Podróże małe i duże
: 2014-01-10, 15:15
Na pewno są wśród nas miłośnicy podróży bliższych i dalszych. Ten temat powstaje więc z myślą o wszystkich, którzy chcieliby podzielić się wrażeniami z jakiejś eskapady, czy polecić jakieś miejsce godne odwiedzenia.
Ja musze przyznać, że pasję podróżniczą wyniosłem niejako z domu. Moja mama jest zapaloną podróżniczką, więc od najmłodszych lat chcąc, nie chcąc (chcąc!) towarzyszyłem jej w prawie wszystkich wyprawach. Do tego dochodziły jeszcze stosunkowo częste przeprowadzki, które też chcąc, nie chcąc (nie chcąc!) sprzyjały poznawaniu nowych miast.
Aktualnie, lista odwiedzonych przeze mnie krajów zatrzymała się na liczbie 24 i przedstawia się tak:
+ Kanada i USA
Nie jest źle, ale pozostało jeszcze sporo białych plam do wypełnienia. Dwie z nich na szczęście znikną już niebawem. W maju 2014 pierwszy raz odwiedzę Bułgarię, a w roku 2015 Szkocję. Ambitny plan zawiera jeszcze wakacyjny wypad do Finlandii we wrześniu, ale to mocno uzależnione jest od czynników czasowo-finansowych. Jeśli się uda - będzie wspaniale, choć trochę przeraża mnie liczba znajomych, których chciałbym odwiedzić podczas pobytu w Finlandii :P
****
Jeśli chodzi o przygody podróżnicze, to na szczęście obyło się bez większych dramatów, ale kilka - z perspektywy czasu - zabawnych historii mi się przytrafiło. Wymienię tu trzy - żeby było zabawniej, każda miała miejsce na innym kontynencie.
Pierwsza to powrót z dwutygodniowego pobytu z koleżanką i jej rodzicami w Górach Skalistych na trasie Bozeman - Denver - Chicago. Pobyt w parku narodowym Yellowstone był dla mnie wyjątkowy nie tylko dlatego, że pierwszy raz w życiu widziałem bizona i niedźwiedzia, ale także dlatego, że właśnie tam udało mi się skompletować kolekcję "ćwiartek" (monet ćwierćdolarowych, na rewersie których znajdowało się zdjęcie i motto jednego ze stanów). Po powrocie, jak najszybciej chciałem podzielić się ze wszystkimi moją kolekcją. Po otwarciu torby podróznej znalazłem w niej jednak liścik od odpowiednich służb z informacją, że mój bagaż był sprawdzony. Niestety, służbom najwyraźniej się spieszyło, bo bałagan, jaki zrobili, pakując wszystko z powrotem był nie do opisania. Najgorsze jednak, że podczas kontroli "zawieruszyło się" osiem "ćwiartek", w tym Oklahoma, którą zdobyłem jako ostatnią. Historia ma jednak szczęśliwy koniec, bo dwa miesiące później kolekcja znów została skompletowana, szczęśliwie zniosła podróż do Europy i leży na honorowym miejscu do dziś.
Druga historia jest jeszcze bardziej świeża. Podczas pobytu w Portugalii postanowiliśmy wybrać się trzyosobową grupą na wycieczkę do hiszpańskiego miasta Santiago de Compostela (tego samego, w którym w ubiegłym roku doszło do słynnej katastrofy kolejowej). My na szczęście jechaliśmy samochodem i podróż przebiegła bardzo spokojnie. Po kilku godzinach w aucie nabraliśmy jednak ochoty na jakiś posiłek, więc po dotarciu na miejsce weszliśmy do pierwszej napotkanej restauracji. Zamówienie składaliśmy po angielsku, a przyjmujący je kelner bacznie nas słuchał, co chwilę potakująco kiwając głową. Gdy skończyliśmy, odwrócił się i na cały głos zawołał: "Migueeeeeeeeeeel, Ingleeeeeeeeeeeeeees!" Okrzyk był tak donośny, że wzbudziliśmy zainteresowanie gości nie tylko naszej restauracji, ale i kilku okolicznych, a Miguel i jego kolega otrzymali być może największy napiwek w swojej karierze.
Trzecia historia to dawne dzieje i wakacje z mamą w Turcji. Jako zwolennicy aktywnego sposobu spędzania wolnego czasu oczywiście zapisaliśmy się na sporą liczbę wycieczek fakultatywnych. Jedną z nich był wyjazd do Istambułu, który nastapić miał z samego rana, bodajże o godzinie 6:40. Odbywało sie to w taki sposób, że autokar z (jak się okazało) tureckim kierowcą jeździł od hotelu do hotelu, zabierając gości, a później kierował się na Istambuł. My na miejscu zbiórki przed hotelem zameldowaliśmy się tradycyjnie kilkanaście minut przed terminem (byliśmy jedynymi gośćmi z naszego hotelu, którzy jechali). Cierpliwie czekaliśmy, ale autokar cały czas nie nadjeżdżał. W końcu mama postanowiła zadzwonić do rezydenta zapytać się, co się stało. Okazało się, że nasz beztroski turecki przewoźnik znajduje się już w drodze do Istambułu. Na szczęście, nie zdążył odjechać daleko i - choć kilkadziesiąt minut później niż planowaliśmy - znaleźliśmy się w autokarze jadącym do największego miasta Turcji, które okazało się wspaniałym miejscem!
****
Innym rodzajem podróżowania są wyjazdy na imprezy sportowe. Jeśli chodzi o łyżwiarstwo, to nie mam się czym chwalić na tym polu, gdyż jedyną imprezą, którą obejrzałem na żywo są ... Mistrzostwa Świata w Łyżwiarstwie Synchronicznym (Göteborg 2012). Poszedłem tam głównie dopingować moją koleżankę, która jeździ w jednej z formacji (a od 2013 roku jest jej kapitanką). Ostatecznie nawet przyniosłem im szczęście, choć ona akurat popełniła jeden poważny błąd.
Skoro już i tak piszę najdłuższy post w historii forum to przytoczę jeszcze jedną anegdotę. Pewnego dnia ze wspomnianą dziewczyną prowadziłem ożywioną dyskusję na temat (surprise, surprise) łyżwiarstwa. Po chwili dołaczył do nas jej znajomy z uczelni, nie do końca zorientowany w temacie. Próbując właczyć się do dyskusji zapytał się jej "A ty jeździsz sama, czy z chłopakiem?", na co ona odpowiedziała bez zastanowienia "Z dziewczynami!". Jego mina, gdy to usłyszał - bezcenna.
Wracając do sportowych podrózy to nieco bardziej okazała jest lista imprez gimnastycznych, które obejrzałem na żywo:
Mistrzostwa Świata - Aarhus 2006, Rotterdam 2010, Antwerpia 2013
Mistrzostwa Europy - Berlin 2011, Moskwa 2013, niebawem Sofia 2014
Oczywiście anegdot gimnastycznych (typu: co robi Larisa Iordache, gdy akurat nie stoi na równoważni) też by się trochę znalazło, ale ich miejsce będzie w temacie gimnastycznym, który prędzej czy później pewnie się na naszym forum pojawi. Tymczasem zachęcam wszystkie podróżniczki i podrózników do dzielenia się wspomnieniami i planami.
Ja musze przyznać, że pasję podróżniczą wyniosłem niejako z domu. Moja mama jest zapaloną podróżniczką, więc od najmłodszych lat chcąc, nie chcąc (chcąc!) towarzyszyłem jej w prawie wszystkich wyprawach. Do tego dochodziły jeszcze stosunkowo częste przeprowadzki, które też chcąc, nie chcąc (nie chcąc!) sprzyjały poznawaniu nowych miast.
Aktualnie, lista odwiedzonych przeze mnie krajów zatrzymała się na liczbie 24 i przedstawia się tak:
+ Kanada i USA
Nie jest źle, ale pozostało jeszcze sporo białych plam do wypełnienia. Dwie z nich na szczęście znikną już niebawem. W maju 2014 pierwszy raz odwiedzę Bułgarię, a w roku 2015 Szkocję. Ambitny plan zawiera jeszcze wakacyjny wypad do Finlandii we wrześniu, ale to mocno uzależnione jest od czynników czasowo-finansowych. Jeśli się uda - będzie wspaniale, choć trochę przeraża mnie liczba znajomych, których chciałbym odwiedzić podczas pobytu w Finlandii :P
****
Jeśli chodzi o przygody podróżnicze, to na szczęście obyło się bez większych dramatów, ale kilka - z perspektywy czasu - zabawnych historii mi się przytrafiło. Wymienię tu trzy - żeby było zabawniej, każda miała miejsce na innym kontynencie.
Pierwsza to powrót z dwutygodniowego pobytu z koleżanką i jej rodzicami w Górach Skalistych na trasie Bozeman - Denver - Chicago. Pobyt w parku narodowym Yellowstone był dla mnie wyjątkowy nie tylko dlatego, że pierwszy raz w życiu widziałem bizona i niedźwiedzia, ale także dlatego, że właśnie tam udało mi się skompletować kolekcję "ćwiartek" (monet ćwierćdolarowych, na rewersie których znajdowało się zdjęcie i motto jednego ze stanów). Po powrocie, jak najszybciej chciałem podzielić się ze wszystkimi moją kolekcją. Po otwarciu torby podróznej znalazłem w niej jednak liścik od odpowiednich służb z informacją, że mój bagaż był sprawdzony. Niestety, służbom najwyraźniej się spieszyło, bo bałagan, jaki zrobili, pakując wszystko z powrotem był nie do opisania. Najgorsze jednak, że podczas kontroli "zawieruszyło się" osiem "ćwiartek", w tym Oklahoma, którą zdobyłem jako ostatnią. Historia ma jednak szczęśliwy koniec, bo dwa miesiące później kolekcja znów została skompletowana, szczęśliwie zniosła podróż do Europy i leży na honorowym miejscu do dziś.
Druga historia jest jeszcze bardziej świeża. Podczas pobytu w Portugalii postanowiliśmy wybrać się trzyosobową grupą na wycieczkę do hiszpańskiego miasta Santiago de Compostela (tego samego, w którym w ubiegłym roku doszło do słynnej katastrofy kolejowej). My na szczęście jechaliśmy samochodem i podróż przebiegła bardzo spokojnie. Po kilku godzinach w aucie nabraliśmy jednak ochoty na jakiś posiłek, więc po dotarciu na miejsce weszliśmy do pierwszej napotkanej restauracji. Zamówienie składaliśmy po angielsku, a przyjmujący je kelner bacznie nas słuchał, co chwilę potakująco kiwając głową. Gdy skończyliśmy, odwrócił się i na cały głos zawołał: "Migueeeeeeeeeeel, Ingleeeeeeeeeeeeeees!" Okrzyk był tak donośny, że wzbudziliśmy zainteresowanie gości nie tylko naszej restauracji, ale i kilku okolicznych, a Miguel i jego kolega otrzymali być może największy napiwek w swojej karierze.
Trzecia historia to dawne dzieje i wakacje z mamą w Turcji. Jako zwolennicy aktywnego sposobu spędzania wolnego czasu oczywiście zapisaliśmy się na sporą liczbę wycieczek fakultatywnych. Jedną z nich był wyjazd do Istambułu, który nastapić miał z samego rana, bodajże o godzinie 6:40. Odbywało sie to w taki sposób, że autokar z (jak się okazało) tureckim kierowcą jeździł od hotelu do hotelu, zabierając gości, a później kierował się na Istambuł. My na miejscu zbiórki przed hotelem zameldowaliśmy się tradycyjnie kilkanaście minut przed terminem (byliśmy jedynymi gośćmi z naszego hotelu, którzy jechali). Cierpliwie czekaliśmy, ale autokar cały czas nie nadjeżdżał. W końcu mama postanowiła zadzwonić do rezydenta zapytać się, co się stało. Okazało się, że nasz beztroski turecki przewoźnik znajduje się już w drodze do Istambułu. Na szczęście, nie zdążył odjechać daleko i - choć kilkadziesiąt minut później niż planowaliśmy - znaleźliśmy się w autokarze jadącym do największego miasta Turcji, które okazało się wspaniałym miejscem!
****
Innym rodzajem podróżowania są wyjazdy na imprezy sportowe. Jeśli chodzi o łyżwiarstwo, to nie mam się czym chwalić na tym polu, gdyż jedyną imprezą, którą obejrzałem na żywo są ... Mistrzostwa Świata w Łyżwiarstwie Synchronicznym (Göteborg 2012). Poszedłem tam głównie dopingować moją koleżankę, która jeździ w jednej z formacji (a od 2013 roku jest jej kapitanką). Ostatecznie nawet przyniosłem im szczęście, choć ona akurat popełniła jeden poważny błąd.
Skoro już i tak piszę najdłuższy post w historii forum to przytoczę jeszcze jedną anegdotę. Pewnego dnia ze wspomnianą dziewczyną prowadziłem ożywioną dyskusję na temat (surprise, surprise) łyżwiarstwa. Po chwili dołaczył do nas jej znajomy z uczelni, nie do końca zorientowany w temacie. Próbując właczyć się do dyskusji zapytał się jej "A ty jeździsz sama, czy z chłopakiem?", na co ona odpowiedziała bez zastanowienia "Z dziewczynami!". Jego mina, gdy to usłyszał - bezcenna.
Wracając do sportowych podrózy to nieco bardziej okazała jest lista imprez gimnastycznych, które obejrzałem na żywo:
Mistrzostwa Świata - Aarhus 2006, Rotterdam 2010, Antwerpia 2013
Mistrzostwa Europy - Berlin 2011, Moskwa 2013, niebawem Sofia 2014
Oczywiście anegdot gimnastycznych (typu: co robi Larisa Iordache, gdy akurat nie stoi na równoważni) też by się trochę znalazło, ale ich miejsce będzie w temacie gimnastycznym, który prędzej czy później pewnie się na naszym forum pojawi. Tymczasem zachęcam wszystkie podróżniczki i podrózników do dzielenia się wspomnieniami i planami.