując wszystko z powrotem był nie do opisania. Najgorsze jednak, że podczas kontroli "zawieruszyło się" osiem "ćwiartek", w tym Oklahoma, którą zdobyłem jako ostatnią. Historia ma jednak szczęśliwy koniec, bo dwa miesiące później kolekcja znów została skompletowana, szczęśliwie zniosła podróż do Europy i leży na honorowym miejscu do dziś.

Druga historia jest jeszcze bardziej świeża. Podczas pobytu w Portugalii postanowiliśmy wybrać się trzyosobową grupą na wycieczkę do hiszpańskiego miasta Santiago de Compostela (tego samego, w którym w ubiegłym roku doszło do słynnej katastrofy kolejowej). My na szczęście jechaliśmy samochodem i podróż przebiegła bardzo spokojnie. Po kilku godzinach w aucie nabraliśmy jednak ochoty na jakiś posiłek, więc po dotarciu na miejsce weszliśmy do pierwszej napotkanej restauracji. Zamówienie składaliśmy po angielsku, a przyjmujący je kelner bacznie nas słuchał, co chwilę potakująco kiwając głową. Gdy skończyliśmy, odwrócił się i na cały głos zawołał: "Migueeeeeeeeeeel, Ingleeeeeeeeeeeeeees!" Okrzyk był tak donośny, że wzbudziliśmy zainteresowanie gości nie tylko naszej restauracji, ale i kilku okolicznych, a Miguel i jego kolega otrzymali być może największy napiwek w swojej karierze.

Trzecia historia to dawne dzieje i wakacje z mamą w Turcji. Jako zwolennicy aktywnego sposobu spędzania wolnego czasu oczywiście zapisaliśmy się na sporą liczbę wycieczek fakultatywnych. Jedną z nich był wyjazd do Istambułu, który nastapić miał z samego rana, bodajże o godzinie 6:40. Odbywało sie to w taki sposób, że autokar z (jak się okazało) tureckim kierowcą jeździł od hotelu do hotelu, zabierając gości, a później kierował się na Istambuł. My na miejscu zbiórki przed hotelem zameldowaliśmy się tradycyjnie kilkanaście minut przed terminem (byliśmy jedynymi gośćmi z naszego hotelu, którzy jechali). Cierpliwie czekaliśmy, ale autokar cały czas nie nadjeżdżał. W końcu mama postanowiła zadzwonić do rezydenta zapytać się, co się stało. Okazało się, że nasz beztroski turecki przewoźnik znajduje się już w drodze do Istambułu. Na szczęście, nie zdążył odjechać daleko i - choć kilkadziesiąt minut później niż planowaliśmy - znaleźliśmy się w autokarze jadącym do największego miasta Turcji, które okazało się wspaniałym miejscem!

****

Innym rodzajem podróżowania są wyjazdy na imprezy sportowe. Jeśli chodzi o łyżwiarstwo, to nie mam się czym chwalić na tym polu, gdyż jedyną imprezą, którą obejrzałem na żywo są ... Mistrzostwa Świata w Łyżwiarstwie Synchronicznym (Göteborg 2012). Poszedłem tam głównie dopingować moją koleżankę, która jeździ w jednej z formacji (a od 2013 roku jest jej kapitanką). Ostatecznie nawet przyniosłem im szczęście, choć ona akurat popełniła jeden poważny błąd.

Skoro już i tak piszę najdłuższy post w historii forum to przytoczę jeszcze jedną anegdotę. Pewnego dnia ze wspomnianą dziewczyną prowadziłem ożywioną dyskusję na temat (surprise, surprise) łyżwiarstwa. Po chwili dołaczył do nas jej znajomy z uczelni, nie do końca zorientowany w temacie. Próbując właczyć się do dyskusji zapytał się jej "A ty jeździsz sama, czy z chłopakiem?", na co ona odpowiedziała bez zastanowienia "Z dziewczynami!". Jego mina, gdy to usłyszał - bezcenna.

Wracając do sportowych podrózy to nieco bardziej okazała jest lista imprez gimnastycznych, które obejrzałem na żywo:

Mistrzostwa Świata - Aarhus 2006, Rotterdam 2010, Antwerpia 2013
Mistrzostwa Europy - Berlin 2011, Moskwa 2013, niebawem Sofia 2014

Oczywiście anegdot gimnastycznych (typu: co robi Larisa Iordache, gdy akurat nie stoi na równoważni) też by się trochę znalazło, ale ich miejsce będzie w temacie gimnastycznym, który prędzej czy później pewnie się na naszym forum pojawi. Tymczasem zachęcam wszystkie podróżniczki i podrózników do dzielenia się wspomnieniami i planami.

Obrazek

: 2014-01-10, 15:30
autor: Paula
Jej... Ale z Ciebie podróżnik :D Ja to byłam w Niemczech i to w dodatku nie wiem w jakim mieście (zbyt długa nazwa jak na wtedy mój 9-letni umysł) i kilka razy w Czechach... Wiem, że w Opavie byłam, ale tych kilku innych miast niestety nie pamiętam :D
A z imprez sportowych to się w ogóle nie mogę pochwalić, gdyż moi rodzice nigdy się nie zgodzą na to, żebym sobie gdzieś pojechała w roku szkolny (zazwyczaj największe imprezy sportowe są właśnie w tym czasie). Tak więc czekam na własną niezależność :P

: 2014-01-11, 22:10
autor: kasik8222
Masz wielkie szczęście ok2 . Ja pewnie przez całe życie tyle nie zwiedzę. Marzy mi się Norwegia. Urodzić się tam to jak los na loterii.

: 2014-01-12, 20:45
autor: Haley452
Ja spędziłam pięć miesięcy Erasmusa na Malcie... powiem tak, na wymianę studencką idealne miejsce. Wszyscy mówią po angielsku (to obok maltańskiego język oficjalny), do tego słońce, morze, imprezy i bardzo międzynarodowe towarzystwo, można tam poznać ludzi dosłownie z całego świata - wśród moich najbliższych znajomych były Finki, Kanadyjczycy, Niemka, Hiszpanka, Angolczyk, dwóch Maltańczyków i Słoweniec (a to tylko moje najbliższe grono adoracji :D).

Generalnie miejsce jest tak samo ciekawe, jak pełne kontrastów, tak samo piękne, jak pełne absurdów. Zimą można zamarznąć w domach, bo nie mają ogrzewania, a przy temperaturze +5, +10 stopni i ogromnej wilgoci, wewnątrz nie było dużo cieplej. Latem można z kolei umrzeć z gorąca, ale wiosną jest tam po prostu cudownie. W słońcu na tyle ciepło, by się opalać, ale ogólnie na tyle chłodno, że można spokojnie zwiedzać i generalnie cieszyć się życiem :D maltańczycy są bardzo religijni, ale to nie przeszkadza im posiadać baaardzo, ale to baaaardzo rozszalałej strefy imprezowej, gdzie na trzeźwo lepiej nie wchodzić, bo przypomina to dziewiąty krąg piekła :P
Gdyby ktoś miał okazję być, polecam przede wszystkim Gozo i Comino - dwie mniejsze maltańskie wyspy, bardzo malownicze. Warto też zobaczyć klify i Blue Grotto oraz obowiązkowo Paradise Bay.

Tylko trzeba w razie czego przygotować się psychicznie na to, że bardzo ciężko tam cokolwiek załatwić (typowa południowa mentalność), autobusy jeżdżą na pi razy oko, więc można czekać nawet godzinę a tubylcy na każdym kroku próbują zdzierać z turystów. Jedzenie jest mieszanką kuchni angielskiej i włoskiej, czyli bardzo tłuste, bardzo syte i bardzo kaloryczne. Ale lody wyśmienite :D A najlepsze jest to, że pomimo tego tuczącego żarcia udało mi się tam schudnąć, bo wszędzie chodziłam pieszo (wspomniane nieprzyjeżdżające autobusy), a tam generalnie pagórek na pagórku, więc trening dla nóg pierwsza klasa :)

No, to chyba na razie tyle. Może kiedyś pokuszę się o opis innych moich wojaży, w tym łyżwiarskich, bo trochę tego było ;)

: 2014-01-15, 06:52
autor: yenny
eastern_star, przy Twoich podróżach to nawet nie ma czym się chwalić - ja tylko na Ukrainie kilka razy bylam i w Niemczech w Berlinie. I tyle. Wiele wyjazdow nie wyszło z powodów rożnych, np. jak mialam jechać do Hiszpanii to okazało się, że jestem w ciąży, więc zrezygnowałam z wyjazdu bo ciąża była zagrożona. Potem niestety poroniłam. Potem był wyjazd na Łotwę i Litwę, a potem na Słowację i do Austrii, znow się zapisałam i znów się okazało, że jestem w ciąży, zrezygnowałam i wtedy i dobrze, bo w tym czasie wylądowałam w szpitalu i leżałam juz do końca ciaży plackiem czyli całe 8 mcy. Więc kilka wyjazdów koło nosa przeszło, ale coś za coś - wiadomo. nie pojechałam też ze starszym synem do Chorwacji, bo coś w pracy się wtedy pokomplikowało.
Mam kilka marzeń - zobaczyć St. Petersburg, Norwegię, może Chorwacja jeszcze.
Nie mam jednak jakiegoś wielkiego parcia na to, ja się ... po prostu boję jeździc daleko,. Po poważnym wypadku z 2008 roku to juz całkiem.
No i mam lęk wysokości, do samolotu nie wsiądę za chiny ludowe :razz:

Za to mój syn zjechal niemal całą Europę, nie byl na Wyspach, w Skandynawii, niektorych krajach byłego ZSRR i Turcji. Resztę zaliczyl w wycieczkach dlugich i krotkich i akurat on we mnie się nie wdal, bo jeździć lubi.

: 2014-01-15, 10:02
autor: kasik8222
Ja ostatnio byłam na Chorwacji drugi raz. Wcześniej byłam tam na obozie młodzieżowym w 2000 roku, kilka lat po wojnie i jadąc tam ponownie po kilkunastu latach czułam się jak w kompletnie innym/nowym kraju. Jechaliśmy z chłopakiem samochodem (z małymi przygodami, bo zapomniał dowodu rejestracyjnego i musieliśmy się wracać spod czeskiej granicy :shock: ). Jeziora Plitvickie to prawdziwy cud natury. Polecam książkę "Chorwacka przystań", pisałam o niej w wątku o książkach.
Też miałam długoletnią przerwę w podróżach, a to nie miałam pieniędzy, a to nie było z kim... Przez ostatnie 4 lata sporo nadrobiłam. Marzy mi się także Sankt Petersburg i Moskwa. Mój brat był w Moskwie służbowo i przywiózł piękne zdjęcia. Albo Krym... Bardzo chętnie. Samolotem to leciałam tylko raz na Kretę i miałam miejsce przy oknie koło skrzydła. Co się to skrzydło przechyliło to ja serce w gardle :P

: 2014-06-21, 10:04
autor: kasik8222
Kochani, wybywam na Bałkany. Zdam pewnie relację po powrocie. Przez jakiś czas będę chyba odcięta od neta. Do zobaczenia i do popisania :37:

: 2014-06-21, 20:01
autor: LittleLotte
Ja ostatnio spełniłam swoje marzenie i pojechałam do Rumunii. Cudowny kraj pełen cudownych krajobrazów i równie cudownych ludzi ;) Przygód mieliśmy całkiem sporo, głównie związanych z organizacją. Kolację pierwszego wieczoru zapamiętam do końca życia - dosłownie przegląd tygodnia, począwszy od kurczaka, przez schab, kiełbasę, na skórze (sic!) skończywszy. Poddałam się przy trzeciej kości :P
Ale sam kraj rewelacyjny i zupełnie nieprzystający do naszych stereotypowych wyobrażeń. Widoki rzucają na kolana, architektura Bukowiny jest zachwycająca. To co mnie w pewien sposób zaszokowało, to częstotliwość pojawiania się drewnianych wozów, zaprzężonych w konie i - co najdziwniejsze - zarejestrowanych. W sensie z rejestracją z tyłu pojazdu. :P Inna dość zaskakując rzecz to świetne oznakowanie Rumunii - sęk w tym, że trzeba wiedzieć gdzie go szukać. Otóż przy wielu drogach są, rozmieszczone co kilometr niskie słupki z informacją, jaka to droga i ile kilometrów jest do dwóch czy trzech najbliższych miast.
Inna przygoda - związana tak z organizacją, jak pogodą - zdarzyła się - już podczas drogi powrotnej - na kolorowym cmentarzu w Sapincie. To naprawdę cmentarz, na którym znajdują się nagrobki z obrazkami i wierszykami przedstawiającymi, czym ta osoba zajmowała się za życia. Istotnie bardzo kolorowy. Figla spłatała pogoda - lało jak z cebra, a pomiędzy grobami są oczywiście zagłębienia terenu, więc cmentarz wyglądał jak pod wodą. Oczywiście musieliśmy wyjść z autobusu akurat wtedy, kiedy nastąpiło oberwanie chmury (po co czekać, nieprawdaż?). Oczywiście 3/4 wycieczki zwiedzanie zakończyło na podziwianiu bramy wejściowej tudzież kiosku z pamiątkami, a dwie osoby nawet nie raczyły opuścić autobusu. Wyjątków zebrało się w sumie 6-7 osób, w tym ja i odważnie ruszyliśmy na podbój cmentarza (na którym, rzecz jasna, nie wolno robić zdjęć, ale nawet dla ochroniarza ten deszcze był przeszkodą nie do pokonania). No, ale - kto jak nie ja - ruszyłam z kamerą i szczerym zaangażowaniem udokumentować wszystko, co mi się uda. Po 5 minutach stwierdziłam, że bardziej mokra już nie będę i parasolem chroniłam raczej kamerę niż siebie. Filmiki mam, pamiątka jest, a przyjemności dygotania z zimna przez następne kilkanaście godzin drogi do domu nikt mi nie odbierze :P
Co do zdjęć, to najzabawniejsze przygody przeżyłam w kolorowych monastyrach. Wrażenie jest niewiarygodne, naprawdę, monastyry są przepiękne. Oczywiście - zdjęcia tylko za "drobną" opłatą i tylko na zewnątrz (!). Nikt jednak nie miał zamiaru wyjechać stamtąd bez dokładnej dokumentacji. Wycieczka - a raczej te same kilka osób, które zdecydowały się zwiedzać Sapintę - podzieliła się więc na zmiany: część pierwsza pstrykała tyle zdjęć, ile się dało, a część druga pilnowała, co akurat robi miejscowy ochroniarz - czyli zakonnica z lokalnego klasztoru.
W monastyrach natknęliśmy się też na angielską wycieczkę. Ich przewodniczką była Rumunka, żywiąca wzruszające przekonanie o swojej znajomości języka angielskiego. A mówiłą tak biegle, że, kiedy wyszła coś załatwić, jedna z Angielek podeszła do mojej znajomej z pytaniem: "Zrozumiałaś coś? - "Tak" - "To cudownie - bo ja ani słowa!" :D

Miłej podróży, Kasiu :05:

: 2014-06-22, 18:41
autor: ivi
Kasia, życzę udanego urlopu.
Lotte, ciekawa relacja z Rumunii. Ja jeszcze tam nie byłam.

: 2014-06-22, 20:45
autor: Svietka
Baw się dobrze Kasik :)

To może kilka wspomnień z moich wypraw, głównie do krajów europejskich.

W liceum byłam na szkolnej wycieczce w Paryżu, bardzo zresztą udanej, z ciekawostek na Polach Elizejskich spacerował sobie wtedy Pan Jean Paul Belmondo, ten słynny aktor francuski, z pieskiem. Zwróciła mi na niego uwagę nasza pilotka no i mam z nim nawet zdjęcie, taka pamiątka z wycieczki :)

W ogóle jestem amatorką turystyki rowerowej i na kilku takich rowerowych wojażach byłam. Całkowicie rowerowych, tzn. zero samochodu a cały dobytek, czyli: namiot, śpiwór, karimata, trochę ciuchów, wszystko mieliśmy na bagażnikach naszych jednośladów ;) Piękna sprawa, zwłaszcza jak pogoda dopisuje, choć oczywiście momenty kryzysowe też się zdarzały, takie, że miałam ochotę rzucić rower w krzaki i łapać stopa, ale to normalne ;) Objechałam w ten sposób dwukrotnie duńską wyspę Bornholm, piękne miejsce na Bałtyku, raj dla rowerzystów, fajny klimat i super widoki. Momentami się czułam jak nad M.Śródziemnym. Bardzo rodzinna i przyjazna wyspa, polecam. Campingi mają tam bardzo dobrze wyposażone ale można nocować także u lokalnych gospodarzy, na ich trawniku, za niewielką opłatą. Na takich rowerowych wakacjach byłam też w Danii (tej lądowej) i Holandii, wiadomo, są to kraje niezwykle przyjazne dla rowerzystów. Polsce jeszcze naprawdę daleko, bardzo daleko do tego poziomu. Miałam możliwość także pojeździć rowerem po Sztokholmie i życzę sobie, żeby u nas w miastach kiedyś były takie warunki do jazdy jednośladem. Tam większość ludzi jeździ do pracy rowerem, facet w garniturze czy kobieta w spódnicy na rowerku to nie rzadkość. I nie przejmują się tym, czy rower jest wypasiony czy nie, widziałam ludzi jadących na takich gratach, że u nas nikt by na taki rower nie spojrzał nawet, a tam nikt się tym nie przejmuje. Dziecko do przyczepki, koszyk na zakupy i heja naprzód ;)

A jeszcze tak z innej beczki, 3 lata temu byłam na Ukrainie, jeszcze przed Euro. Lwów, Kijów, Charków. Z Kijowa do teraz mam przed oczami ogromy jak morze Dniepr, nie widziałam w Polsce tak wielkiej rzeki. Z Charkowa zaś ogromny posąg Lenina w centrum miasta na gigantycznym placu, Placu Wolności oczywiście. A pod posągiem siedzącą biedną babuszkę sprzedającą domowej roboty jakieś takie pierożki czy paszteciki, dobre były bo kupiłam od niej kilka. I jak wróciłam do kraju to doceniłam, że tu się urodziłam i tu żyję, tam naprawdę ludziom jest dużo trudniej, zresztą wszystko wybuchło tam teraz i widzimy co się dzieje.

: 2014-06-29, 11:46
autor: ivi
Svietka, te twoje wyprawy rowerowe to super sprawa. Ja chociaż uwielbiam jeździć na rowerze, to nigdy się na taki dłuższy wyjazd nie zdecydowałam. Chyba najbardziej bałabym się warunków atmosferycznych. Ale ciągle liczę, że może się kiedyś wybiorę tak jak Ty, rowerem na Bornholm. Miałam okazję sporo jeździć rowerem w Szwecji i zgadzam się, że Skandynawia dla rowerzystów to niemal raj na ziemi (niemal, bo niestety klimat nie zawsze sprzyja jeździe na rowerze).
Ja preferuję najbardziej turystykę samochodową.

: 2014-07-09, 11:24
autor: kasik8222
Witam wszystkich po powrocie z najciekawszych, najlepszych wakacji w życiu :37: . Jak tylko miałam dostęp do neta to trochę Was podczytywałam, ale miałam ciekawsze rzeczy do roboty :P . Zwiedziliśmy Chorwację, Czarnogórę, Bośnię i Serbię. Nocowaliśmy w prywatnych kwaterach u zawsze przemiłych gospodarzy, którzy raczyli nas lokalnymi przysmakami :mrgreen: . Na śniadania i kolacje zdarzało nam się jeść konserwy, ale nie żałowaliśmy sobie na obiadach i owocach morza.
Zacznę może od najsłabszych punktów wyprawy. Powiem Wam, że w życiu nie widziałam równie smutnego, szarego, brzydkiego miasta jak Belgrad. Myślę sobie, że Warszawa musiała tak właśnie wyglądać jakieś 30 lat temu. Pełno straszydeł z wielkiej płyty (dwa razy większych od polskiej normy), wszechogarniający socreal :-? . Ceny niższe od polskich, więc belgradzkie kawiarnie i restauracje trochę nam wynagrodziły ogólną szarzyznę. Z rzeczy wartych zobaczenia: jedna z największych na świecie świątyń chrześcijańskich czyli Cerkiew Świętego Sawy. Drugi i ostatni słaby punkt to zdecydowanie czarnogórska Budva. Każdy kto ceni sobie ciszę, spokój lub ma małe dziecko powinien omijać to miejsce szerokim łukiem. Umpa, umpa 24 h nastawione na rosyjskich turystów.
Cała reszta wyprawy była wymarzona. Forumowiczom wybierającym się do chorwackiego Dubrovnika polecam zatrzymać się w Slano, 30 kilometrów od Dubrovnika. My wybraliśmy Guest House Pavkovic. Przemili, pomocni gospodarze i ich na oko 11-letni syn robiący za tłumacza angielskiego ;) . Dubrovnik przywitał nas deszczem, mój chłopak już tam kiedyś był, ale dla mnie to była pierwsza wizyta. Naprawdę robi wrażenie.
Sarajewo. Piękna starówka, 1/3 kobiet na ulicach to muzułmanki w tradycyjnych nakryciach głowy, miasto kontrastów, widać że swoje przeszli, wiele cmentarzy, pyszna kawa po bośniacku i cavapcici tj. bałkańskie danie mięsne. Widać w Bośni ślady niedawnej powodzi. Zwiedziliśmy także piaskowe skały i wodospady Kravica. Byliśmy także w Mostarze (znowu piękna starówka, jedliśmy obiad z widokiem na meczet w trakcie nawoływania do modlitwy) i Medżugorie, które nie robi wielkiego wrażenia o ile nie jest się osobą religijną jadącą tam w intencji i po modlitwę. Pełno straganów z pamiątkami i trochę kiczu jak w naszych Łagiewnikach.
Czarnogóra, góry jak w Szwajcarii, ceny w kurortach też. Zamieszkaliśmy najpierw w Budvie a potem u Valentiny w Gorni Stoj, która miała piękny ogród, na wyjazd dostaliśmy świeżo zerwane cytryny, spiekłam sobie pupu na plaży Ada Bojana. Spokojne miejsce, trochę pustkowie przypominające amerykańskie prerie, mieliśmy upatrzoną restaurację u przemiłego kelnera, który na odchodne dał nam buteleczkę wina. Nasza gospodyni Valentina poczęstowała nas białym serem przypominającym w smaku naszego oscypka, w Budvie starszy gospodarz dał nam szynkę parmeńską i domowy chleb. W piekarni kupowaliśmy burka, to jest taka bułka zapiekana z serem lub mięsem, coś podobnego w smaku do pizzy.
Nigdy nie byłam na wakacjach all inclusive i to chyba dobrze. Podróżując samemu trzeba się trochę namęczyć, poszukać, poczytać, ale jesteś bliżej prawdziwego życia i ludzi. Masz okazję prowadzić ciekawe rozmowy z miejscowymi, nie jest się tak "odseparowanym" . Polecam Bałkany każdemu, to fascynujący region i ludzie. Na Chorwacji byłam już trzy razy i z każą wizytą kocham ten kraj coraz bardziej. Polecam wszystkim jeszcze raz książkę "Chorwacka przystań", zakochacie się :lol: .

: 2014-07-09, 17:14
autor: yenny
Kasia, marze o zobaczeniu Dubrovnika, zwłaszcza wtedy jak kręcą tam Grę o Tron :-D

: 2014-07-10, 13:08
autor: kasik8222
Polecam jeszcze piękną Zatokę Kotorską w Czarnogórze i czarnogórski Biogradski Park Narodowy. Udało nam się tam zrobić zdjęcie rodzinie uciekających łasiczek :mrgreen: a i jezioro równie piękne i czyste jak to plitwickie na Chorwacji.

: 2015-06-28, 07:29
autor: kasik8222
Pozdrawiam Was prosto ze słonecznej Albanii :37: Napiszę coś więcej po powrocie :mrgreen:.